Perspektywa Liama
Starałem się dostać do jej mieszkania jak najszybciej się dało, ale pewna starsza kobieta mi to uniemożliwiła. Jej zakupy rozsypały się na klatce schodowej, a ja dostawałem szału że nie mogę jakoś jej przeskoczyć, aby dostać się na górę. Kląłem pod nosem, próbując ją ominąć, ale za cholerę mi się to nie udawało. Pomogłem jej, więc pozbierać te zakupy i wpakować do torby, po czym wbiegłem na górę.
Starałem się dostać do jej mieszkania jak najszybciej się dało, ale pewna starsza kobieta mi to uniemożliwiła. Jej zakupy rozsypały się na klatce schodowej, a ja dostawałem szału że nie mogę jakoś jej przeskoczyć, aby dostać się na górę. Kląłem pod nosem, próbując ją ominąć, ale za cholerę mi się to nie udawało. Pomogłem jej, więc pozbierać te zakupy i wpakować do torby, po czym wbiegłem na górę.
Pukałem,
waliłem do drzwi, ale Lisa nie otwierała. Nie widziałem sensu, aby
do niej dzwonić, bo i tak odrzucała moje telefony, więc nawet się
tym nie trudziłem.
-
Lisa, otwórz. Wiem że nie chcesz ze mną rozmawiać, ale musimy
pogadać. Muszę ci coś powiedzieć i przeprosić. Jestem totalnym
kretynem i dopiero teraz to zrozumiałem. Proszę cię wpuść mnie.
- prosiłem, błagałem waląc pięścią w drzwi, ale nie dostałem
żadnego odzewu z drugiej strony. Byłem zły na siebie za to, że
wcześniej nie pomyślałem, aby do niej przyjechać. Dopiero jak na
złość uświadomił mi to Alvin. Muszę przyznać, że dobry z
niego kolega, aczkolwiek nadal za nim nie przepadam, a nawet rzekłbym
że go nie lubię.
-
Lisa, błagam otwórz, nie lubię rozmawiać z drzwiami. - dodałem
przykładając czoło do zimnej drewnianej powłoki. Byłem pewien,
że jest w środku i albo siedzi w kącie i się ze mnie śmieje,
albo płacze siedząc na łóżku. Musiałem się z nią zobaczyć,
musiałem powiedzieć co do niej czuję, bo jeśli teraz tego nie
zrobię to nigdy już się nie odważę, aby to zrobić.
-
Kocham cię do jasnej cholery! - krzyknąłem ostatni raz waląc w
drzwi, ale wtedy coś przykuło moją uwagę. Jej skrzynka na listy
była cała zapchana. Spojrzałem w dół, a tam na wycieraczce
leżało pudełko z całą stertą białych kopert i liścikiem od
listonosza informującym, że te nie zmieściły się w skrzynce.
Zmarszczyłem brwi nie rozumiejąc co się tutaj działo. Czyżby
Lisa już tutaj nie mieszkała? Przeprowadziła się? Niemożliwe.
Podniosłem
jeden z listów leżących w pudełku. Widniała na nim wczorajsza
data, więc to niemożliwe, aby Lisa się stąd wyprowadziła. Więc
tu nasuwa się pytanie – gdzie ona jest?
-
Ona już tu nie mieszka. - oznajmił mi jakiś słodki głos.
Przestraszony odwróciłem głowę w tamtą stronę i ujrzałem
zapłakaną młodą dziewczynę. Na moje oko miała może z
osiemnaście lat.
-
Jak to nie mieszka? - zapytałem rzucając list do pudełka.
-
No nie mieszka. Wyprowadziła się jakieś trzy tygodnie temu i od
tamtej pory nie wróciła. - wyjaśniła wzruszając ramionami, a
następnie wytarła nos w chusteczkę. Zmarszczyłem brwi patrząc na
nią. To w sumie wyjaśniałoby stertę listów znajdujących się
przed jej drzwiami. Ale dlaczego się stąd wyniosła?
-
Mówiła coś jak wyjeżdżała? - zapytałem podchodząc bliżej
dziewczyny. Pokręciła tylko głową.
-
Nie, ale płakała. I to tak głośno, że myślę iż na samej górze
tego budynku było ją słychać. - powiedziała znów wycierając
nos w chusteczkę.
-
A dlaczego ty płaczesz? - zapytałem w końcu wskazując na jej
chusteczkę w dłoni.
-
Bo jest mi smutno. - odpowiedziała automatycznie, a w jej oczach od
razu pojawiły się łzy. Nie, tylko nie teraz, pomyślałem.
-
Dlaczego? - zapytałem niepewnie. Nie żebym chciał ją pocieszyć,
ale byłem ciekaw.
-
Bo usłyszałam twoje wyznanie i uświadomiłam sobie, że ja nigdy
się nie dowiem, co to prawdziwa miłość. - wyjaśniła, a duże
łzy spływały jej po policzkach. Zamknąłem na chwilę oczy i
ścisnąłem nasadę nosa.
-
Ile masz lat?
-
Dziewiętnaście.
-
Posłuchaj, jesteś jeszcze młoda i całe życie przed tobą. Na
pewno uda ci się znaleźć miłość twojego życia. I przepraszam,
ale muszę już lecieć. - poklepałem dziewczynę po ramieniu, chcąc
dodać jej nieco odwagi i ją pocieszyć. Nawet bym nie przypuszczał,
że kiedykolwiek będę do tego zdolny. Ale jak widać, miłość
zmienia ludzi.
-
Pojechała do swojej mamy. - oznajmiła, gdy odwróciłem się do
niej plecami.
-
Do mamy? - zapytałem nie mogąc uwierzyć. Lisa nie mówiła, że
jej mama mieszka gdzieś w pobliżu.
-
Wiesz gdzie to jest? - spytałem chcąc wyciągnąć od dziewczyny
jak najwięcej informacji. Pokręciła tylko głową.
-
Nie, ale może zadzwoń do niej. - zasugerowała.
-
Nie odbiera ode mnie telefonów. - bąknąłem tylko zirytowany.
-
Wiesz co? Taki chłopak często tutaj przychodzi, ma klucze do
mieszkania i chyba płaci za nią rachunki. - oznajmiła, a ja szybko
popatrzyłem na nią w nadziei, że powie mi coś więcej.
-
Kim on jest?
-
Nie mam pojęcia, ale śmiesznie się ubiera. W takie kraciaste
koszule, jest gruby i niski. - dodała śmiejąc się zapewne
przypominając sobie wygląd tego chłopaka.
-
Alvin. - jęknąłem pod nosem.
-
Co?
-
Nic, nic. Dzięki za informacje. - krzyknąłem z dołu, gdy
pośpiesznie zbiegałem po schodach. Wiedziałem, że nie na darmo do
mnie przyszedł. Miał w tym swój interes. Nie tylko chciał bym
dowiedział się kim była Lisa kilka lat wcześniej, ale też chciał
bym jeszcze bardziej się skompromitował przychodząc pod jej
mieszkanie.
Przebiegła
żmija.
Szybko
wybrałem numer telefonu grubasa, który po dwóch sygnałach
odebrał.
Perspektywa
Lisy
-
Lisa, skarbie musisz coś jeść.
Odkąd
przyjechałam do mojego rodzinnego domu, moja mama nie dawała mi
żyć. Ciągle tylko chodziła za mną i wręcz błagała mnie bym
cokolwiek zjadła. Ja nie miałam ochoty. Za każdym razem, gdy coś
lądowało w moim żołądku kilka godzin później wymiotowałam
tym. Mama zapewne domyślała się co mi jest, ale nie chciała tego
powiedzieć na głos. Bała się o mnie, widziałam to w jej ciemnych
oczach. Starałam się zapewniać ją, że to tylko niegroźna grypa
żołądkowa, ale wiedziałam że mamy do tego nie przekonam. Kiwała
tylko głową za każdym razem i odchodziła smutna. Nie wiedziałam
jak mam jej powiedzieć o tym, że zostanie babcią. Długo się nad
tym zastanawiałam, ale nie doszłam do żadnego sensownego
rozwiązania. Byłam przekonana, że mnie nie zostawi. Nie należała
do tego typu kobiet, aby porzucać własne dziecko z problemem. A ja
starałam się z całych sił, aby wyszło to jakoś samo z siebie.
Wiem, głupie myślenie, ale nie potrafiłam inaczej.
Czekałam
tylko, aż wróci mój tata. Właściwie przyszywany ojciec, a drugi
mąż mojej mamy, tata Emily. Z nim zawsze lepiej się dogadywałam.
Mieliśmy wspólne tematy, ponieważ on tak samo jak ja pracował w
tajnych służbach. Nie było go kilka tygodni w domu, ale jak już
przyjeżdżał musiał wszystkiego się dowiedzieć. Pamiętam jak z
Emily byłyśmy małymi dziewczynkami i tata wracał po służbie do
domu. Czekałyśmy na niego wypatrując jego samochodu przez okno w
salonie. Pamiętam co wtedy czułam, było to jak wyczekiwanie na
pierwszą gwiazdę w święta bożego narodzenia. Czekałyśmy nawet
po kilka godzin na niego, mimo tego że mama już dawno kazała nam
iść spać. Ale, gdy przyjeżdżał czułyśmy się jakbyśmy
dostały najlepszy prezent pod słońcem.
Traktował
mnie i Emily dokładnie tak samo, dokładnie w ten sam sposób. Nie
dawał mi poczuć, że jestem gorsza od niej, bo nie jestem jego
prawdziwą córką. Traktował nas na tym samym poziomie, dzięki
czemu dorastałam w pełnej rodzinie nie czując się gorzej od
innych.
Wiedziałam,
że tata ma przyjechać za kilka dni. Nie wolno nam było do niego
dzwonić, on sam się do nas odzywał gdy mógł. A to wszystko przez
pracę, nie mógł ryzykować jej utraty przez jeden głupi telefon.
Ja
tylko czekałam z utęsknieniem na niego. Mama mówiła, że za kilka
dni powinien zadzwonić i powiedzieć nam dokładnie kiedy wróci do
domu. Mówiła tak jakieś dwa tygodnie temu. Od tamtej pory tata
zadzwonił dwa razy. Oznajmił, że przyjedzie w następnym tygodniu.
A za drugim razem powiedział że nie wie kiedy wróci. I tak, na tym
się skończyło moje wyczekiwanie na tatę. Liczyłam na to, że za
niedługo się do nas odezwie, że da jakiś znak życia. Ale
najwidoczniej się przeliczyłam.
Moja
mama pukała, a raczej waliła w drzwi mojego pokoju coraz to
mocniej. Nie chciałam z nią rozmawiać, nie miałam ochoty nic
jeść, ani z nikim rozmawiać. Chciałam być sama z własnymi
myślami i sama ze sobą. Nie potrzebowałam z nikim rozmawiać, było
dobrze tak jak było, dopóki nie musiałam się do nikogo odzywać.
W
pewnym momencie, gdy cisza w moim pokoju była tak przerażająca że
aż miałam ciarki na kręgosłupie, moja mama weszła do środka.
Leżałam
na boku, odwrócona plecami do drzwi, więc zapewne kobieta pomyślała
że śpię. Nasłuchiwałam jej kroków, próbowałam odgadnąć co
robi. Ale nagle jej chuda dłoń wylądowała na moim policzku,
odsuwając moje włosy z twarzy. Aby nie dać się przyłapać na
tym, że udaję że śpię próbowałam się nie ruszać.
Czułam,
że mama się o mnie martwi. Wyczuwałam to w jej czułym dotyku i
często widziałam to w jej smutnych oczach. Chciałabym powiedzieć
jej o tym co mnie gryzie, wiem że nie dostałabym jakiejś gadki na
temat własnej głupoty. Myślę raczej, że mama przyjęłaby to,
ale musiałaby to przemyśleć i dopiero za kilka dni dałaby mi
odpowiedź co o tym sądzi.
-
Lisa, skarbie co się z tobą dzieje? - mama zadała sobie pytanie, a
jej cichy głos rozbrzmiał w pustym i ciemnym pokoju. Martwiła się.
Wiem, że powinnam być z nią szczera, ale nie potrafiłam w tamtym
momencie poskładać własnych myśli tak, aby cokolwiek wywnioskować
z sytuacji, które mnie otaczały.
-
Kocham cię. - szepnęła tylko i całując mnie w policzek wyszła z
mojego pokoju. Łzy poleciały po moich policzkach, a ja wtulając
twarz w poduszkę zrozumiałam że moje życie stało jednym,
wielkim, szarym, beznadziejnym syfem.
Perspektywa
Liama
-
Alvin, w tym momencie podaj mi adres Lisy. - warknąłem do
słuchawki, gdy ten tylko odebrał.
-
Nie podam ci, bo wiem że źle z niego skorzystasz. - zakomunikował.
Ledwo co go słyszałem, przez jego głośne mlaskanie.
-
Że co proszę? Dawaj ten cholerny adres, w tym momencie! -
krzyknąłem do słuchawki, ale rozłączył się. Chciałem
zadzwonić jeszcze raz, ale w tym samym momencie, na ekranie telefonu
pojawiło i się imię Lisy. Szybko, więc odebrałem.
-
Lisa, na litość boską w końcu! - powiedziałem do słuchawki, gdy
tylko odebrałem.
-
Liam prawda? - zapytała jakaś kobieta, to nie była Lisa. Na pewno
nie ona.
-
Tak, a z kim rozmawiam? - zapytałem niepewnie marszcząc brwi.
-
Doris, to znaczy mama Lisy. - odpowiedziała kobieta rzeczowym tonem.
-
Och dobry wieczór. - przywitałem się z kobietą niepewnie. Nie
spodziewałem się, że będę miał przyjemność rozmawiać z jej
mamą.
-
Czy z Lisą wszystko dobrze? - zapytałem po chwili ściskając
nasadę nosa ze zdenerwowania.
-
Właśnie o to samo chciałam zapytać ciebie.
-
Ale jest u pani prawda? - panika w moim głosie dała znać kobiecie,
że naprawdę zależy mi na Lisie i się o nią martwię.
-
Tak, oczywiście. Dzwonię tylko, aby zapytać czy może wiesz
dlaczego Lisa jest taka, jakby to powiedzieć, ledwo żywa? -
zapytała. Przełknąłem głośno ślinę bojąc się, nie
wiedziałem co ta kobieta miała dokładnie na myśli, ani też nie
wiedziałem jak odpowiedzieć na to pytanie. Zaniemówiłem.
-
Wie pani co? Ja nie mam pojęcia jeśli mam być szczery. Nie
rozmawiałem z Lisą od jakichś trzech tygodni. Ale cieszę się, że
jest cała i zdrowa i że przede wszystkim żyje oraz że jest pod
dobrą opieką. - oznajmiłem drapiąc się po głowie.
-
Cała to ona z pewnością jest, ale czy zdrowa to nie byłabym tego
taka pewna.
-
Co ma pani przez to na myśli?
-
Ciągle wymiotuje, leży w łóżku całymi dniami. Nie poznaję
własnej córki Liam. Jestem przerażona co się z nią dzieje. -
wyżaliła się.
-
Pani Benson, mogłaby mi pani podać adres państwa domu?
Przyjechałbym do was i razem zastanowilibyśmy się co zrobić w tej
sytuacji. - zaproponowałem. Wiedziałem, że rozmowa przez telefon
nic nie zmieni, a tylko będziemy się sobie wyżalać. Dlatego
postanowiłem działać, póki miałem na to szansę.
-
Oczywiście. - oznajmiła, po czym podała mi dokładny adres swojego
domu i rozłączyła się.
Nawigacja
w uchwycie przypiętym do przedniej szyby mojego samochodu,
wskazywała, że już niedaleko. Jeszcze jakiś kilometr i będę na
miejscu.
Denerwowałem
się tym co mogę tam zastać. Wiedziałem, że Lisa nie będzie
chciała ze mnę rozmawiać, ani też na mnie patrzeć. Wiedziałem,
że ma mnie dość, nie tylko po tym co jej robiłem w przeszłości,
ale też teraz. Wiedziałem, że byłem dla niej wrogiem numer jeden,
gdy chodziliśmy do szkoły. Domyślałem się, że się mnie bała.
Ale za każdym razem, gdy pomyślę sobie o tamtym okresie, to czuję
się beznadziejnie. Zmieniłem się, naprawdę się zmieniłem. I
teraz wiem, że chcę być z Lisą. Kocham ją do. Jeszcze nigdy
nikogo tak nie kochałem. Nie tak jak ją. Dla mnie ta dziewczyna
jest całym światem. Wiem, że nie znamy się długo, wiem też że
początek naszej znajomości był dość nietypowy i każde z nas
miało wobec siebie jakiś plan, ale teraz to wszystko nie jest
ważne. Najważniejsze jest to, aby Lisa mi przebaczyła i zobaczyła
że jestem dobrym facetem, że mogę się nią zaopiekować i
sprawić, aby czuła się bezpiecznie ze mną. Ale teraz trzeba
sprawić, żeby ze mną porozmawiała, a wtedy już będziemy na
dobrej drodze do szczęścia.
Kilka
minut później parkowałem pod jej rodzinnym domem. Wydawało mi
się, że będzie znacznie większy niż ten, który widziałem przed
swoimi oczami.
Wysiadłem
z samochodu i zamknąłem za sobą drzwi. Schowałem telefon i
kluczyki do tylnej kieszeni spodni, wcześniej zamykając auto na
klucz. Okolica wydawała mi się całkiem miła, ale trudno to było
dokładnie stwierdzić, ponieważ panowała ciemność, a ja nie za
bardzo miałem czas aby się rozglądać dookoła siebie. Chciałem
jak najszybciej zobaczyć Lisę i powiedzieć jej co do niej czuję.
Wbiegłem
ostrożnie po schodkach na werandę. Po lewej stronie na jej końcu
ujrzałem huśtawkę, a obok niej fotel z wikliny oraz niski stolik.
Na drzwiami wisiała lampka, która oświetlała całą werandę.
Zapukałem nieco mocniej do drzwi. Domyślałem się, że mama Lisy
będzie gdzieś w pobliżu, bo zapewne mnie już wpatrywała. Co
zauważyłem po ruszających się firankach w oknie obok drzwi. Kilka
sekund później przez moimi oczami ukazała się drobna brunetka,
dokładnie z takimi samymi oczami jak Lisa i podobną posturą.
-
Dobry wieczór, Liam prawda? - zapytała okrywając swoje drobne
ciało długim brązowym swetrem.
-
Tak. Witam. - przywitałem się z nią całując jej chuda dłoń.
Zauważyłem, że była wyjątkowo zimna.
-
Zapraszam. - powiedziała wpuszczając mnie do środka.
Wnętrze
domu było przytulne i ciepłe, takie, o którym ja zawsze marzyłem
będąc dzieckiem, ale nigdy go nie miałem. Po lewej stronie od
wejścia znajdował się mały salon z kanapą i dwoma fotelami
stojącymi naprzeciwko siebie oraz małym kawowym stolikiem pomiędzy
nimi. Wnętrze oświetlała jedynie wysoka pojedyncza lampa stojąca
obok kominka.
Po
lewej stronie, a naprzeciwko wejścia do salonu znajdowała się
kuchnia, z której przechodziło się do jadalni. Kuchnia była w
nowoczesnym stylu, myślę że robili niedawno remont. Widać, że
wszystko było nowe i dopiero kilka razy używane.
Razem
z mamą Lisy usiedliśmy w kuchni, przy okrągłym czteroosobowym
stole. Kobieta poczęstowała mnie filiżanką mocnej herbaty. Upiłem
łyk i zapytałem.
-
Lisa śpi?
Kobiet
popatrzyła na mnie smutnymi oczami. Widziałem, że bardzo martwiła
się o swoją córkę. Miałem nadzieję, że stan Lisy jest dobry,
ale nie tragiczny. Wiedziałem, że to moja wina, zdawałem sobie
sprawę że to ja do tego doprowadziłem. Nie tylko przez ostatnie
tygodnie, ale w przeszłości będąc jeszcze gówniarzem i nie za
dużo wiedząc o życiu co właśnie teraz odbijało się na mnie i
na mojej przygodzie z kobietami.
-
Śpi całymi dniami, nic nie je, ciągle tylko wymiotuje. Strasznie
się o nią martwię. W ogóle nie chce jechać do lekarza, nie wiem
już jak mam na nią wpłynąć, aby zgodziła się sobie pomóc. -
wyjaśniła ze łzami w oczach. Tak mi się jej żal zrobiło, że aż
musiałem złapać kobietę za rękę, aby dodać jej nieco otuchy.
Zastanawiałem
się co można by było zrobić w tej sytuacji. Znałem Lisę na
tyle, aby wiedzieć że za żadne skarby nie zgodzi się pojechać do
lekarza, ani też sobie pomóc.
-
A jakby wezwać lekarza do domu. - zaproponowałem. Ten pomysł
wydawał mi się całkiem dobry i w miarę prosty do zrealizowania.
-
Już próbowałam. Zamknęła się w pokoju i nie wyszła dopóki
jego samochód nie zniknął z naszego podjazdu. - wyjaśniła pani
Benson.
-
Tak bardzo się o nią martwię. Zaprosiłam ciebie, abyśmy razem
pomyśleli co można zrobić w tej sytuacji. Wiem, że Lisa dużo dla
ciebie znaczy, inaczej byś tutaj nie przyjechał. Wiem też, że ona
coś do ciebie czuje inaczej nie uciekałaby przed tobą na drugi
koniec miasta, aby po prostu się ze mną spotkać. Musiało być coś
na rzeczy skoro tak gwałtownie zareagowała.
-
Pani Benson ja ją kocham. Jest dla mnie całym światem. Nie mogę
bez niej żyć. - wyjaśniłem poważnym tonem głosu. Byłem
przekonany, że kobieta mnie zrozumie i jakoś pomoże przekonać
Lisę do mnie.
-
Wiem Liam, widzę to. Ona ciebie także kocha, ale wierz mi ma
strasznie trudny charakter po swoim ojcu. Jest uparta, a gdy coś nie
idzie po jej myśli, denerwuje się i potrafi nawet kogoś przez to
pobić. Jestem pewna, że oboje dacie sobie rade, ale musicie bardzo
poważnie i bardzo dużo ze sobą rozmawiać. Jestem przekonana, że
w końcu dojdziecie do kompromisu, inaczej oboje uschniecie jak te
moje kwiatki na parapecie. - wskazała stojący za mną kwiat, który
był wysuszony na wiór.
-
Brak miłości, to tak jakby brak wody dla roślin. A wtedy one
usychają i zostaje z nich sflaczały zeschnięty śmieć, nadający
się tylko do wyrzucenia. To samo będzie z wami, jeśli się nie
dogadacie. - dodała wzruszając ramionami i unosząc filiżankę we
wzorzysty wzorek do ust.
Kiwnąłem
tylko głową zgadzając się ze starszą panią. Myślałem
dokładnie tak samo jak ona. Domyślałem się, że Lisa ma mocny
charakter i wcale nie będzie mi łatwo ją do siebie przekonać. Ale
znając siebie i swój upór oraz zdolność do dążenia do celu za
wszelką cenę, wiedziałem że dam radę i mi się to uda.
Rozważaliśmy
wszystkie pomysły jakie akurat nam przyszły do głowy.
Przerabialiśmy je na milion sposobów, aż do trzeciej w nocy.
Przyznam szczerze, że wypiliśmy większe pół whisky, które pani
Benson trzymała na specjalną okazję i jak stwierdziła właśnie
taka oto nadeszła. Skoro miałem być jej przyszłym zięciem, to
jakoś musiała mnie poznać z dobrej strony. Miałem nadzieję, że
zrobiłem na niej dobre pierwsze wrażenie i że mnie polubiła, bo
ja ją bardzo.
-
Wiesz – zaczęła Doris bełkocząc – Pamiętam jak Lisa była
mała i jej biologiczny ojciec umarł. Nie rozumiała wtedy jeszcze
co się dzieje, ale była bystra. W dzień pogrzebu zapytała
dlaczego tatuś śpi. Nie wiedziałam co mam jej odpowiedzieć,
patrzyłam tylko w jej wielkie brązowe oczy i szukałam jakieś
odpowiedzi w głowie, ale nic nie przychodziło. - po jej policzkach
zaczęły płynąć łzy. Widziałem jak bardzo kocha własną córkę
i jest w stanie się dla niej poświęcić.
-
Powiedziałam jej wtedy, że tatuś odszedł i już nigdy do nas nie
wróci. A Lisa odrzekła tylko, że aniołki zabrały go do nieba,
aby się nami opiekował. - dodała nieco ciszej, a mnie coś
ścisnęło za gardło.
Ta
dziewczyna naprawdę sporo przeszła, od najmłodszych lat swojego
życia. Śmierć ojca, tragedia w szkole z nami, później pewnie też
miała jakieś przygody o których nie wiem. Wiedziałem, że Lisa to
twarda kobieta, ale nie spodziewałem się że aż tak. Poczułem coś
w sercu, jakieś lekkie ukłucie oznajmiające mi, że coraz bardziej
kocham Lisę. Jest dla mnie wszystkim, powietrzem, wodą, ogniem. Dla
niej jestem w stanie zrobić wszystko. Wiem, że zrobiłem jej
niesamowite świństwo w szkole. Ale teraz jestem inny, zmieniłem
się. Kiedyś byłem z tego dumny, że potrafiłem krzywdzić ludzi.
Dziś jest całkiem inaczej. Żałuję tego co robiłem, żałuję
tego co jej zrobiłem. Gdybym mógł cofnąć czas, gdybym mógł to
wszystko jakoś odkręcić. Przejść obojętnie obok niej, a może
nawet posłać lekki nic nie znaczący uśmiech. Może wtedy wszystko
ułożyłoby się inaczej. Ale z drugiej strony, nie miałbym szansy
być z Lisą. Ona wtedy nie chciałaby się na mnie zemścić i nie
znalazłaby mnie.
Głowiłem
się i trudziłem, aż wybiła trzecia nad ranem. Pani Benson
zaproponowała, żebym się u nich przespał. Przyjąłem tę
propozycję, nie uśmiechało mi się spanie w samochodzie, a
przecież nie mogłem wrócić do domu mając we krwi alkohol.
Pani
Benson przyniosła mi koc oraz poduszkę i położyła je na kanapie
w salonie.
-
Mam nadzieję, że jutro na spokojnie z nią porozmawiasz i wszystko
sobie wyjaśnicie. - powiedziała po czym życząc mi dobrej nocy
zniknęła na schodach, a po chwili usłyszałem lekkie trzaśnięcie
drzwiami.
Położyłem
się wygodnie na miękkiej kanapie i kładąc rękę za głowę
patrzyłem na sufit, gdzie promienie księżyca wpadającego przez
duże okno odbijały się na suficie. Byłem gotowy do walki o
kobietę, którą kocham. Byłem gotowy aby stawić czoło problemom
jakie niesie życie oraz byłem gotów je pokonać, bo stawką była
Lisa – dziewczyna, która skradła moje serce.
Perspektywa
Lisy
Od
najmłodszych lat marzyłam, aby poznać kogoś kto będzie moim
księciem z bajki. Będzie mnie kochał, szanował i dawał przede
wszystkim poczucie bezpieczeństwa.
Gdy
miałam dwanaście lat, stwierdziłam że prawdziwej miłości nie
ma, jest tylko ból z nią związany oraz cierpienie, które czujemy
codziennie. Nie spodziewałam się wtedy co życie może mi
zafundować. Że okres szkolny całkiem zmieni mój pogląd na świat
oraz postrzeganie pewnych spraw w dziwny sposób. Od tamtej pory już
w nic nie wierzyłam, w żadną miłość, w żadne uczucie, w żadne
„zakochanie”. Poznawanie chłopaków na imprezach było dla mnie,
takim jakby hobby. Stawiali mi drinki, odwozili do domu, tak mogłabym
żyć przez jeszcze kilka lat. Wiedziałam, że podobałam się
facetom i bardzo dobrze wiedziałam jaki miałam na nich wpływ oraz
czego oni ode mnie oczekują. Nie oszukujmy się, każdy bardzo
dobrze wie że taki obcy facet, gdy spotyka ładną, atrakcyjną,
młodą dziewczynę stara się, aby ona na niego spojrzała i go
zauważyła. A wtedy przystępuje do ataku i albo uda się mu
„zaliczyć” młodą niewinną panienkę, albo odejdzie z
kwitkiem. W moim przypadku sprawdzała się druga opcja. Nigdy nie
było wyjątków. No może poza tym jednym przypadkiem – Liamem. Z
nim było inaczej, z nim znałam się już naprawdę dość długo i
wiedziałam że prędzej czy później do czegoś dojdzie. Nie
spodziewałam się tylko, że skończy się to maleńką fasolką w
moim brzuchu, która z dnia na dzień, z godziny na godzinę stawała
się coraz większa i większa, a co za tym idzie miałam coraz mniej
czasu aby coś z tym zrobić.
Miałam
dwie opcje do wyboru: a) albo pozbyć się „problemu” raz na
zawsze, b) albo zdecydować się wydać je na świat. Nie chciałam
robić pierwszej opcji, bo nie mogłabym dalej żyć ze świadomością,
że zabiłam małego człowieka. Ale druga opcja jeszcze bardziej
mnie przerażała. Nie samo to, że musiałabym przeżyć dziewięć
miesięcy ciąży, ale to co działoby się znacznie później nie
napawało mnie radością. Byłam przekonana, że zostanę z tym
problemem sama, bo znając Liama nie będę mogła na niego liczyć.
Spojrzałam
na zegarek, dochodziła dziewiąta. Strasznie chciało mi się pić,
więc wygramoliłam się z łóżka i w samej koszuli nocnej z Myszką
Mickey, i zeszłam na dół.
Jak
najciszej potrafiłam, zeszłam na dół. Nie chciałam obudzić
mojej mamy. Wiedziałam, że poszła spać około czwartej nad ranem.
Rozmawiała z kimś bardzo długo, miałam tylko cichą nadzieję że
to może mój tata przyjechał i za chwilę, gdy wejdę do kuchni
będzie stał przy kuchence i smażył dla nas jajecznicę.
Niestety
tak się nie stało. Kuchnia była pusta. Jedyne co przyciągnęło
moją uwagę to dwie szklanki oraz prawie pusta butelka po whiskey,
stojące pośrodku stołu.
Zmarszczyłam
brwi nie rozumiejąc co się tutaj działo w nocy? Czyżby moja mama
miała gościa?
Wiedziałam,
że nie mogę się denerwować w moim obecnym stanie ale musiałam
dowiedzieć się prawdy, o tym co się tutaj działo. Byłam
przekonana, że to tata, ale im dłużej stałam w tej kuchni
trudniej było mi w to uwierzyć.
Już
chciałam pójść do mamy, ale naprzeciwko, w salonie coś przykuło
moją uwagę. Dostrzegłam jakąś postać leżącą na kanapie.
Marszcząc brwi przeszłam niepewnie do salonu. Zaczęłam się
rozglądać po jego wnętrzu chcąc dostrzec coś, co wyjaśniłoby
mi obecność nieznajomego osobnika. Ale nic takiego nie znalazłam,
pozostało mi tylko podejść i samej się przekonać kto się tam
znajduje. Nie przypuszczałam tylko, że tym kimś będzie mój
największy wróg, który tak bardzo uprzykrzał mi życie w szkole.
-
Liam - szepnęłam tylko, a całe powietrze uleciało mi z płuc.
Przed oczami pojawiła mi się czarna mgła i jedyne co pamiętałam,
to obraz spokojnej twarzy Liama widniejący przed moją twarzą.
_____________________________________________________
Nie wiem co mam napisać, jak przepraszać za to że musieliście tak długo czekać na ten rozdział. Ale aktualnie pracuję i nie mam czasu na pisanie rozdziałów, czy nawet ich sprawdzanie. Bardzo bym chciała, bo mam ogromną wenę, ale wracam zmęczona po pracy i jedyne o czym marzę to prysznic i sen.
Mam nadzieję, że to rozumiecie i będziecie cierpliwi, bo tego tutaj potrzeba.
Jeszcze raz przepraszam i życzę Wam miłego dnia, a ja uciekam do pracy.
Buziaki!
O tak dawno tego nie bylo :3 ciesze sie ze chociaz na chwile wrocili ❤💙
OdpowiedzUsuńNormalnie rycerz się zrobił z naszego Liama
OdpowiedzUsuń❤