niedziela, 30 sierpnia 2015

Rozdział 9

Perspektywa Liama

Rozciągnąłem zmęczone mięśnie i rozejrzałem się dookoła siebie. Szklanka z wodą stała na stoliku obok kanapy, więc wziąłem szybki łyk. Założyłem czarne spodnie, które w nocy zdjąłem, ponieważ było mi za gorąco i ruszyłem w stronę kuchni. Nagle, gdy tylko zrobiłem krok przed siebie coś przykuło moją uwagę. Długie nogi, plątanina brązowych włosów i pidżama z Myszką Mickey.
- Lisa! - krzyknąłem głośno podbiegając do niej szybko i upadając obok jej ciała na kolana. Uniosłem je głowę i położyłem sobie na kolanach.
Tak bardzo mi jej brakowało przez ten cały czas, tak bardzo za nią tęskniłem, ta bardzo ją kochałem że nie wyobrażałem sobie bez niej życia. Chciałem być zawsze przy niej, pocieszać ją gdy nadejdzie taka potrzeba, być zabójczo zazdrosny o byle co, zasypiać i budzić się obok niej codziennie, być po prostu blisko niej. Nie wyobrażałem sobie, aby było inaczej i aby tym kimś był inny facet. To miałem być ja i tylko ja.
- Lisa skarbie, proszę obudź się. - zacząłem do niej mówić, lekko uderzając ją w policzki, aby ją ocucić, ale nie chciała się wybudzić. Zauważyłem, że jest strasznie blada i schudła od ostatniego czasu, gdy po raz ostatni ją widziałem.
- Co tu się dzieje? - pani Benson, gdy tylko zeszła na dół w zielonym szlafroku, od razu wiedziała co się stało.
- Boże Lisa, skarbie. - przykucnęła obok nas biorąc rękę jej córki w swoje chude dłonie. Popatrzyła na mnie.
- Zemdlała. - oznajmiłem.
- Szybko, połóż ją na kanapie, a ja przyniosę wody. - oznajmiła mi i uciekła do kuchni. Wziąłem Lisę na ręce i zaniosłem ją w stronę kanapy. Przytuliła się do mnie mocno, a ja objąłem ją jeszcze mocniej i przytuliłem do swojej klatki piersiowej. Uśmiechnąłem się pod nosem, gdy wyszeptała.
- Nie zostawiaj mnie.
To jedno zdanie napawało mnie taką nadzieję, że może być lepiej. Że będzie lepiej między nami.
- Proszę. - mama Lisy wręczyła mi szklankę z wodą i przysiadła obok nóg Lisy. Wzięła jedną jej dłoń w swoje obie i lekko ucisnęła. Po chwili dziewczyna otworzyła oczy.
Była lekko zdezorientowana, popatrzyła najpierw na swoją mamę, na twarzy której widniała troska i zdenerwowanie, po chwili je oczy ujrzały mnie. Nie powiem, aby była zadowolona widząc mnie w jej domu, ale nic nie powiedziała. Patrzyła tylko na mnie z jakimś dziwnym nieznanym mi uczuciem wymalowanym na twarzy. Zdziwienie? Zaskoczenie? Złość? Nie miałem pojęcia po prostu była taka dziwna, nic nie mówiła. Zastanawiałem się nawet czy by już nie pójść stamtąd, ale wtedy przemówiła. Jej głos był taki schrypnięty, w ogóle nie podobny do jej słodkiego głosiku, którym zawsze mówiła.
- Co się stało? - zapytała biorąc ode mnie szklankę z wodą i upijając mały łyk.
- Zemdlałaś skarbie. - jej mama ubiegła mnie odpowiadając na jej pytanie. Dziewczyna posłała matce wymuszony uśmiech, w ogóle nie patrząc w moją stronę.
- Ja chyba już pojadę. - oznajmiłem wstając na równe nogi.
- Może zostaniesz na śniadanie? - zapytała mama Lisy, gdy ruszyłem w stronę korytarza, gdzie zostawiłem swoje buty.
- To nie jest najlepszy pomysł. - odpowiedziałem posyłając kobiecie uśmiech. Nie chciałem, aby myślała że się na nią gniewam. Po prostu widziałem po minie i spojrzeniu Lisy, że nie była za bardzo zadowolona widząc mnie w swoim domu o tak wczesnej porze. A cała moja pewność siebie z dnia wczorajszego gdzieś uleciała.
- Zostań proszę. Tyle dla nas zrobiłeś, że teraz tak głupio abyś od razu pojechał. - poprosiła jeszcze raz stając naprzeciwko mnie. Widziałem coś w jej oczach, jakby iskierkę nadziei że jednak jej córka zgodzi się ze mną porozmawiać i da sobie coś wytłumaczyć. Niestety ja byłem innego zdania. Jestem przegrany u Lisy po ostatnie dni mojego życia.
- Zostań. - zakomunikowała Lisa wychodząc na korytarz. - Zostań proszę. - powtórzyła patrząc mi przy tym prosto w oczy. Skanowałem jej ciało od góry do dołu podziwiając zgrabne nogi i jej piękne oczy. Nie wiedziałem czym sobie zasłużyłem na uwagę tej pięknej istoty, ale wiedziałem że gdy się zgodzę mogę się tego dowiedzieć.
W czasie śniadania Lisa wyglądała i zachowywała się inaczej. Nie tylko wobec mnie, ale ogólnie. Nie odzywała się w ogóle, skończyła posiłek i dziękując cicho zniknęła na górze.
- Zrozum ją, nie jest jej łatwo. - odezwała się jej mama, gdy zostaliśmy sami.
- Co ma pani przez to na myśli? - zapytałem marszcząc czoło. Popatrzyłem na kobietę nie rozumiejąc jej słów skierowanych do mnie w tamtym momencie.
- Jest w c…
- Idziemy? - zapytała Lisa wchodząc do kuchni i przerywając swojej mamie w połowie zdania.
Popatrzyłem na nią uśmiechając się lekko, gdy ta miała wzrok utkwiony w ścianie za mną.
Kiwnąłem tylko głową, po czym wstając wyszedłem z kuchni za dziewczyną i skierowaliśmy się w stronę drzwi.
Szliśmy obok siebie milcząc. Nie wiedziałem gdzie ona mnie prowadzi. Okolica była wyjątkowo cicha, gdzieniegdzie ktoś wychodził z domu po gazetę, inny żegnał się z żoną pocałunkiem, wsiadał do samochodu. Też chciałbym tak kiedyś mieć. Wychodzić z domu do pracy, być czyimś mężem, opiekować się własną żoną.
Kiedyś, jeszcze kilka lat wcześniej nie myślałem, że będę potrafił tak myśleć. Ba! Nie myślałem, że będę potrafił kogoś kochać. Wiem, że to może wydawać się komuś nieprawdopodobne, ale zmieniłem się. Największe zmiany w sobie widzę ja sam. Jestem zadowolony, że moje życie potoczyło się w tym kierunku. Zawsze starałem się być dla innych dobry, wiem że nie zawsze mi to wychodziło, ale przynajmniej próbowałem.
Lisa skręciła w lewo, gdzie przed nami pojawił się mały park z placem zabaw dla dzieci, drewnianymi ławkami oraz mnóstwem drzew, pod którymi można się schować i odpocząć. Lisa zaprowadziła nas na plac zabaw. Zauważyłem jak ściąga swoje buty, wchodzi na piasek i siada na jednej z huśtawek. Nie mogłem wyjść z podziwu, że ta dziewczyna zachowuje się tak swobodnie, że jest taka normalna, ale zarazem inna. Inna niż wszystkie dziewczyny, z którymi byłem do tej pory, inna od wszystkich dziewczyn na całym świecie.
- Po co tutaj przyjechałeś? - zapytała mnie, gdy zająłem miejsce na huśtawce obok niej. Nie patrzyła na mnie, wzrok utkwiła w miejscu przed sobą.
- Musiałem dowiedzieć się co się z tobą dzieje. Starałem się jak mogłem, aby cię znaleźć i w końcu, z pomocą niektórych ludzi mi się to udało. - posłałem jej uśmiech, gdy odwróciła głowę w moją stronę. Na jej twarzy widniał grymas niezadowolenia. Bez makijażu wyglądała o wiele lepiej niż w nim.
- Niepotrzebnie. - oznajmiła mi znów patrząc w coś przed sobą.
- Jak to niepotrzebnie? - zapytałem marszcząc brwi. Nie rozumiałem jej zachowania w tym momencie. Starałem się jak mogłem, aby ją znaleźć a teraz ona ma mnie gdzieś?
- Ja i tak nie chcę na ciebie patrzeć Liam, więc jedynym idealnym rozwiązaniem w tej sytuacji będzie jak sobie już pójdziesz. Niepotrzebnie tracisz na mnie swój jakże cenny czas. - wyrzuciła ręce w górę starając się nadać jej wypowiedzi trochę dramatyzmu.
- Mój, jak to nazwałaś cenny czas pragnę spędzić z tobą, bo cie kocham.
W końcu jej to powiedziałem. Dziewczyna zachłysnęła się powietrzem i odwróciła twarz w moją stronę. Patrzyła na mnie z niedowierzaniem i szeroko otwartymi oczami.
- Przepraszam, ale co?! Kochasz mnie? - dopytywała kręcąc głową. Kiwnąłem głową dając znak, że to prawda.
- Nie wiem, jak to się stało, ale nie mogę przestać o tobie myśleć. Jesteś dla mnie idealna Lisa. Nie ma drugiej takiej, po prostu cię kocham. Wiem, że wydaje ci się to trochę tandetne i żałosne, ale proszę cię uwierz mi. - kleknąłem przed nią, złapałem jej zimne dłonie w swoje i patrzyłam na jej twarz spuszczoną w dół. Palcem wskazującym podniosłem jej podbródek w górę i zauważyłem, że ona płacze. Nie wiedziałem tylko dlaczego. Czy moje wyznanie, było aż tak beznadzieje, że ona przez to się popłakała? Czy może… może…. Może ona czuje do mnie to samo?
- Dlaczego akurat ja Liam? Dlaczego nie inna dziewczyna? - pytała przez łzy spływające jej po policzkach.
- Bo jesteś idealna, mądra, zaradna, pracowita. Kocham cię po prostu. - zaśmiałem się cicho. Przecież to był oczywista oczywistość, a ona się jeszcze pytała dlaczego akurat ona.
- Nie jestem odpowiednią kobietą dla ciebie Liam. - wypowiedziała to zdanie na wydechu poważnym, stanowczym tonem patrząc mi dodatkowo przy tym w oczy. - Znajdź sobie inną. - dodała odpychając moje dłonie i wstając z huśtawki. Zaczęła iść w stronę wyjścia z parku.
- Lisa, ale ja nie chcę innej! - krzyknąłem za nią. Stałem w miejscu, a ona była już praktycznie przy samej bramie. Zatrzymała się słysząc moje słowa i spuściła głowę w dół. Zauważyłem jak młoda kobieta siada właśnie na jednej z ławek stojących nieopodal mnie. Ciemny wózek stał obok niej, zapewne miała w nim dziecko. Przypatrywała się nam ze zdziwieniem. Zapewne nie spodziewała się nikogo o tej porze w parku.
- Chcę ciebie i tylko ciebie. Dla mnie jesteś idealna, kocham cię! - krzyczałem za nią. Miałem gdzieś jak w tym momencie wyglądam, miałem gdzieś że ktoś może na mnie patrzeć, liczyła się dla mnie tylko Lisa.
- Ale ja nie jestem idealna. - szepnęła, gdy podszedłem bliżej niej. Stanąłem naprzeciwko i uniosłem jej podbródek w górę. Nasze oczy się spotkały, a ja posłałem jej delikatny uśmiech.
- Dla mnie jesteś, Zawsze byłaś, tylko ja nigdy tego nie potrafiłem przyznać. Pamiętasz w szkole, gdy naśmiewałem się z ciebie? - zapytałem, a Lisa cała się wzdrygnęła, po czym przytaknęła. Oczywiście, że pamiętała. Takich traumatycznych przeżyć się nie zapomina.
- Już wtedy coś do siebie czułem, ale bałem się przyznać przed kolegami. No wiesz, wyśmialiby mnie, a nie chciałem stracić szacunku w mojej paczce, więc aby zaprzeczyć jakimkolwiek uczuciom do ciebie naśmiewaliśmy się z ciebie. Wiem, głupota, ale ja byłem gówniarzem który kochał się w najpiękniejszej dziewczynie w całej szkole i zamiast podejść do niej i jej o tym powiedzieć to ją katował. Przepraszam Lisa, wybaczysz mi?
Przez całą moją przemowę patrzyliśmy sobie prosto w oczy. Chciałem, aby ona mi uwierzyła, a wtedy wszystko byłoby znacznie łatwiejsze.
Lisa się nie odzywała przez długi czas, patrzyła tylko tępo w jakiś punkt za mną.
- Kochasz mnie prawda? Wiem to, to znaczy czuję to. - powiedziałem zwracając jej uwagę na siebie. Zamknęła na chwilę oczy, po czym odezwała się.
- Kocham cię nie od dziś Liam. Zrozumiałam to, gdy zostałam sama miesiąc temu. Wiem, że do mnie dzwoniłeś. Wiem że chciałeś się ze mną skontaktować, ale ja nie mogłam się do ciebie odezwać. Wiem, że jakbym to zrobiła tama którą budowałam w sobie przez te kilka lat pękłaby, a ja stałabym się nic nie wartą kukiełką. Przepraszam, że tak się zachowywałam, ale musiałam przemyśleć kilka spraw, ważnych dla mnie i dla ciebie.
- I do jakiego doszłaś wniosku? - zapytałem niepewnie, bojąc się co za chwile usłyszę.
Lisa wzięła tylko głęboki wdech i odpowiedziała.
- Nie możemy być razem.
- Jak to nie moż7emy być razem? Wiesz co ja czuję, gdy nie ma ciebie obok mnie? Czuję się jakby jakaś zimna dłoń zaciskała pięści na moim sercu i sprawiała, że tracę oddech. Proszę nie daj mi się udusić, to ty jesteś moim jedynym zbawieniem, to ty sprawiasz że mam ochotę tańczyć, nawet bez muzyki. To ty dajesz mi nadzieję na lepsze życie, to ty pokazałaś mi, że życie może być kolorowe, a nie czarno białe. To ty jesteś dla mnie inspiracją do tego, abym był lepszym człowiekiem. To ciebie kocham i nie pozwolę ci uciec, nie tym razem Lisa. - ze łzami w oczach mówiłem jej te słowa. Nie obchodziło mnie już co sobie naprawdę o mnie myśli, byłem przekonany że ona czuje to samo. Ba, przecież mi o tym powiedziała.
Lisa zaczęła płakać, schowała twarz w dłoniach i zaczęła łkać. Przytuliłem ją do swojego torsu. Górowałem nad nią swoim wzrostem, więc łatwo mi było ją do siebie przytulić. Położyłem brodę na czubku jej głowy i objąłem ją swoimi ramionami. Nie protestowała, a wręcz przeciwnie, wtuliła się we mnie obejmując swoimi chudymi rękoma. Moczyła moją koszulę słonymi łzami, wypłakując cały ból, żal i smutek.
- Kocham cię. - szepnąłem do jej ucha. Nie liczyłem ile razy wypowiedziałem dziś to słowo. To nie było ważne, liczyło się tylko to, aby Lisa w końcu uwierzyła mi i w słowa, które przed chwilą jej mówiłem. Ale była uparta, za bardzo zamknięta w sobie aby w siebie uwierzyć. Wiem, że w jakimś tam większym stopniu to była moja wina, ponieważ ja w czasie okresu szkolnego ją gnębiłem i sprawiałem że zamykała się w sobie jeszcze bardziej. Teraz jestem na tym etapie życia, że rozumiem iż to był błąd i głupota z mojej strony i na pewno więcej takich rzeczy nie popełnię.
- Boję się. - w końcu przemówiła.
- Czego? - zapytałem, gdy odsunęła się ode mnie. Łzy jeszcze wypływały z jej oczu, a reszta została wsiąknięta w moją czarną koszule.
- Że zrobisz coś, co spowoduje że to wszystko się między nami zepsuje. A ja naprawdę nie chcę się tak czuć. - jej ciałem wstrząsnął szloch. - Zasługuję na kogoś z kim będę mogła być szczęśliwa, z kim będę mogła założyć rodzinę i mieć dzieci, z kimś kto będzie o mnie dbał, chronił mnie i kochał do końca swoich dni. A nie z kimś kto jest dla mnie wredny, z kimś kto powoduje że mam doła, z kimś kto tak naprawdę chce dla mnie jak najgorzej. Rozumiesz mnie? Teraz rozumiesz dlaczego nie możemy być razem? - zapytała unosząc swoją śliczną, napuchniętą od płaczu twarz w górę i patrząc na mnie wielkimi oczami.
Kiwnąłem tylko głową zgadzając się i rozumiejąc ją w dwustu procentach.
- Nie zrobię nic takiego. Będę cię kochał do końca swych dni, będę dbał o ciebie, o twoje bezpieczeństwo, sprawiał że będziesz szczęśliwa. Zrobię wszystko Lisa, tylko proszę cię wybacz i zaufaj mi. - prosiłem ją chwytając jej twarz w swoje dłonie. Jej ręce zostały na moich biodrach. Patrzyłem w jej oczy chcąc coś w nich znaleźć. Doszukałem się tylko uczucia, jakie mi ofiarowała – miłość.
- Daj mi trochę czasu. - poprosiła poważnym tonem.
- Dobrze. - zgodziłem się. Nie miałem innego wyjścia, musiałem czekać. Wiedziałem, że czekanie na nią jest tego warte.
- Lisa, mam jeszcze jedną prośbę. - zwróciłem się do niej, gdy staliśmy pod domem jej mamy.
- Tak?
- Pójdziesz ze mną na ślub?

Perspektywa Lisy
Białe ściany, na których widniały rysunki małych dzieci przyklejone taśmą klejącą. Pomiędzy nimi ja siedząca na jednym z jasnych foteli w poczekalni. Ręce pociły mi się ze zdenerwowania do tego stopnia, że co chwila musiałam chodzić do łazienki, aby je przemywać. Kobieta siedząca obok mnie, z dużym brzuchem ciążowym przypatrywała mi się z uśmiechem na ustach. Udawała, że czyta jakieś czasopismo dla młodych mam, ale tak naprawdę widziałam jak mnie obserwowała. Starałam się z całych sił, aby na nią nie spoglądać, ale było to silniejsze ode mnie. Jej brzuch naprawdę wydawał się ogromny. Trochę było to niestosowne, aby zapytać ją w którym jest miesiącu, ale sama mi to wyjawiła.
- Końcówka ósmego.
- Proszę? - zapytałam wytrącona z równowagi.
- Ciągle patrzysz na mój brzuch, więc uznałam że pewnie zastanawiasz się który to miesiąc. Końcówka ósmego. Termin mam za trzy tygodnie. - wyjaśniła uśmiechając się do mnie. Widziałam jaka była szczęśliwa. Obrączka widniejąca na jej palcu wskazywała, że nie została z maleństwem sama.
- Ty pewnie dopiero początek, zgadza się? - zapytała wskazując na mój jeszcze płaski brzuch.
Kiwnęłam głową. Skąd ta nagła nieśmiałość Liso?
- Właśnie idę na badanie. - wyjaśniłam wskazując białe drzwi obok nas. Przywieszona na nich zawieszka oznajmiała, że doktor Smith miała przyjmować za dziesięć minut.
- Widać, że pierwsza ciąża. Strasznie się stresujesz, ciągle biegasz do toalety. Ale to normalne, na początku ciąży to aż wskazane, aby ciągle wymiotować. - zapewniła mnie śmiejąc się cicho. Posłałam jej wymuszony uśmiech nie rozumiejąc jej żarciku.
- A ty też pierwszy raz? - zapytałam zachrypniętym głosem.
- Druga. - odpowiedziała masując się po brzuchu. - Mam już synka, teraz czas na córkę. Mąż nie może się już doczekać, kupuje tylko ciągle jakieś zabawki, ubranka do pokoju dziecinnego. Jest tak tym przejęty, że nawet postanowił ze mną urodzić. Nie był przy narodzinach syna, więc postanowił być przy mnie teraz. - posłała mi uśmiech. Widziałam jaka była szczęśliwa mówiąc o mężu, dzieciach i nawet tych głupich ubrankach czy zabawkach. Zastanawiałam się tylko czy Liam będzie tak samo szczęśliwy jak jej mąż, gdy mu o tym powiem. Czy będzie kupował ze mną pierwsze ubranka dla naszego dziecka, czy będzie chodził z nami na spacery, czy może tez będzie śpiewał naszemu dziecku kołysanki na dobranoc. Ale wtedy właśnie przez moimi oczami ukazał mi się obraz Liama odrzucającego mnie z wielkim brzuchem. Mówiącego, że już mnie nie chce i oddalającego się ode mnie z obrzydzeniem na twarzy.
Wczoraj powiedział, że mnie kocha. Zapewniał, że będzie chciał zapewnić mi bezpieczeństwo, bym czuła się dobrze i i nic mi nie groziło. Ale ja wiedziałam i znałam Liama na tyle, że gdy tylko wyczuwał niebezpieczeństwo uciekał. Tak samo było, gdy chciałam popełnić samobójstwo kilkanaście lat wcześniej. Też zwiał do innego miasta i nie było po nim ani śladu. Dopiero niedawno, jakieś cztery miesiące temu znalazłam go. Śledziłam na każdym kroku. Z pomocą Alvina udało mi się dotrzeć do jego paczki. Wiedziałam o nim wszystko, miałam teczkę z jego danymi, z danymi jego rodziny oraz znajomych. Obserwowałam każdy jego ruch. Ale gdy doszło między nami do czegoś więcej, niż tylko głupie przepychanki, czy rozmowa, wiedziałam że coś między nami pękło. Jakiś dziwny mur ustąpił i zamiast niego pojawiło się prawdziwe uczucie, któremu nie dałby się oprzeć żaden normalny i zdrowy na umyśle człowiek. Wiedziałam, że wpadłam jak mucha w pajęczynę. Wiedziałam, że nie ma już odwrotu, a Liam na pewno nie odpuści. Gdy cztery tygodnie temu przespaliśmy się ze sobą nie spodziewałabym się, że zajdę w ciąże. Niby się zabezpieczyliśmy, ale najwidoczniej nie udało się zapobiec niechcianej ciąży.
- Pani Benson. - starsza pielęgniarka w białym stroju wyszła z gabinetu doktor Smith.
Od razu wstałam słysząc swoje nazwisko i ruszyłam w tamtą stronę.
- Powodzenia. - szepnęła w moją stronę młoda kobieta z ciążowym brzuszkiem. Uśmiechnęłam się do niej, gdy ta pokazała mi swoje trzymane kciuki.
Nieco bardziej zestresowana weszłam do środka. Pani doktor siedziała za białym biurkiem i pisała coś na kartce. Jej brązowe włosy były spięte w szykownego koczka, a duże okulary na nosie przysłaniały połowę twarzy. Ze zdjęcia w internecie wywnioskowałam, że ta kobieta mogła mieć co najmniej trzydzieści lat, ale teraz widząc ją na żywo śmiało mogę stwierdzić, że zbliża się do czterdziestki.
- Śmiało, proszę siadać i się nic nie bać. - oznajmiła nie odrywając wzroku od papierów. Jej głos był taki miły, a zarazem twardy. Usiadłam posłusznie naprzeciwko niej na krześle. Dłonie nadal mi się pociły, więc kilkakrotnie, zanim lekarka się do mnie odezwała wytarłam je o spodnie.
- Więc co cie do mnie sprowadza kochana? - zapytała unosząc głowę w górę i ściągając z nosa grube okulary.
- Yyy chyba jestem w ciąży. - oznajmiłam przerażonym głosem patrząc jej prosto w oczy.
- Chyba? Robiłaś testy? - zapytała rzeczowo marszcząc brwi. Przypomniałam sobie moje trzy nieudolne próby zrobienia testu, które ciągle wpadały mi do muszli klozetowej. Na szczęście za czwartym i piątym razem mi się udało i oba były pozytywne.
- Tak, dwa. - odpowiedziałam już pewniejsza siebie. Czułam, że lekarka chce dla mnie jak najlepiej i nie ma co przed nią ukrywać ani czego się wstydzić. Ona jest kobietą, więc wie co czuję.
- Dobrze. - mruknęła. - Kiedy był ostatni stosunek? - zapytała przewracając jakieś dziwne kartki.
- Eee – szybko obliczyłam w głowie datę kiedy z Liamem mieliśmy małą przelotną przygodę. - Około pięć tygodni temu. - odpowiedziałam patrząc jeszcze na kalendarz wiszący na ścianie obok, aby nie okłamać pani doktor.
- Pięć tygodni temu? I od tamtej pory nie było już żadnego stosunku?
- Nie. - pokręciłam głową.
- Prawdopodobnie jesteś w ciąży, ale żeby upewnić się na sto procent zrobimy badanie. Nora, proszę pomóż się pani przygotować. - lekarka zwróciła się do pielęgniarki, która nagle wystawiła głowę zza białego parawanu. Gdzie ona wcześniej była? Przyglądała się nam?
- Oczywiście. Zapraszam panią. - zwróciła się do mnie Nora. Wstałam po czym podeszłam do niej niepewnie. - Proszę się rozebrać od pasa w dół, usiąść na tym krześle i przykryć się tym kocem. - wskazała na specjalistyczne krzesło, takie jakie zazwyczaj można spotkać w gabinecie ginekologicznym, po czym na koc. Wykonałam wszystkie jej polecenia zgodnie z zaleceniami i już kilka minut później siedziałam z nogami wyciągniętymi przed sobą w górę oczekując na panią doktor. Czułam się obnażona, ale wiedziałam że nie mam innego wyjścia, jak poddać się temu badaniu aby wykluczyć bądź potwierdzić stan, w którym prawdopodobnie byłam.
- No to co, badamy? - doktor Smith podeszła do mnie, zasiadła na obrotowym stołku przede mną i zakładając okulary na nos założyła gumowe rękawiczki. Byłam tak zestresowana, że gdy pani doktor prosiła bym się rozluźniła nie potrafiłam tego zrobić, czym utrudniałam jej badanie.
- Rozluźnij się Liso, to naprawdę nie będzie bolec. Możesz poczuć się lekko niekomfortowo, ale to minie gdy się do tego przyzwyczaisz. - oznajmiła mi po raz trzeci dzisiejszego dnia. Nie potrafiłam się rozluźnić, cały czas miałam wrażenie, że zaraz poczuję ogromny ból w dolnych partiach mego ciała.
- Musisz się rozluźnić, inaczej nie wykonamy tego badania. - dodała już zmęczonym głosem.
- Próbuję. - wyszeptałam zamykając oczy.
- Pomyśl o czymś miłym, to zazwyczaj pomaga pacjentkom - pielęgniarka Nora zwróciła się do mnie. Popatrzyłam na nią, a ta pokiwała głową z lekkim uśmiechem na ustach.
Próbowałam myśleć o czymś miłym, tyle że ciągle przed moimi oczami ukazywał się Liam. Jego piękne brązowe oczy wpatrywały się we mnie, jego słodki nieśmiały uśmiech widniał w mojej głowie od wczoraj. Jego usta pieszczące moje imię: Lisa, Lisa, Lisa.
- Lisa, halo możesz się już ubrać skończyłyśmy. - oznajmiła Nora szturchając mnie w ramię, dzięki czemu wyrwała mnie z mojego idealnego snu.
- Naprawdę? - zapytałam oszołomiona spuszczając nogi w dół i ubierając na siebie bieliznę podaną mi przez pielęgniarkę.
- Dałaś rade dziewczyno. - pochwaliła mnie doktor Smith,gdy podeszłam do jej biurka w pełni ubrana. Uśmiechnęłam się do niej, po czym usiadłam na krześle naprzeciwko niej.
- Mam wiadomości dobrą i złą. Dobra i zła jest taka, że jesteś w ciąży. - wyjaśniła patrząc mi prosto w oczy. Nie wiedziałam co mam zrobić w tamtym momencie, śmiać się czy może płakać, a może i jedno i drugie? Bo przecież każde z nich nadawało się w tym momencie idealnie. Choć i tak byłam przygotowana na taką odpowiedź, ale wstrząsnęło to mną do takiego stopnia, że miałam dreszcze na całym ciele.
Starałam się być jeszcze choć przez chwilę przytomna na tyle, aby słuchać zaleceń i przeciwwskazań lekarki. Gdy już mogłam wyjść wstałam i po prostu poszłam. Kobiety, z którą jeszcze rozmawiałam przed wejściem do gabinetu już nie było, zapewne weszła do innej doktorki.
Gdy wyszłam z budynku zrobiło mi się niedobrze, dodatkowo mój telefon dzwonił w torebce dając znać że ktoś chce koniecznie ze mną porozmawiać. Siadając na schodach zaczęłam grzebać w torbie, ale nie mogłam w ogóle go znaleźć. W końcu, gdy przestał brzęczeć wyjęłam go.
- Oczywiście. - bąknęłam pod nosem do siebie. Imię Liama widniało na wyświetlaczu, jedno nieodebrane połączenie, gdy chciałam usunąć historię połączeń mój telefon zaczął wiercić się w mojej dłoni sygnalizując mi, że chłopak znów się do mnie dobija. Westchnęłam, po czym przejechałam kciukiem po ekranie.
- Słucham? - odezwałam się zmęczonym głosem ściskając nasadę nosa palcem wskazującym i kciukiem.
- Wiem, że może nie chcesz ze mną rozmawiać, ale czy moglibyśmy się spotkać? - głos Liama rozbrzmiał w małej słuchawce mojego telefonu. Nie powiem, ale cieszyłam się słysząc jego głos, po prostu byłam zmęczona ostatnimi trudnymi dla mnie dniami, dlatego nie okazywałam jakiegoś entuzjazmu wobec niego.
- Tak. - odpowiedziałam ziewając.
- Super, gdzie jesteś to wpadnę po ciebie. - oznajmił, a ja spanikowana spojrzałam za siebie, gdzie na dużym budynku widniał napis: Klinika ginekologiczna. Na pewno nie mogłam podać mu tego adresu, od razu zorientowałby się co tam robiłam.
- Centrum miasta, będę czekać na ławce przy fontannie. - oznajmiłam wstając na równe nogi i ruszając w stronę rynku, skąd miał zabrać mnie Liam. Spanikowana odwróciłam się za siebie i w myślach powiedziałam sobie, że za niedługo znów tutaj przyjdę. Za jakieś dwa miesiące.
Piętnaście minut później czekałam na Liama w centrum miasta. Siedziałam na drewnianej ławce naprzeciwko ratusza i obserwowałam ludzi przechadzających się obok mnie. Niektórzy spanikowani, spóźnieni na jakieś ważne biznesowe spotkanie, inni uśmiechnięci kroczący przed siebie w wysoko uniesioną głową, a jeszcze inni zamyśleni, próbujący znaleźć odpowiednie rozwiązanie swoich problemów. A między nimi wszystkimi ja – młoda przyszła mama, która skomplikowała sobie życie, najgorzej jak się tylko da.
Wiem, że muszę powiedzieć o ciąży Liamowi, ale nie mam pojęcia jak to zrobić. Gdyby był normalny może i by się ucieszył, ale jest jaki jest, ma trochę zwichrowaną psychikę, dlatego boję się że jak się dowie o tym, to wpadnie w szał. Może powinnam powiedzieć mu o tym w publicznym miejscu? Może nie zrobiłby mi sceny na przykład na środku sklepu spożywczego, choć szczerze w to wątpię.
- Cześć śliczna. - przywitał się ze mną dosiadając się do mnie na ławce. Czułam jego perfumy już z daleka, ale obawiałam się popatrzeć w tamtą stronę.
- Hej. - odpowiedziałam zaskoczona jego nagłym pocałunkiem w policzek. Zauważyłam,że Liam zawsze ubierał się na czarno, nigdy jakoś nie widziałam go w innych kolorach. Nawet wtedy miał na sobie ciemne spodnie i czarną koszulkę. Wyglądał jak zawsze, czyli bosko.
- Pomyślałem, że moglibyśmy zjeść razem jakiś obiad. - zakomunikował. Jego ręka, która jeszcze przed chwilą spoczywała na oparciu ławki, tuż za moimi plecami teraz zakładała pasmo włosów za moje ucho. Czując jego place na mojej skórze zamknęłam na chwile oczy. Jego dotyk był taki czuły, wręcz mnie parzył, ale za nic nie oddałabym tego uczucia, które wtedy czułam.
Po chwili jego usta dotknęły moich warg, językiem próbował wedrzeć się do środka. Nie opierałam się, poddałam mu się cała, marzyłam wręcz o tym aby poczuć go na sobie. Wplotłam palce w jego włosy i ciągnąc za nie lekko wydałam z siebie niekontrolowany jęk. Liam zaśmiał się wprost w moje usta słysząc moją reakcję na niego i chwycił moją twarz w swoje dłonie, a następnie przysunął swoje chude ciało bliżej mnie.
- Co ty mi robisz dziewczyno? - wysyczał odsuwając się ode mnie na tyle, by móc oprzeć swoje czoło o moje, a następnie spojrzeć mi w oczy.

- Nie wiem co to jest, ale proszę nie przestawaj. - poprosił znów atakując moje wargi. Zrozumiałam w tamtym momencie, że ten nienormalny brunet jest moim księciem z bajki i to jemu pragnę oddać się w całości.

____________________________________
Nie mam pojęcia jak mam Was przepraszać za swoją nieobecność tutaj, ale musicie uwierzyć że przez pewne sytuacje w moim życiu zablokowałam się z pisaniem. Nie potrafiłam nawet napisać jednego zdania, a co dopiero całego rozdziału.
Jeszcze raz przepraszam. Komentujcie i dajcie mi znać co sądzicie o tym rozdziale, bo to naprawdę motywuje.

poniedziałek, 3 sierpnia 2015

Rozdział 8

Perspektywa Liama


Starałem się dostać do jej mieszkania jak najszybciej się dało, ale pewna starsza kobieta mi to uniemożliwiła. Jej zakupy rozsypały się na klatce schodowej, a ja dostawałem szału że nie mogę jakoś jej przeskoczyć, aby dostać się na górę. Kląłem pod nosem, próbując ją ominąć, ale za cholerę mi się to nie udawało. Pomogłem jej, więc pozbierać te zakupy i wpakować do torby, po czym wbiegłem na górę.
Pukałem, waliłem do drzwi, ale Lisa nie otwierała. Nie widziałem sensu, aby do niej dzwonić, bo i tak odrzucała moje telefony, więc nawet się tym nie trudziłem.
- Lisa, otwórz. Wiem że nie chcesz ze mną rozmawiać, ale musimy pogadać. Muszę ci coś powiedzieć i przeprosić. Jestem totalnym kretynem i dopiero teraz to zrozumiałem. Proszę cię wpuść mnie. - prosiłem, błagałem waląc pięścią w drzwi, ale nie dostałem żadnego odzewu z drugiej strony. Byłem zły na siebie za to, że wcześniej nie pomyślałem, aby do niej przyjechać. Dopiero jak na złość uświadomił mi to Alvin. Muszę przyznać, że dobry z niego kolega, aczkolwiek nadal za nim nie przepadam, a nawet rzekłbym że go nie lubię.
- Lisa, błagam otwórz, nie lubię rozmawiać z drzwiami. - dodałem przykładając czoło do zimnej drewnianej powłoki. Byłem pewien, że jest w środku i albo siedzi w kącie i się ze mnie śmieje, albo płacze siedząc na łóżku. Musiałem się z nią zobaczyć, musiałem powiedzieć co do niej czuję, bo jeśli teraz tego nie zrobię to nigdy już się nie odważę, aby to zrobić.
- Kocham cię do jasnej cholery! - krzyknąłem ostatni raz waląc w drzwi, ale wtedy coś przykuło moją uwagę. Jej skrzynka na listy była cała zapchana. Spojrzałem w dół, a tam na wycieraczce leżało pudełko z całą stertą białych kopert i liścikiem od listonosza informującym, że te nie zmieściły się w skrzynce. Zmarszczyłem brwi nie rozumiejąc co się tutaj działo. Czyżby Lisa już tutaj nie mieszkała? Przeprowadziła się? Niemożliwe.
Podniosłem jeden z listów leżących w pudełku. Widniała na nim wczorajsza data, więc to niemożliwe, aby Lisa się stąd wyprowadziła. Więc tu nasuwa się pytanie – gdzie ona jest?
- Ona już tu nie mieszka. - oznajmił mi jakiś słodki głos. Przestraszony odwróciłem głowę w tamtą stronę i ujrzałem zapłakaną młodą dziewczynę. Na moje oko miała może z osiemnaście lat.
- Jak to nie mieszka? - zapytałem rzucając list do pudełka.
- No nie mieszka. Wyprowadziła się jakieś trzy tygodnie temu i od tamtej pory nie wróciła. - wyjaśniła wzruszając ramionami, a następnie wytarła nos w chusteczkę. Zmarszczyłem brwi patrząc na nią. To w sumie wyjaśniałoby stertę listów znajdujących się przed jej drzwiami. Ale dlaczego się stąd wyniosła?
- Mówiła coś jak wyjeżdżała? - zapytałem podchodząc bliżej dziewczyny. Pokręciła tylko głową.
- Nie, ale płakała. I to tak głośno, że myślę iż na samej górze tego budynku było ją słychać. - powiedziała znów wycierając nos w chusteczkę.
- A dlaczego ty płaczesz? - zapytałem w końcu wskazując na jej chusteczkę w dłoni.
- Bo jest mi smutno. - odpowiedziała automatycznie, a w jej oczach od razu pojawiły się łzy. Nie, tylko nie teraz, pomyślałem.
- Dlaczego? - zapytałem niepewnie. Nie żebym chciał ją pocieszyć, ale byłem ciekaw.
- Bo usłyszałam twoje wyznanie i uświadomiłam sobie, że ja nigdy się nie dowiem, co to prawdziwa miłość. - wyjaśniła, a duże łzy spływały jej po policzkach. Zamknąłem na chwilę oczy i ścisnąłem nasadę nosa.
- Ile masz lat?
- Dziewiętnaście.
- Posłuchaj, jesteś jeszcze młoda i całe życie przed tobą. Na pewno uda ci się znaleźć miłość twojego życia. I przepraszam, ale muszę już lecieć. - poklepałem dziewczynę po ramieniu, chcąc dodać jej nieco odwagi i ją pocieszyć. Nawet bym nie przypuszczał, że kiedykolwiek będę do tego zdolny. Ale jak widać, miłość zmienia ludzi.
- Pojechała do swojej mamy. - oznajmiła, gdy odwróciłem się do niej plecami.
- Do mamy? - zapytałem nie mogąc uwierzyć. Lisa nie mówiła, że jej mama mieszka gdzieś w pobliżu.
- Wiesz gdzie to jest? - spytałem chcąc wyciągnąć od dziewczyny jak najwięcej informacji. Pokręciła tylko głową.
- Nie, ale może zadzwoń do niej. - zasugerowała.
- Nie odbiera ode mnie telefonów. - bąknąłem tylko zirytowany.
- Wiesz co? Taki chłopak często tutaj przychodzi, ma klucze do mieszkania i chyba płaci za nią rachunki. - oznajmiła, a ja szybko popatrzyłem na nią w nadziei, że powie mi coś więcej.
- Kim on jest?
- Nie mam pojęcia, ale śmiesznie się ubiera. W takie kraciaste koszule, jest gruby i niski. - dodała śmiejąc się zapewne przypominając sobie wygląd tego chłopaka.
- Alvin. - jęknąłem pod nosem.
- Co?
- Nic, nic. Dzięki za informacje. - krzyknąłem z dołu, gdy pośpiesznie zbiegałem po schodach. Wiedziałem, że nie na darmo do mnie przyszedł. Miał w tym swój interes. Nie tylko chciał bym dowiedział się kim była Lisa kilka lat wcześniej, ale też chciał bym jeszcze bardziej się skompromitował przychodząc pod jej mieszkanie.
Przebiegła żmija.
Szybko wybrałem numer telefonu grubasa, który po dwóch sygnałach odebrał.


Perspektywa Lisy

- Lisa, skarbie musisz coś jeść.
Odkąd przyjechałam do mojego rodzinnego domu, moja mama nie dawała mi żyć. Ciągle tylko chodziła za mną i wręcz błagała mnie bym cokolwiek zjadła. Ja nie miałam ochoty. Za każdym razem, gdy coś lądowało w moim żołądku kilka godzin później wymiotowałam tym. Mama zapewne domyślała się co mi jest, ale nie chciała tego powiedzieć na głos. Bała się o mnie, widziałam to w jej ciemnych oczach. Starałam się zapewniać ją, że to tylko niegroźna grypa żołądkowa, ale wiedziałam że mamy do tego nie przekonam. Kiwała tylko głową za każdym razem i odchodziła smutna. Nie wiedziałam jak mam jej powiedzieć o tym, że zostanie babcią. Długo się nad tym zastanawiałam, ale nie doszłam do żadnego sensownego rozwiązania. Byłam przekonana, że mnie nie zostawi. Nie należała do tego typu kobiet, aby porzucać własne dziecko z problemem. A ja starałam się z całych sił, aby wyszło to jakoś samo z siebie. Wiem, głupie myślenie, ale nie potrafiłam inaczej.
Czekałam tylko, aż wróci mój tata. Właściwie przyszywany ojciec, a drugi mąż mojej mamy, tata Emily. Z nim zawsze lepiej się dogadywałam. Mieliśmy wspólne tematy, ponieważ on tak samo jak ja pracował w tajnych służbach. Nie było go kilka tygodni w domu, ale jak już przyjeżdżał musiał wszystkiego się dowiedzieć. Pamiętam jak z Emily byłyśmy małymi dziewczynkami i tata wracał po służbie do domu. Czekałyśmy na niego wypatrując jego samochodu przez okno w salonie. Pamiętam co wtedy czułam, było to jak wyczekiwanie na pierwszą gwiazdę w święta bożego narodzenia. Czekałyśmy nawet po kilka godzin na niego, mimo tego że mama już dawno kazała nam iść spać. Ale, gdy przyjeżdżał czułyśmy się jakbyśmy dostały najlepszy prezent pod słońcem.
Traktował mnie i Emily dokładnie tak samo, dokładnie w ten sam sposób. Nie dawał mi poczuć, że jestem gorsza od niej, bo nie jestem jego prawdziwą córką. Traktował nas na tym samym poziomie, dzięki czemu dorastałam w pełnej rodzinie nie czując się gorzej od innych.
Wiedziałam, że tata ma przyjechać za kilka dni. Nie wolno nam było do niego dzwonić, on sam się do nas odzywał gdy mógł. A to wszystko przez pracę, nie mógł ryzykować jej utraty przez jeden głupi telefon.
Ja tylko czekałam z utęsknieniem na niego. Mama mówiła, że za kilka dni powinien zadzwonić i powiedzieć nam dokładnie kiedy wróci do domu. Mówiła tak jakieś dwa tygodnie temu. Od tamtej pory tata zadzwonił dwa razy. Oznajmił, że przyjedzie w następnym tygodniu. A za drugim razem powiedział że nie wie kiedy wróci. I tak, na tym się skończyło moje wyczekiwanie na tatę. Liczyłam na to, że za niedługo się do nas odezwie, że da jakiś znak życia. Ale najwidoczniej się przeliczyłam.
Moja mama pukała, a raczej waliła w drzwi mojego pokoju coraz to mocniej. Nie chciałam z nią rozmawiać, nie miałam ochoty nic jeść, ani z nikim rozmawiać. Chciałam być sama z własnymi myślami i sama ze sobą. Nie potrzebowałam z nikim rozmawiać, było dobrze tak jak było, dopóki nie musiałam się do nikogo odzywać.
W pewnym momencie, gdy cisza w moim pokoju była tak przerażająca że aż miałam ciarki na kręgosłupie, moja mama weszła do środka.
Leżałam na boku, odwrócona plecami do drzwi, więc zapewne kobieta pomyślała że śpię. Nasłuchiwałam jej kroków, próbowałam odgadnąć co robi. Ale nagle jej chuda dłoń wylądowała na moim policzku, odsuwając moje włosy z twarzy. Aby nie dać się przyłapać na tym, że udaję że śpię próbowałam się nie ruszać.
Czułam, że mama się o mnie martwi. Wyczuwałam to w jej czułym dotyku i często widziałam to w jej smutnych oczach. Chciałabym powiedzieć jej o tym co mnie gryzie, wiem że nie dostałabym jakiejś gadki na temat własnej głupoty. Myślę raczej, że mama przyjęłaby to, ale musiałaby to przemyśleć i dopiero za kilka dni dałaby mi odpowiedź co o tym sądzi.
- Lisa, skarbie co się z tobą dzieje? - mama zadała sobie pytanie, a jej cichy głos rozbrzmiał w pustym i ciemnym pokoju. Martwiła się. Wiem, że powinnam być z nią szczera, ale nie potrafiłam w tamtym momencie poskładać własnych myśli tak, aby cokolwiek wywnioskować z sytuacji, które mnie otaczały.
- Kocham cię. - szepnęła tylko i całując mnie w policzek wyszła z mojego pokoju. Łzy poleciały po moich policzkach, a ja wtulając twarz w poduszkę zrozumiałam że moje życie stało jednym, wielkim, szarym, beznadziejnym syfem.


Perspektywa Liama


- Alvin, w tym momencie podaj mi adres Lisy. - warknąłem do słuchawki, gdy ten tylko odebrał.
- Nie podam ci, bo wiem że źle z niego skorzystasz. - zakomunikował. Ledwo co go słyszałem, przez jego głośne mlaskanie.
- Że co proszę? Dawaj ten cholerny adres, w tym momencie! - krzyknąłem do słuchawki, ale rozłączył się. Chciałem zadzwonić jeszcze raz, ale w tym samym momencie, na ekranie telefonu pojawiło i się imię Lisy. Szybko, więc odebrałem.
- Lisa, na litość boską w końcu! - powiedziałem do słuchawki, gdy tylko odebrałem.
- Liam prawda? - zapytała jakaś kobieta, to nie była Lisa. Na pewno nie ona.
- Tak, a z kim rozmawiam? - zapytałem niepewnie marszcząc brwi.
- Doris, to znaczy mama Lisy. - odpowiedziała kobieta rzeczowym tonem.
- Och dobry wieczór. - przywitałem się z kobietą niepewnie. Nie spodziewałem się, że będę miał przyjemność rozmawiać z jej mamą.
- Czy z Lisą wszystko dobrze? - zapytałem po chwili ściskając nasadę nosa ze zdenerwowania.
- Właśnie o to samo chciałam zapytać ciebie.
- Ale jest u pani prawda? - panika w moim głosie dała znać kobiecie, że naprawdę zależy mi na Lisie i się o nią martwię.
- Tak, oczywiście. Dzwonię tylko, aby zapytać czy może wiesz dlaczego Lisa jest taka, jakby to powiedzieć, ledwo żywa? - zapytała. Przełknąłem głośno ślinę bojąc się, nie wiedziałem co ta kobieta miała dokładnie na myśli, ani też nie wiedziałem jak odpowiedzieć na to pytanie. Zaniemówiłem.
- Wie pani co? Ja nie mam pojęcia jeśli mam być szczery. Nie rozmawiałem z Lisą od jakichś trzech tygodni. Ale cieszę się, że jest cała i zdrowa i że przede wszystkim żyje oraz że jest pod dobrą opieką. - oznajmiłem drapiąc się po głowie.
- Cała to ona z pewnością jest, ale czy zdrowa to nie byłabym tego taka pewna.
- Co ma pani przez to na myśli?
- Ciągle wymiotuje, leży w łóżku całymi dniami. Nie poznaję własnej córki Liam. Jestem przerażona co się z nią dzieje. - wyżaliła się.
- Pani Benson, mogłaby mi pani podać adres państwa domu? Przyjechałbym do was i razem zastanowilibyśmy się co zrobić w tej sytuacji. - zaproponowałem. Wiedziałem, że rozmowa przez telefon nic nie zmieni, a tylko będziemy się sobie wyżalać. Dlatego postanowiłem działać, póki miałem na to szansę.
- Oczywiście. - oznajmiła, po czym podała mi dokładny adres swojego domu i rozłączyła się.
Nawigacja w uchwycie przypiętym do przedniej szyby mojego samochodu, wskazywała, że już niedaleko. Jeszcze jakiś kilometr i będę na miejscu.
Denerwowałem się tym co mogę tam zastać. Wiedziałem, że Lisa nie będzie chciała ze mnę rozmawiać, ani też na mnie patrzeć. Wiedziałem, że ma mnie dość, nie tylko po tym co jej robiłem w przeszłości, ale też teraz. Wiedziałem, że byłem dla niej wrogiem numer jeden, gdy chodziliśmy do szkoły. Domyślałem się, że się mnie bała. Ale za każdym razem, gdy pomyślę sobie o tamtym okresie, to czuję się beznadziejnie. Zmieniłem się, naprawdę się zmieniłem. I teraz wiem, że chcę być z Lisą. Kocham ją do. Jeszcze nigdy nikogo tak nie kochałem. Nie tak jak ją. Dla mnie ta dziewczyna jest całym światem. Wiem, że nie znamy się długo, wiem też że początek naszej znajomości był dość nietypowy i każde z nas miało wobec siebie jakiś plan, ale teraz to wszystko nie jest ważne. Najważniejsze jest to, aby Lisa mi przebaczyła i zobaczyła że jestem dobrym facetem, że mogę się nią zaopiekować i sprawić, aby czuła się bezpiecznie ze mną. Ale teraz trzeba sprawić, żeby ze mną porozmawiała, a wtedy już będziemy na dobrej drodze do szczęścia.
Kilka minut później parkowałem pod jej rodzinnym domem. Wydawało mi się, że będzie znacznie większy niż ten, który widziałem przed swoimi oczami.
Wysiadłem z samochodu i zamknąłem za sobą drzwi. Schowałem telefon i kluczyki do tylnej kieszeni spodni, wcześniej zamykając auto na klucz. Okolica wydawała mi się całkiem miła, ale trudno to było dokładnie stwierdzić, ponieważ panowała ciemność, a ja nie za bardzo miałem czas aby się rozglądać dookoła siebie. Chciałem jak najszybciej zobaczyć Lisę i powiedzieć jej co do niej czuję.
Wbiegłem ostrożnie po schodkach na werandę. Po lewej stronie na jej końcu ujrzałem huśtawkę, a obok niej fotel z wikliny oraz niski stolik. Na drzwiami wisiała lampka, która oświetlała całą werandę. Zapukałem nieco mocniej do drzwi. Domyślałem się, że mama Lisy będzie gdzieś w pobliżu, bo zapewne mnie już wpatrywała. Co zauważyłem po ruszających się firankach w oknie obok drzwi. Kilka sekund później przez moimi oczami ukazała się drobna brunetka, dokładnie z takimi samymi oczami jak Lisa i podobną posturą.
- Dobry wieczór, Liam prawda? - zapytała okrywając swoje drobne ciało długim brązowym swetrem.
- Tak. Witam. - przywitałem się z nią całując jej chuda dłoń. Zauważyłem, że była wyjątkowo zimna.
- Zapraszam. - powiedziała wpuszczając mnie do środka.
Wnętrze domu było przytulne i ciepłe, takie, o którym ja zawsze marzyłem będąc dzieckiem, ale nigdy go nie miałem. Po lewej stronie od wejścia znajdował się mały salon z kanapą i dwoma fotelami stojącymi naprzeciwko siebie oraz małym kawowym stolikiem pomiędzy nimi. Wnętrze oświetlała jedynie wysoka pojedyncza lampa stojąca obok kominka.
Po lewej stronie, a naprzeciwko wejścia do salonu znajdowała się kuchnia, z której przechodziło się do jadalni. Kuchnia była w nowoczesnym stylu, myślę że robili niedawno remont. Widać, że wszystko było nowe i dopiero kilka razy używane.
Razem z mamą Lisy usiedliśmy w kuchni, przy okrągłym czteroosobowym stole. Kobieta poczęstowała mnie filiżanką mocnej herbaty. Upiłem łyk i zapytałem.
- Lisa śpi?
Kobiet popatrzyła na mnie smutnymi oczami. Widziałem, że bardzo martwiła się o swoją córkę. Miałem nadzieję, że stan Lisy jest dobry, ale nie tragiczny. Wiedziałem, że to moja wina, zdawałem sobie sprawę że to ja do tego doprowadziłem. Nie tylko przez ostatnie tygodnie, ale w przeszłości będąc jeszcze gówniarzem i nie za dużo wiedząc o życiu co właśnie teraz odbijało się na mnie i na mojej przygodzie z kobietami.
- Śpi całymi dniami, nic nie je, ciągle tylko wymiotuje. Strasznie się o nią martwię. W ogóle nie chce jechać do lekarza, nie wiem już jak mam na nią wpłynąć, aby zgodziła się sobie pomóc. - wyjaśniła ze łzami w oczach. Tak mi się jej żal zrobiło, że aż musiałem złapać kobietę za rękę, aby dodać jej nieco otuchy.
Zastanawiałem się co można by było zrobić w tej sytuacji. Znałem Lisę na tyle, aby wiedzieć że za żadne skarby nie zgodzi się pojechać do lekarza, ani też sobie pomóc.
- A jakby wezwać lekarza do domu. - zaproponowałem. Ten pomysł wydawał mi się całkiem dobry i w miarę prosty do zrealizowania.
- Już próbowałam. Zamknęła się w pokoju i nie wyszła dopóki jego samochód nie zniknął z naszego podjazdu. - wyjaśniła pani Benson.
- Tak bardzo się o nią martwię. Zaprosiłam ciebie, abyśmy razem pomyśleli co można zrobić w tej sytuacji. Wiem, że Lisa dużo dla ciebie znaczy, inaczej byś tutaj nie przyjechał. Wiem też, że ona coś do ciebie czuje inaczej nie uciekałaby przed tobą na drugi koniec miasta, aby po prostu się ze mną spotkać. Musiało być coś na rzeczy skoro tak gwałtownie zareagowała.
- Pani Benson ja ją kocham. Jest dla mnie całym światem. Nie mogę bez niej żyć. - wyjaśniłem poważnym tonem głosu. Byłem przekonany, że kobieta mnie zrozumie i jakoś pomoże przekonać Lisę do mnie.
- Wiem Liam, widzę to. Ona ciebie także kocha, ale wierz mi ma strasznie trudny charakter po swoim ojcu. Jest uparta, a gdy coś nie idzie po jej myśli, denerwuje się i potrafi nawet kogoś przez to pobić. Jestem pewna, że oboje dacie sobie rade, ale musicie bardzo poważnie i bardzo dużo ze sobą rozmawiać. Jestem przekonana, że w końcu dojdziecie do kompromisu, inaczej oboje uschniecie jak te moje kwiatki na parapecie. - wskazała stojący za mną kwiat, który był wysuszony na wiór.
- Brak miłości, to tak jakby brak wody dla roślin. A wtedy one usychają i zostaje z nich sflaczały zeschnięty śmieć, nadający się tylko do wyrzucenia. To samo będzie z wami, jeśli się nie dogadacie. - dodała wzruszając ramionami i unosząc filiżankę we wzorzysty wzorek do ust.
Kiwnąłem tylko głową zgadzając się ze starszą panią. Myślałem dokładnie tak samo jak ona. Domyślałem się, że Lisa ma mocny charakter i wcale nie będzie mi łatwo ją do siebie przekonać. Ale znając siebie i swój upór oraz zdolność do dążenia do celu za wszelką cenę, wiedziałem że dam radę i mi się to uda.
Rozważaliśmy wszystkie pomysły jakie akurat nam przyszły do głowy. Przerabialiśmy je na milion sposobów, aż do trzeciej w nocy. Przyznam szczerze, że wypiliśmy większe pół whisky, które pani Benson trzymała na specjalną okazję i jak stwierdziła właśnie taka oto nadeszła. Skoro miałem być jej przyszłym zięciem, to jakoś musiała mnie poznać z dobrej strony. Miałem nadzieję, że zrobiłem na niej dobre pierwsze wrażenie i że mnie polubiła, bo ja ją bardzo.
- Wiesz – zaczęła Doris bełkocząc – Pamiętam jak Lisa była mała i jej biologiczny ojciec umarł. Nie rozumiała wtedy jeszcze co się dzieje, ale była bystra. W dzień pogrzebu zapytała dlaczego tatuś śpi. Nie wiedziałam co mam jej odpowiedzieć, patrzyłam tylko w jej wielkie brązowe oczy i szukałam jakieś odpowiedzi w głowie, ale nic nie przychodziło. - po jej policzkach zaczęły płynąć łzy. Widziałem jak bardzo kocha własną córkę i jest w stanie się dla niej poświęcić.
- Powiedziałam jej wtedy, że tatuś odszedł i już nigdy do nas nie wróci. A Lisa odrzekła tylko, że aniołki zabrały go do nieba, aby się nami opiekował. - dodała nieco ciszej, a mnie coś ścisnęło za gardło.
Ta dziewczyna naprawdę sporo przeszła, od najmłodszych lat swojego życia. Śmierć ojca, tragedia w szkole z nami, później pewnie też miała jakieś przygody o których nie wiem. Wiedziałem, że Lisa to twarda kobieta, ale nie spodziewałem się że aż tak. Poczułem coś w sercu, jakieś lekkie ukłucie oznajmiające mi, że coraz bardziej kocham Lisę. Jest dla mnie wszystkim, powietrzem, wodą, ogniem. Dla niej jestem w stanie zrobić wszystko. Wiem, że zrobiłem jej niesamowite świństwo w szkole. Ale teraz jestem inny, zmieniłem się. Kiedyś byłem z tego dumny, że potrafiłem krzywdzić ludzi. Dziś jest całkiem inaczej. Żałuję tego co robiłem, żałuję tego co jej zrobiłem. Gdybym mógł cofnąć czas, gdybym mógł to wszystko jakoś odkręcić. Przejść obojętnie obok niej, a może nawet posłać lekki nic nie znaczący uśmiech. Może wtedy wszystko ułożyłoby się inaczej. Ale z drugiej strony, nie miałbym szansy być z Lisą. Ona wtedy nie chciałaby się na mnie zemścić i nie znalazłaby mnie.
Głowiłem się i trudziłem, aż wybiła trzecia nad ranem. Pani Benson zaproponowała, żebym się u nich przespał. Przyjąłem tę propozycję, nie uśmiechało mi się spanie w samochodzie, a przecież nie mogłem wrócić do domu mając we krwi alkohol.
Pani Benson przyniosła mi koc oraz poduszkę i położyła je na kanapie w salonie.
- Mam nadzieję, że jutro na spokojnie z nią porozmawiasz i wszystko sobie wyjaśnicie. - powiedziała po czym życząc mi dobrej nocy zniknęła na schodach, a po chwili usłyszałem lekkie trzaśnięcie drzwiami.
Położyłem się wygodnie na miękkiej kanapie i kładąc rękę za głowę patrzyłem na sufit, gdzie promienie księżyca wpadającego przez duże okno odbijały się na suficie. Byłem gotowy do walki o kobietę, którą kocham. Byłem gotowy aby stawić czoło problemom jakie niesie życie oraz byłem gotów je pokonać, bo stawką była Lisa – dziewczyna, która skradła moje serce.


Perspektywa Lisy

Od najmłodszych lat marzyłam, aby poznać kogoś kto będzie moim księciem z bajki. Będzie mnie kochał, szanował i dawał przede wszystkim poczucie bezpieczeństwa.
Gdy miałam dwanaście lat, stwierdziłam że prawdziwej miłości nie ma, jest tylko ból z nią związany oraz cierpienie, które czujemy codziennie. Nie spodziewałam się wtedy co życie może mi zafundować. Że okres szkolny całkiem zmieni mój pogląd na świat oraz postrzeganie pewnych spraw w dziwny sposób. Od tamtej pory już w nic nie wierzyłam, w żadną miłość, w żadne uczucie, w żadne „zakochanie”. Poznawanie chłopaków na imprezach było dla mnie, takim jakby hobby. Stawiali mi drinki, odwozili do domu, tak mogłabym żyć przez jeszcze kilka lat. Wiedziałam, że podobałam się facetom i bardzo dobrze wiedziałam jaki miałam na nich wpływ oraz czego oni ode mnie oczekują. Nie oszukujmy się, każdy bardzo dobrze wie że taki obcy facet, gdy spotyka ładną, atrakcyjną, młodą dziewczynę stara się, aby ona na niego spojrzała i go zauważyła. A wtedy przystępuje do ataku i albo uda się mu „zaliczyć” młodą niewinną panienkę, albo odejdzie z kwitkiem. W moim przypadku sprawdzała się druga opcja. Nigdy nie było wyjątków. No może poza tym jednym przypadkiem – Liamem. Z nim było inaczej, z nim znałam się już naprawdę dość długo i wiedziałam że prędzej czy później do czegoś dojdzie. Nie spodziewałam się tylko, że skończy się to maleńką fasolką w moim brzuchu, która z dnia na dzień, z godziny na godzinę stawała się coraz większa i większa, a co za tym idzie miałam coraz mniej czasu aby coś z tym zrobić.
Miałam dwie opcje do wyboru: a) albo pozbyć się „problemu” raz na zawsze, b) albo zdecydować się wydać je na świat. Nie chciałam robić pierwszej opcji, bo nie mogłabym dalej żyć ze świadomością, że zabiłam małego człowieka. Ale druga opcja jeszcze bardziej mnie przerażała. Nie samo to, że musiałabym przeżyć dziewięć miesięcy ciąży, ale to co działoby się znacznie później nie napawało mnie radością. Byłam przekonana, że zostanę z tym problemem sama, bo znając Liama nie będę mogła na niego liczyć.
Spojrzałam na zegarek, dochodziła dziewiąta. Strasznie chciało mi się pić, więc wygramoliłam się z łóżka i w samej koszuli nocnej z Myszką Mickey, i zeszłam na dół.
Jak najciszej potrafiłam, zeszłam na dół. Nie chciałam obudzić mojej mamy. Wiedziałam, że poszła spać około czwartej nad ranem. Rozmawiała z kimś bardzo długo, miałam tylko cichą nadzieję że to może mój tata przyjechał i za chwilę, gdy wejdę do kuchni będzie stał przy kuchence i smażył dla nas jajecznicę.
Niestety tak się nie stało. Kuchnia była pusta. Jedyne co przyciągnęło moją uwagę to dwie szklanki oraz prawie pusta butelka po whiskey, stojące pośrodku stołu.
Zmarszczyłam brwi nie rozumiejąc co się tutaj działo w nocy? Czyżby moja mama miała gościa?
Wiedziałam, że nie mogę się denerwować w moim obecnym stanie ale musiałam dowiedzieć się prawdy, o tym co się tutaj działo. Byłam przekonana, że to tata, ale im dłużej stałam w tej kuchni trudniej było mi w to uwierzyć.
Już chciałam pójść do mamy, ale naprzeciwko, w salonie coś przykuło moją uwagę. Dostrzegłam jakąś postać leżącą na kanapie. Marszcząc brwi przeszłam niepewnie do salonu. Zaczęłam się rozglądać po jego wnętrzu chcąc dostrzec coś, co wyjaśniłoby mi obecność nieznajomego osobnika. Ale nic takiego nie znalazłam, pozostało mi tylko podejść i samej się przekonać kto się tam znajduje. Nie przypuszczałam tylko, że tym kimś będzie mój największy wróg, który tak bardzo uprzykrzał mi życie w szkole.
- Liam - szepnęłam tylko, a całe powietrze uleciało mi z płuc. Przed oczami pojawiła mi się czarna mgła i jedyne co pamiętałam, to obraz spokojnej twarzy Liama widniejący przed moją twarzą.


_____________________________________________________
Nie wiem co mam napisać, jak przepraszać za to że musieliście tak długo czekać na ten rozdział. Ale aktualnie pracuję i nie mam czasu na pisanie rozdziałów, czy nawet ich sprawdzanie. Bardzo bym chciała, bo mam ogromną wenę, ale wracam zmęczona po pracy i jedyne o czym marzę to prysznic i sen.
Mam nadzieję, że to rozumiecie i będziecie cierpliwi, bo tego tutaj potrzeba.
Jeszcze raz przepraszam i życzę Wam miłego dnia, a ja uciekam do pracy.
Buziaki!