czwartek, 9 lipca 2015

Rozdział 2

Perspektywa Liama

Wczorajszy wieczór był udany, bawiłem się dobrze. Chłopaki oczywiście szaleli ze swoimi dziewczynami na parkiecie, a ja jak ten głupi burak siedziałem popijając trzecie piwo. Szukałem wzrokiem tajemniczej brunetki, ale chyba sobie już poszła. Szkoda, bo genialnie się poruszała i cudownie się na nią patrzyło. Dla kogoś obcego mogłoby się to wydawać dziwne, że jako młody chłopak i w miarę atrakcyjny, siedziałem sam pośród tylu zakochanych par. Ale co ja poradzę na to, że akurat taki jestem? Że nie potrafię zatrzymać przy swoim boku kobiety. Chyba lepiej wychodzi mi gapienie się na nie, niż na przykład gadanie z nimi. Chciałbym być taki jak moi kumple. Każdy z nich ma dziewczynę od kilku już lat i dzięki temu czują się szczęśliwi. Chciałbym zakochać się w kimś tak bardzo, że gdyby tej osoby nie było obok mnie, to bolałoby mnie serce ze smutku i tęsknoty za nią. Wiem, że zachowuję się żałośnie ciągle użalając się nad sobą i w dodatku siedząc sam w mieszkaniu pośród pustych czterech ścian.
- Aaaa! - ryknąłem, gdy gorąca kawa wylała mi się na spodnie robiąc wielką brązową plamę. Wyglądałem jakbym właśnie w tym momencie zesikał się w gacie.
Szybko wstałem i trzymając się w kroku, pobiegłem do łazienki. Dlaczego zawsze to co najgorsze musi przytrafiać się akurat mnie?
Telewizor grał głośno, gdy ja prałem w zlewie brudne spodnie. Nagle jakby coś we mnie trafiło i usłyszałem bardzo dobrze znaną mi nazwę ulicy. Tam, gdzie często ścigamy się z chłopakami. To już druga nasza kryjówka, którą teraz ktoś odkrył.
Nosz kurwa, pomyślałem sobie. W samych bokserkach pobiegłem do salonu. Stanąłem naprzeciwko odbiornika i słuchałem uważnie co tym razem mówią.
- Nasz wysłannik dostał wczoraj wieczorem cynk, że w tej okolicy odbywają się nielegalne wyścigi samochodowe. Sprawdziliśmy to i okazało się, że to prawda. Kilkoro ludzi przechadzających się po okolicy potwierdziło nasze przypuszczenia. Tak jak i poprzednim razem, zapewniamy państwa że zajmiemy się to sprawą i za niedługo podamy więcej informacji na ten temat. Dla wiadomości Spot, Michael Smith.
- Znów to samo. - bąknąłem do siebie wyłączając telewizor. Kto mógł na nas zakablować? Wszyscy zgodnie twierdziliśmy, że to Alvin i nie zdziwiłbym się gdyby okazało się, że to on jest tym który na nas kabluje. Wiem jedno: że znajdę tego kogoś kto to robi i obiecuję sobie, że urwę mu łeb zanim zdąży coś powiedzieć.
Po chwili mój telefon zabrzęczał na szafce w salonie. Wzdychając podbiegłem do niego i czytając imię Harry'ego na wyświetlaczu odebrałem połączenie.
- Widziałeś wiadomości? - zapytał na wstępie.
- Tak i szlag mnie trafia. Już druga nasza kryjówka została odkryta. Jak tak dalej pójdzie obawiam się, że za niedługo nie będziemy mieli gdzie się ścigać. - odpowiedziałem pocierając skronie. Głowa zaczęła mnie już boleć.
- No wiem stary. Musimy coś z tym zrobić. Ja mogę poszperać u ojca w biurze, bo słyszałem jak gadał coś dziś do mamy o wyścigach. Więc, jakby coś to podam konkretniejsze informacje jak tylko się czegoś dowiem. - zaproponował Harry. Świetny pomysł pomyślałem.
- Harry? - zapytałem niepewnie przyjaciela po chwili.
- Co? - słyszałem jak westchnął.
- Myślisz, że to Alvin wszystko wygaduje?
- Jestem tego w stu procentach pewny. Ale na razie nie możemy go o nic oskarżyć, bo przecież mamy na to dowodów. - powiedział, a ja pomyślałem że to znowu świetny pomysł.
- Liam, nie przejmuj się jakoś damy radę. Nikt nie będzie wtrącał się do naszego życia, gdy my tego nie chcemy. - dodał na koniec, po czym się rozłączyliśmy.
Harry miał rację, musimy coś z tym zrobić, aby zdemaskować osobę, która cały czas odkrywa nasze kryjówki.


Perspektywa Lisy

Słońce wpadające przez zasłonięte zasłony spowodowało, że otworzyłam oczy. Dlaczego ja wczoraj wieczorem nie zasłoniłam okna? Irytujący dźwięk telefonu dobiegającego z kuchni zmusił mnie do wstania z łóżkaWyczołgałam się z ciepłej jeszcze pościeli i szurając nogami po parkiecie przeszłam do kuchni. Wyszperała głośno dzwoniący telefon z wnętrza torebki i nie patrząc kto dzwoni, odebrałam.
Musiałam przytrzymać się blatu, ponieważ głośny ryk Alvina z drugiej strony aparatu prawie zwalił mnie z nóg.
- Dlaczego to zrobiłaś?! - zapytał z wyrzutem w głosie.
- Al, Al, Al, spokojnie. Powiedz mi jeszcze raz o co chodzi? - zapytałam nalewając do szklanki wodę mineralną i pijając ją powoli. Zastanawiałam się dlaczego mam tak sucho w ustach, ale przecież wczoraj w klubie nieźle dałam czadu. Kac ma swoje prawa.
- Dlaczego znów wydałaś kryjówkę grupy Liama? - zapytał. W ogóle nie wiedziałam o co mu chodziło. Ale po chwili, do mojej głowy dotarły wspomnienia z wczorajszej nocy. Znów wydałam grupkę kumpli z Wolverhampton, ale w końcu miałam ku temu powody.
- Tak jakoś wyszło. - wzruszyłam ramionami uśmiechając się z wyższością sącząc napój.
- Tak. Jakoś. Wyszło?! - Alvin krzyknął do słuchawki, a ja musiałam odsunąć urządzenie od ucha.
- Daj spokój Al, przecież nic się nie stało. Podzielę się z tobą kasą, gdy tylko przeleją mi ją na konto. - zaśmiałam się w duchu. Już wyobrażałam sobie na co przeznaczę pieniądze z tego, jakże zacnego posunięcia.
- Nie chcę twoich pieprzonych pieniędzy! Wiesz, że oni myślą że to ja ich wydałem? Tylko ja wiedziałam o tym i oni teraz myślą, że ja to zrobiłem, rozumiesz? - prawie, że zaczął płakać, ale mnie w ogóle to nie wzruszyło. Śmiałam się tylko bezczelnie w duchu ciesząc się ze swojego zwycięstwa.
- Alvinku mój najdroższy, uwierz mi że ci głupi chłopcy nigdy się nie dowiedzą kto to zrobił.
- Ale podejrzewają mnie. Jasne, to ja wydałem ich pierwszą kryjówkę, ale tą drugą to nie ja, a ty. Jak mogłaś?! Nie po to ci o niej powiedziałem, żebyś od razu leciała do telewizji i mówiła im o tym.
Teraz to na dobre się rozpłakał, a myślałam, że jest bardziej męski.
- To mi się obrywa za ciebie. Nie po to ci o nich mówiłem, żebyś teraz mówiła wszystkim na około o tym, nie do tego to miało służyć. Chciałaś tylko znaleźć Liama Payne'a, aby zapłacił ci za wszystkie krzywdy tobie wyrządzone. A ty posunęłaś się do tego stopnia, że wygadałaś wszystkim stacjom telewizyjnym i radiowym o tym.
- I gazetom. - dodałam szczerząc zęby w uśmiechu.
- Gazetom też? - zdziwił się Alvin. - Ty naprawdę jesteś podła. - dodał zaskoczonym tonem.
- A to dopiero początek. - przyznałam pewna siebie kiwając głową i już wymyślając kolejne posunięcie. Tak, to było to. Jesteś genialna, powiedziałam sobie w myślach zacierając ręce i czekając na odpowiedni moment, który nadejdzie już niedługo.



Perspektywa Liama

Nadszedł poniedziałek. Nie spałem całą noc. W sumie nie dziwie się sobie. Praktycznie do rana siedzieliśmy z chłopakami i obmyślaliśmy plan, jak rozszyfrować to kim jest ta wredna osoba która ciągle odkrywa nasze miejscówki.
Niestety nawet z zapisków ojca Harry'ego, które chłopakowi udało zdobyć się podstępem, nic nie wynikało. Dowiedzieliśmy się tylko kiedy, gdzie i o której godzinie dana osoba podała adres. Ale ani żadnego opisu sylwetki, ani nawet jaki miała pseudonim. W internecie było mnóstwo artykułów na ten temat. W telewizji w wiadomościach ciągle o tym mówili. Zastanawialiśmy się nawet czy by nie zadzwonić do telewizji, bądź radia i podać się za jakiegoś anonimowego słuchacza. Ale wątpiliśmy, aby ktokolwiek z zarządu podał nam takie informacje, skoro wszędzie mówili że były one poufne i nie do użytku publicznego. A myślę, że przynajmniej musieli wiedzieć jak dana osoba wyglądała.
Doszliśmy przynajmniej do jednego wniosku - ta osoba musiała nas, albo jednego z nas bardzo nienawidzić skoro robiła takie okropne rzeczy. Każdy z nas myślał nad tym kim może być ten osobnik, ale żadnemu z nas nie przyszło nic na myśl i nic nie wymyśliliśmy. Niestety.
Przy paru piwach i jakichś przekąskach spędziliśmy wczorajszy wieczór. Żaden z nas nie miał ochoty na nic konkretniejszego do jedzenia, każdy z nas miał ściśnięty żołądek. Denerwowaliśmy się, bo mieliśmy jeszcze kilka tajemnych miejscówek w mieście. Obawialiśmy się, że jeśli zrobimy wyścigi to ktoś nas na tym nakryje, a jak wiadomo one są nielegalne i możemy pójść do więzienia.
Budzik zadzwonił głośno na stoliku obok łóżka. Czas wstawać, pomyślałem sobie. Miałem dzisiaj dużo pracy, więc może to i dobrze, bo przynajmniej zajmę czymś mój umysł i nie będę ciągle myślał o tajemniczym prześladowcy, ani nawet o tym kim on może być.


***

Minęła dwunasta, a ja nic nie zrobiłem. Miałem nadzieję, że przy nawale pracy jaką mam dziś do zrobienia, zapomnę o całej tej chorej sytuacji. Ale nic to nie dało. Zamiast pracować, siedziałem przy biurku, a wokoło mnie walało się pełno faktur do wprowadzenia do komputera.
Jestem informatykiem i mam własną firmę. Jako młody i niedoświadczony jeszcze pracownik postanowiłem zrobić coś z pieniędzmi, które odziedziczyłem po zmarłym ojcu. Założyłem więc firmę. Mam dwustu ludzi pod sobą i trzy filie w Wielkiej Brytanii. Jestem panem swego świata, jak to mówią. Ale ostatnimi dniami wcale tak się nie czuje. Czuję jakby ktoś mnie prześladował i deptał mi ciągle po piętach, obserwował to co robię i czym się zajmuję. Czuję się po prostu osaczony.
Telefon na biurku zaczął dzwonić. Odebrałem go, a w słuchawce usłyszałem głos mojego pracownika, Charliego, starszego pana który od dawna zajmuje się komputerami i bardzo dobrze zna się na swoim fachu.
- Tak? - powiedziałem do słuchawki telefonu.
- Panie Payne, przyszła pana znajoma i koniecznie chce się z panem widzieć. Mam wpuścić?
Znajoma? Jaka znajoma?
- A jak się nazywa? - zapytałem drapiąc się po brodzie.
- Lisa Benson.
Nie znałem żadnej Lisy, pomyślałem sobie.
- Mam wpuścić czy nie? Dziewczyna bardzo się niecierpliwi. - zauważył starszy pan. Nie znałem jej, ale może ona znała mnie. A skoro miała do mnie jakąś sprawę, może lepiej będzie ją wpuścić?
- Poproś ją do mnie. - zażądałem odkładając słuchawkę.
Posprzątałem trochę na biurku, ale było tego zdecydowanie za dużo więc ostatecznie zostawiłem tak jak było.
Po chwili lekkie pukanie sprowadziło mnie na ziemię. Usadowiłem się wygodniej w fotelu i udając, że robię coś na laptopie powiedziałem głośne.
- Proszę.
A gdy drzwi od mojego gabinetu się otworzyły, zobaczyłem ją. Była to ta sama dziewczyna, która wygrała ze mną w wyścigach i którą obserwowałem w klubie.
Pojawiła się znikąd przede mną i podawała się za moją znajomą Gdybym tylko ją skądś pamiętał, ale nic nie przychodziło mi do głowy.
- Dzień dobry. - przywitała się ze mną zamykając za sobą drzwi.
Usiadła naprzeciwko mnie na jednym z krzeseł, przerzuciła długie, brąz włosy za plecy i przyglądała mi się z zaciekawioną miną.
- Eee – odchrząknąłem – Witam, w czym mogę pani pomóc? - zapytałem zamykając klapę laptopa i koncentrując się tylko na niej. Ten jej błysk w oczach, usta lekko rozchylone w nikłym uśmiechu. Miała coś intrygującego w sobie.
- Prawdę mówiąc trochę skłamałam panu pracownikowi na dole. Spotkaliśmy się raz na wyścigach, nie wiem czy pan mnie kojarzy, ale wygrałam z panem. - zauważyła, a moje palce zacisnęły się w pięści aż mi kostki pobielały. Tak, bardzo dobrze cię pamiętam ty brutalna i jakże atrakcyjna kobieto, pomyślałem sobie.
- Coś mi świta. - zmarszczyłem brwi udając, że próbuję sobie przypomnieć tą sytuacje. Ale tak naprawdę pamiętałem ją bardzo dobrze, bo jak można zapomnieć przegraną, zwłaszcza z kobietą. A ja Liam Payne nigdy nie przegrywam.
Dziewczyna przeszywała mnie swoim wzrokiem, jakby czekała na jakiś mój ruch.
Odchrząknęła i kontynuowała.
- No dobrze, więc przejdźmy do rzeczy. Zepsuł mi się komputer, a słyszałam że jest pan jednym z najlepszych fachowców w Londynie.
Czy ona zaczyna mi słodzić? Boję się.
- Poproszę o konkrety. - odezwałem się. Nie chciałem, aby pomyślała sobie, że skoro mi tak cukruje ulegnę jej czarowi i zaczniemy ze sobą flirtować. Co to, to nie. Na pewno nie u mnie.
- Gdy wczoraj chciałam go włączyć coś tak jakby piknęło i lekko się zadymiło. - wzruszyła ramionami i wyciągnęła z torebki swojego laptopa.
- Skoro się zadymiło, to uważam iż już nic nie da się z nim zrobić. Proponuję zakupić nowy komputer. - powiedziałem szczerze z uniesionymi wysoko brwiami chcąc być bardziej niż przekonujący.
- Co? Jak to? Nie da się naprawić? Ja miałam tam ważne notatki i pliki potrzebne mi do pracy. Proszę mi pomóc, zapłacę. - już wyciągała portfel, ale w porę zaprotestowałem. Nie potrzebowałem jej pieniędzy, przynajmniej na razie dopóki nie znajdę powodu zepsucia się urządzenia.
- Zobaczę co da się zrobić, ale nic nie obiecuję że je odzyskam. Proszę jednak liczyć się z tym, że to przegrana sprawa. - powiedziałem zrezygnowanym głosem.
Chciałem dziewczynie pomóc, ale nie mogłem też obiecywać że mi się to uda. W cuda nie wierzę.
- Dziękuje panu bardzo. Liczę na pana i trzymam kciuki. - odpowiedziała wstając z krzesła.
- Potrzebne mi będą jeszcze pani dane, jakiś kontakt, abyśmy się mogli z panią skontaktować. - powiedziałem wyciągając spod biurka notes i czekając już z długopisem w ręce na zanotowanie danych.
- Oczywiście - zgodziła się zajmując swoje poprzednie miejsce. - Lisa Benson – podając swoje imię i nazwisko znacząco na mnie popatrzyła, jakby czekała na moją reakcję. Dziwne. Zapisałem jeszcze numer telefonu i adres, po czym wyrwałem kartkę i nakleiłem ją na wierzchu laptopa.
- W takim razie dziękuję, za kilka dni się do pani odezwiemy i damy znać czy udało nam się coś zdziałać, czy też nie. - powiedziałem do niej.
- Dziękuję bardzo i liczę na pana. - uśmiechnęła się do mnie znacząco, po czym wyszła z mojego gabinetu. Co to właściwie było? Wydawało mi się, że skądś ją znam, ale za nic w świecie nie mogłem przypomnieć sobie skąd.


Perspektywa Lisy

Liam, Liam, Liam. On mnie w ogóle nie pamięta, ale nie dziwię mu się. Przecież wyglądam całkiem inaczej niż wtedy, gdy po raz ostatni się widzieliśmy. Nie mam już na sobie tych starych, śmiesznych okularów, ani aparatu na zębach. Wyglądam w końcu jak normalna, dziewczyna. Jestem o wiele ładniejsza, szczuplejsza i w końcu mogę zobaczyć palce u swoich stóp. Pracowałam długo, aby uzyskać taki efekt. Nie było łatwo, zwłaszcza na początku, ale postawiłam sobie za cel aby wyglądać jak miss świata i chyba mi się to udało. Przeważnie większość facetów w klubach ślini się na mój widok. Nie powiem, ale podoba mi się to. Takie właśnie reakcje chciałam uzyskiwać u facetów, a nie inne. Nie chciałam, aby patrzyli na mnie jak na jakiegoś biedaka i obgadywali za plecami, że wyglądam jak pasztet. Skończyły się te czasy, gdy zamiast iść z podniesioną głową prze ulicę, ja miałam ją spuszczoną w dół. Koniec. Definitywny koniec takiego życia. Skończyłam z tym sześć lat temu i od tamtego czasu staram się nie doprowadzić do stanu w jakim byłam jeszcze kilka lat wcześniej.
Liam i jego koleżkowie doprowadzili do tego, że chciałam się zabić. Tak, uprzykrzali mi życie na każdym kroku co nie było wcale miłe. Taranowali mnie na korytarzach, rzucali we mnie jedzeniem na stołówce, wyzywali mnie od świń i tak dalej. Nie potrafiłam się wtedy bronić. Byłam słaba i mało pewna siebie, nie potrafiłam zwrócić się też do innych o pomoc. Było mi z tym źle i pewnego dnia sięgnęłam po tabletki nasenne mojej mamy. Połknęłam tylko kilka białych pastylek i położyłam się do łóżka. Reszty nie pamiętam. Obudziłam się w szpitalu przypięta do miliona rurek i wtedy powiedziałam sobie: to koniec Lisa, nie możesz tak żyć, nie tak powinno wyglądać twoje życie. I tak właśnie się stało. Zaczęłam ostro ćwiczyć, przeszłam na dietę, mama przepisała mnie do innej szkoły. Cieszyłam się z tego. Obserwowałam w internecie życie Liama i jego paczki, ale głównie jego. Gdy dowiedziałam się, że wyjechał na studia do Londynu kamień spadł mi z serca, że w końcu nie będę obawiała się wyjść na miasto bojąc się, że go spotkam.
Ale, gdy rok temu dowiedziałam się, że chłopak wrócił do Wolverhampton postanowiłam zniszczyć mu życie tak samo jak on zrobił to mnie kilka lat wcześniej. Zbierałam o nim informacje, wiedziałam o nim prawie że wszystko. Jako dobra policjantka śledcza pracująca w tutejszej policji, udało mi się to wszystko zdobyć w dość krótkim czasie. Co prawda zajęło mi to rok, ale za każdą znalezioną nową informacją, moje nadzieje rosły na to że w końcu będę mogła mu się odwdzięczyć za wszystkie krzywdy wyrządzone mi w szkole.
Zaprzyjaźniłam się nawet z jego kolegą po fachu – Alvinem McLewisem. To było wszystko zaplanowane. Poza tym nawet polubiłam tego grubaska. Jest sympatyczny, miły i nic nie wie o moim planie. Chce tylko, z resztą tak jak i ja, zdemaskować miejscówki Liama i jego paczki, gdzie to ciągle odbywają się nielegalne wyścigi samochodowe. Bo Liam też mu kiedyś podpadł. Nie w szkole, ale trochę później.
Stałam przed budynkiem firmy tego palanta dość długi czas. Zatarłam dłonie w geście zwycięstwa i z uniesioną wysoko głową ruszyłam przed siebie, na podbój świata. Zepsuty komputer to był tylko pretekst, aby go bliżej poznać. To dopiero początek tego co zamierzałam zrobić.

Perspektywa Liama

Nie wiem czy mi się zdawało, ale przez całe nasze spotkanie brunetka ze mną flirtowała. Nawet mi się to podobało, ale nie dawałem tego po sobie poznać. Nie chciałem, aby pomyślała że lecę na jej tanią śpiewkę. Na szczęście miałem jej numer telefonu i wiedziałem, gdzie mieszkała więc była szansa, bym kiedyś do niej wpadł.
Żartuję, tak tylko sobie marzę.

***

Wróciłem do domu, było gdzieś po osiemnastej. Tak długo mi zeszło, ponieważ próbowałem naprawić komputer brunetki. Próbowałem, to naprawdę duże słowo. Starałem się coś z niego odzyskać, ale już teraz wiem że nie będzie to takie proste jak wydawało mi się na początku.
Gdy przekroczyłem tylko próg mieszkania wiedziałem, że marzę tylko o jednym – aby położyć się do łóżka i pooglądać telewizję. Taka perspektywa spędzenia samotnego wieczoru wyglądała najlepiej. Ewentualnie mógłbym zadzwonić do któregoś z chłopaków i zapytać co dziś robią, ale pomyślałem że to będzie lekka przesada, bo przecież każdy z nich ma swoje życie.
Zaświeciłem światło w kuchni i pierwsze co zrobiłem, to otworzyłem lodówkę, która świeciła pustkami, jak to zazwyczaj u mnie bywało.
Zabrałem tylko kluczyki od samochodu ze stolika i narzucając na siebie skórzaną kurtkę, wyszedłem z mieszkania.
Krążyłem po okolicy szukając jakiegoś otwartego o tej porze baru bądź knajpki, w której mógłbym zjeść jakiś pożywny posiłek. Ale każda miejscówka albo była całkiem zapełniona albo po prostu zamknięta. Dziwne, o tej porze zwłaszcza w taka parę roku jak ta, powinni mieć otwarte. Przecież mają wtedy największy ruch i mogą najwięcej zarobić.
Postanowiłem, więc wyjechać nieco za miasto z nadzieją że tam coś znajdę.
Wciskając gaz do do dechy ruszyłem do przodu. Mijałem jakieś stacje benzynowe, które miały tylko w swojej ofercie podgrzewane hot-dogi. Krzywiłem się na tę myśl. Chciałem zjeść coś konkretniejszego i pożywnego.
W pewnym momencie moim oczom ukazał się szyld małego baru stojącego pomiędzy drzewami. Lokal nosił nazwę „Bar pod drzewami”. Interesująca nazwa, pomyślałem sobie i włączając kierunkowskaz wjechałem na parking.
Wysiadłem z samochodu i ruszyłem w stronę drzwi.
Tylko kilka osób zajmowało stoliki pod ścianą. Gdy wszedłem do środka popatrzyli na mnie jak na jakiegoś zbira, zrobiło mi się trochę niezręcznie, ale uniosłem głowę w górę i podszedłem do lady, gdzie młoda blondynka czyściła właśnie szklanki. Gdy usiadłem na jednym z wysokich barowych krzeseł, popatrzyła na mnie. Była ubrana w czarny T-shirt oraz czarne krótkie spodenki. Jej oczy były takiego koloru jak ocean, a włosy miała związane w wysokiego kucyka. Jej szczery uśmiech sprawił, że wszystkie obawy które czułem zaraz po przekroczeniu progu baru zniknęły.
- Witam, w czym mogę pomóc? - zapytała odkładając kufel pod ladę. Zauważyłem, że miała aparat ortodontyczny na zębach. Wyglądała mi na dziewiętnaście, może dwadzieścia lat.
- Macie może coś do jedzenia? - zapytałem nachylając się lekko w jej stronę.
- Jasne. Sałatki, mięska, kanapki. Co sobie pan życzy. - wzruszyła ramionami uśmiechając się.
- A co … - popatrzyłem na jej czarną koszulkę, na której był przypięty identyfikator, z którego wynikało że dziewczyna ma na imię Emily. - Proponujesz Emily? - zapytałem obracając między palcami kluczyki od auta.
- Sałatki są pyszne, robione przez naszego szefa kuchni kilka minut przed podaniem. Do tego dodałabym bułeczkę francuską , która jest rzecz jasna ciepła i może jakiś sok? Wyciskany z pomarańczy. - zaproponowała. Jak mi to opowiadała, aż ślinka mi pociekła.
- To poproszę w takim razie to wszystko, o czym właśnie mi powiedziałaś. - uśmiechnąłem się do niej, a ona kiwnęła głową.
- Proszę sobie usiąść przy stoliku, a ja zaraz przyniosę posiłek. - powiedziała wskazując dłonią za mnie i zniknęła na zapleczu.
Udałem się w stronę stolika. Ściągnąłem kurtkę i wieszając ją na oparciu krzesła, usiadłem na nim. Zacząłem rozglądać się po wnętrzu lokalu. Naprawdę sympatyczne miejsce. Ktoś miał naprawdę świetny pomysł, aby stworzyć takie przytulne miejsce do spędzania wolnego czasu i nie tylko.
Ściany pokrywała tapeta ze wzorem łąk w czasie wiosny. Duże lampy na suficie dawały naprawdę dobre światło i rozświetlały całe pomieszczenie. W rogu zauważyłem stół bilardowy, a obok niego tarczę z rzutkami. Kiedyś, jako młody chłopak byłem w to niezły. Myślę, że jakbym teraz spróbował spokojnie trafiłbym w sam środek.
- Proszę to pańskie zamówienie, smacznego. - Emily pojawiła się obok mnie nie wiadomo skąd, kładąc przede mną tacę z jedzeniem. Wyglądało apetycznie, a zapach świeżej i gorącej bułeczki wywołał burczenie w moim brzuchu.
Podziękowałem jej i gdy dziewczyna odeszła w stronę baru, zacząłem wcinać posiłek. Wiedziałem, że ta moja dzisiejsza wycieczka nie poszła na marne i znalazłem świetne miejsce do którego będę mógł często przyjeżdżać, aby zjeść genialny posiłek.
W czasie jedzenia przypomniałem sobie rozmowę z Lisą. Coś mi świtało w głowie i tak myślę, że już kiedyś ją gdzieś spotkałem. Pewne jest to, że spotkałem ją dwa razy: na wyścigach oraz w klubie. Jej imię też mi coś mówiło, ale za cholerę nie mogłem sobie przypomnieć gdzie ją spotkałem.
Wywarła na mnie ogromny wpływ swoją postawą. Gdy tak rozmawialiśmy dzisiaj, wydawała się naprawdę miłą osobę, ale coś czułem że ma również coś niebezpiecznego w sobie. Jak to się mówi: cicha woda brzegi rwie, prawda?
Posiedziałem jeszcze chwilę w tym jakże uroczym i mającym w sobie magię miejscu. Popijając świeży sok z pomarańczy z kostkami lodu obserwowałem młodą parę siedzącą w rogu, po mojej prawej stronie. Widać było po nich, że są w sobie zabójczo zakochani. Chłopak patrzył na dziewczynę w taki sposób, jak kiedyś ja patrzyłem na Annie.
Pamiętam jak się poznaliśmy. Była zima, wybraliśmy się z chłopakami na lodowisko. Wygłupialiśmy się jak to na nas przystało. Byliśmy młodzi i nie panowaliśmy jeszcze nad swoimi czynami. Jedyne co mieliśmy w głowie to jedna wielka zabawa.
I gdy tak jeździliśmy ścigając się po całej powierzchni lodowiska, wtedy ją zobaczyłem. Stała z koleżanką przy barierce. Nawet pamiętam w co była ubrana. Czarna zimowa kurtka, biały szalik, rękawiczki i czapka z bawełny. Wyglądała jak taki mały miś w tej śmiesznej czapce z uszkami. Rozmawiała żywo z koleżanką, niesamowicie przy tym gestykulując. Podjechałem bliżej, aby przyjrzeć się jej z bliska. Starałem się robić to tak, abym nie został przyłapanym na gorącym uczynku. I wtedy mój kumpel – Niall, rzucił we mnie śnieżką. I oczywiście jak na niego przystało nie trafił we mnie, a w nią. Zawsze miał nietrafne cele, jeśli chodziło o tego typu zabawy. Śnieżka trafiła dziewczynę prosto w twarz. Uderzenie było tak mocne, że dziewczyna upadła na kolana na zimnym lodzie. Usłyszałem tylko za sobą głośne przekleństwo Nialla i szybko podjechałem do niej. Pomogłem jej się podnieść i wtedy to, po raz pierwszy na mnie spojrzała. Jej oczy były tak zjawiskowo hipnotyzujące, że nie mogłem oderwać od nich swojego wzroku. Pamiętam jak wybąkałem jakieś przeprosiny, gdy dziewczyna usuwała resztki śniegu ze swojej twarzy. Nawet z cieknącym śniegiem wyglądała przepięknie.
Pamiętam jak się słodko uśmiechnęła. I wtedy wszystko się zaczęło. Zaczęliśmy się spotykać, potem przerodziło się to w coś poważniejszego, aż w końcu wyznaliśmy sobie miłość. Można powiedzieć, że dzięki głupocie Nialla poznałem swoją pierwszą i jedyną dziewczynę. Nasi znajomi mówili nam, że idealnie do siebie pasujemy, że jesteśmy dla siebie stworzeni. Niestety, ale tak nie było. Po kilku latach zaczęliśmy się kłócić praktycznie o wszystko. Nie dogadywaliśmy się, potrafiliśmy wyżywać się na sobie cały czas. Aż doszło między nami do takiej kłótni, po której ona mnie zostawiła. Kilka miesięcy później widziałem ją z jakimś chłopakiem, szli główną ulica w mieście trzymając się za ręce i śmiejąc głośno. Może to nie ja byłem jej pisany, a ona nie była moja drugą połówką. Może gdzieś na tym świecie jest jeszcze jakaś kobieta, która będzie potrafiła mnie naprawdę pokochać.
Nagle moje wspomnienia uleciały, gdy do baru weszła znajoma mi już brunetka. Włosy miała schowane pod czarna czapką z napisem: „fuck it” na czole. Czyżby to było jej życiowe motto?
- Cześć Emily. Nalej mi coś mocnego, bo mi zaraz głowę rozsadzi. - powiedziała do kelnerki, gdy ta stała za barem.
Przyjrzałem się jej dokładnie. Ubrana była w ciemne dżinsy, białą koszulkę i czarną skórzaną kurtkę. Nie powiem, ale wyglądała naprawdę apetycznie i każdy wolny facet w tym barze zwrócił ku niej swój wzrok.
Dziewczyny zaczęły ze sobą rozmawiać. Widać było, że bardzo dobrze się znały, a nawet były lekko do siebie podobne.
Starałem się nie zwracać na piękną brunetkę uwagi, ale nie dałem rady. To było silniejsze ode mnie, dlatego pozostało mi tylko patrzeć na nią z daleka.
W końcu postanowiłem zabrać stamtąd swoje żałosne dupsko i wrócić do domu. Najadłem się, teraz tylko łóżko i spać.
Gdy wstałem od stolika moje krzesło narobiło niepotrzebnego hałasu, więc głowy wszystkich zgromadzonych, łącznie z Lisą, odwróciły się w moją stronę. Popatrzyłem na nią, a ona na mnie. Uśmiechnęła się i podeszła bliżej.
- No witam, witam. Znów się spotykamy. - zauważyła. Czy mi się zdawało, czy zjechała mnie z góry do dołu?
- Nasze drogi chyba lubią się spotkać. - powiedziałem lekko się uśmiechając.
- Zdecydowanie. Może to jakiś znak? - zapytała wzruszając ramionami. Nie odpowiedziałem, bo co mogłem rzec? Że tak, super się stało iż znów się spotykamy. Ale mam jedno zastrzeżenie, chyba ty mnie prześladujesz. Wiem, wredne z mojej strony ale takie miałem wrażenie. Gdziekolwiek się ruszałem, ona zawsze tam była. Wyścigi, potem klub, zjawiła się nawet w mojej firmie, a teraz to. Myślę, że to nie zbieg okoliczności, a coś co było zaplanowane.
Odchrząknęła, gdy nic nie powiedziałem, po czym kontynuowała.
- Fajnie było cię spotkać. - powiedziała i wróciła do baru. Westchnąłem tylko zrezygnowany tym jak mnie potraktowała i kładąc banknot na blacie odwróciłem się na pięcie i wyszedłem.
Zimny, letni wiatr zawiał mi prosto w twarz. Otuliłem się ciaśniej kurtką i naciskając guzik na pilocie otworzyłem samochód. Wślizgnąłem się na miejsce kierowcy i zastanawiałem przez chwilę kim może być ta tajemnicza Lisa Benson, której rzekomo jestem znajomym i która w jakiś dziwny sposób mnie znała. Tyle, że ja nie miałem bladego pojęcia skąd.

2 komentarze:

  1. Nie moge doczekac sie kolejnego ! Dawaj Lis czadu :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Lisa ma charakterek i to mi się podoba, więc czytam dalej :)

    Fanka numero 1 ❤

    OdpowiedzUsuń