poniedziałek, 3 sierpnia 2015

Rozdział 8

Perspektywa Liama


Starałem się dostać do jej mieszkania jak najszybciej się dało, ale pewna starsza kobieta mi to uniemożliwiła. Jej zakupy rozsypały się na klatce schodowej, a ja dostawałem szału że nie mogę jakoś jej przeskoczyć, aby dostać się na górę. Kląłem pod nosem, próbując ją ominąć, ale za cholerę mi się to nie udawało. Pomogłem jej, więc pozbierać te zakupy i wpakować do torby, po czym wbiegłem na górę.
Pukałem, waliłem do drzwi, ale Lisa nie otwierała. Nie widziałem sensu, aby do niej dzwonić, bo i tak odrzucała moje telefony, więc nawet się tym nie trudziłem.
- Lisa, otwórz. Wiem że nie chcesz ze mną rozmawiać, ale musimy pogadać. Muszę ci coś powiedzieć i przeprosić. Jestem totalnym kretynem i dopiero teraz to zrozumiałem. Proszę cię wpuść mnie. - prosiłem, błagałem waląc pięścią w drzwi, ale nie dostałem żadnego odzewu z drugiej strony. Byłem zły na siebie za to, że wcześniej nie pomyślałem, aby do niej przyjechać. Dopiero jak na złość uświadomił mi to Alvin. Muszę przyznać, że dobry z niego kolega, aczkolwiek nadal za nim nie przepadam, a nawet rzekłbym że go nie lubię.
- Lisa, błagam otwórz, nie lubię rozmawiać z drzwiami. - dodałem przykładając czoło do zimnej drewnianej powłoki. Byłem pewien, że jest w środku i albo siedzi w kącie i się ze mnie śmieje, albo płacze siedząc na łóżku. Musiałem się z nią zobaczyć, musiałem powiedzieć co do niej czuję, bo jeśli teraz tego nie zrobię to nigdy już się nie odważę, aby to zrobić.
- Kocham cię do jasnej cholery! - krzyknąłem ostatni raz waląc w drzwi, ale wtedy coś przykuło moją uwagę. Jej skrzynka na listy była cała zapchana. Spojrzałem w dół, a tam na wycieraczce leżało pudełko z całą stertą białych kopert i liścikiem od listonosza informującym, że te nie zmieściły się w skrzynce. Zmarszczyłem brwi nie rozumiejąc co się tutaj działo. Czyżby Lisa już tutaj nie mieszkała? Przeprowadziła się? Niemożliwe.
Podniosłem jeden z listów leżących w pudełku. Widniała na nim wczorajsza data, więc to niemożliwe, aby Lisa się stąd wyprowadziła. Więc tu nasuwa się pytanie – gdzie ona jest?
- Ona już tu nie mieszka. - oznajmił mi jakiś słodki głos. Przestraszony odwróciłem głowę w tamtą stronę i ujrzałem zapłakaną młodą dziewczynę. Na moje oko miała może z osiemnaście lat.
- Jak to nie mieszka? - zapytałem rzucając list do pudełka.
- No nie mieszka. Wyprowadziła się jakieś trzy tygodnie temu i od tamtej pory nie wróciła. - wyjaśniła wzruszając ramionami, a następnie wytarła nos w chusteczkę. Zmarszczyłem brwi patrząc na nią. To w sumie wyjaśniałoby stertę listów znajdujących się przed jej drzwiami. Ale dlaczego się stąd wyniosła?
- Mówiła coś jak wyjeżdżała? - zapytałem podchodząc bliżej dziewczyny. Pokręciła tylko głową.
- Nie, ale płakała. I to tak głośno, że myślę iż na samej górze tego budynku było ją słychać. - powiedziała znów wycierając nos w chusteczkę.
- A dlaczego ty płaczesz? - zapytałem w końcu wskazując na jej chusteczkę w dłoni.
- Bo jest mi smutno. - odpowiedziała automatycznie, a w jej oczach od razu pojawiły się łzy. Nie, tylko nie teraz, pomyślałem.
- Dlaczego? - zapytałem niepewnie. Nie żebym chciał ją pocieszyć, ale byłem ciekaw.
- Bo usłyszałam twoje wyznanie i uświadomiłam sobie, że ja nigdy się nie dowiem, co to prawdziwa miłość. - wyjaśniła, a duże łzy spływały jej po policzkach. Zamknąłem na chwilę oczy i ścisnąłem nasadę nosa.
- Ile masz lat?
- Dziewiętnaście.
- Posłuchaj, jesteś jeszcze młoda i całe życie przed tobą. Na pewno uda ci się znaleźć miłość twojego życia. I przepraszam, ale muszę już lecieć. - poklepałem dziewczynę po ramieniu, chcąc dodać jej nieco odwagi i ją pocieszyć. Nawet bym nie przypuszczał, że kiedykolwiek będę do tego zdolny. Ale jak widać, miłość zmienia ludzi.
- Pojechała do swojej mamy. - oznajmiła, gdy odwróciłem się do niej plecami.
- Do mamy? - zapytałem nie mogąc uwierzyć. Lisa nie mówiła, że jej mama mieszka gdzieś w pobliżu.
- Wiesz gdzie to jest? - spytałem chcąc wyciągnąć od dziewczyny jak najwięcej informacji. Pokręciła tylko głową.
- Nie, ale może zadzwoń do niej. - zasugerowała.
- Nie odbiera ode mnie telefonów. - bąknąłem tylko zirytowany.
- Wiesz co? Taki chłopak często tutaj przychodzi, ma klucze do mieszkania i chyba płaci za nią rachunki. - oznajmiła, a ja szybko popatrzyłem na nią w nadziei, że powie mi coś więcej.
- Kim on jest?
- Nie mam pojęcia, ale śmiesznie się ubiera. W takie kraciaste koszule, jest gruby i niski. - dodała śmiejąc się zapewne przypominając sobie wygląd tego chłopaka.
- Alvin. - jęknąłem pod nosem.
- Co?
- Nic, nic. Dzięki za informacje. - krzyknąłem z dołu, gdy pośpiesznie zbiegałem po schodach. Wiedziałem, że nie na darmo do mnie przyszedł. Miał w tym swój interes. Nie tylko chciał bym dowiedział się kim była Lisa kilka lat wcześniej, ale też chciał bym jeszcze bardziej się skompromitował przychodząc pod jej mieszkanie.
Przebiegła żmija.
Szybko wybrałem numer telefonu grubasa, który po dwóch sygnałach odebrał.


Perspektywa Lisy

- Lisa, skarbie musisz coś jeść.
Odkąd przyjechałam do mojego rodzinnego domu, moja mama nie dawała mi żyć. Ciągle tylko chodziła za mną i wręcz błagała mnie bym cokolwiek zjadła. Ja nie miałam ochoty. Za każdym razem, gdy coś lądowało w moim żołądku kilka godzin później wymiotowałam tym. Mama zapewne domyślała się co mi jest, ale nie chciała tego powiedzieć na głos. Bała się o mnie, widziałam to w jej ciemnych oczach. Starałam się zapewniać ją, że to tylko niegroźna grypa żołądkowa, ale wiedziałam że mamy do tego nie przekonam. Kiwała tylko głową za każdym razem i odchodziła smutna. Nie wiedziałam jak mam jej powiedzieć o tym, że zostanie babcią. Długo się nad tym zastanawiałam, ale nie doszłam do żadnego sensownego rozwiązania. Byłam przekonana, że mnie nie zostawi. Nie należała do tego typu kobiet, aby porzucać własne dziecko z problemem. A ja starałam się z całych sił, aby wyszło to jakoś samo z siebie. Wiem, głupie myślenie, ale nie potrafiłam inaczej.
Czekałam tylko, aż wróci mój tata. Właściwie przyszywany ojciec, a drugi mąż mojej mamy, tata Emily. Z nim zawsze lepiej się dogadywałam. Mieliśmy wspólne tematy, ponieważ on tak samo jak ja pracował w tajnych służbach. Nie było go kilka tygodni w domu, ale jak już przyjeżdżał musiał wszystkiego się dowiedzieć. Pamiętam jak z Emily byłyśmy małymi dziewczynkami i tata wracał po służbie do domu. Czekałyśmy na niego wypatrując jego samochodu przez okno w salonie. Pamiętam co wtedy czułam, było to jak wyczekiwanie na pierwszą gwiazdę w święta bożego narodzenia. Czekałyśmy nawet po kilka godzin na niego, mimo tego że mama już dawno kazała nam iść spać. Ale, gdy przyjeżdżał czułyśmy się jakbyśmy dostały najlepszy prezent pod słońcem.
Traktował mnie i Emily dokładnie tak samo, dokładnie w ten sam sposób. Nie dawał mi poczuć, że jestem gorsza od niej, bo nie jestem jego prawdziwą córką. Traktował nas na tym samym poziomie, dzięki czemu dorastałam w pełnej rodzinie nie czując się gorzej od innych.
Wiedziałam, że tata ma przyjechać za kilka dni. Nie wolno nam było do niego dzwonić, on sam się do nas odzywał gdy mógł. A to wszystko przez pracę, nie mógł ryzykować jej utraty przez jeden głupi telefon.
Ja tylko czekałam z utęsknieniem na niego. Mama mówiła, że za kilka dni powinien zadzwonić i powiedzieć nam dokładnie kiedy wróci do domu. Mówiła tak jakieś dwa tygodnie temu. Od tamtej pory tata zadzwonił dwa razy. Oznajmił, że przyjedzie w następnym tygodniu. A za drugim razem powiedział że nie wie kiedy wróci. I tak, na tym się skończyło moje wyczekiwanie na tatę. Liczyłam na to, że za niedługo się do nas odezwie, że da jakiś znak życia. Ale najwidoczniej się przeliczyłam.
Moja mama pukała, a raczej waliła w drzwi mojego pokoju coraz to mocniej. Nie chciałam z nią rozmawiać, nie miałam ochoty nic jeść, ani z nikim rozmawiać. Chciałam być sama z własnymi myślami i sama ze sobą. Nie potrzebowałam z nikim rozmawiać, było dobrze tak jak było, dopóki nie musiałam się do nikogo odzywać.
W pewnym momencie, gdy cisza w moim pokoju była tak przerażająca że aż miałam ciarki na kręgosłupie, moja mama weszła do środka.
Leżałam na boku, odwrócona plecami do drzwi, więc zapewne kobieta pomyślała że śpię. Nasłuchiwałam jej kroków, próbowałam odgadnąć co robi. Ale nagle jej chuda dłoń wylądowała na moim policzku, odsuwając moje włosy z twarzy. Aby nie dać się przyłapać na tym, że udaję że śpię próbowałam się nie ruszać.
Czułam, że mama się o mnie martwi. Wyczuwałam to w jej czułym dotyku i często widziałam to w jej smutnych oczach. Chciałabym powiedzieć jej o tym co mnie gryzie, wiem że nie dostałabym jakiejś gadki na temat własnej głupoty. Myślę raczej, że mama przyjęłaby to, ale musiałaby to przemyśleć i dopiero za kilka dni dałaby mi odpowiedź co o tym sądzi.
- Lisa, skarbie co się z tobą dzieje? - mama zadała sobie pytanie, a jej cichy głos rozbrzmiał w pustym i ciemnym pokoju. Martwiła się. Wiem, że powinnam być z nią szczera, ale nie potrafiłam w tamtym momencie poskładać własnych myśli tak, aby cokolwiek wywnioskować z sytuacji, które mnie otaczały.
- Kocham cię. - szepnęła tylko i całując mnie w policzek wyszła z mojego pokoju. Łzy poleciały po moich policzkach, a ja wtulając twarz w poduszkę zrozumiałam że moje życie stało jednym, wielkim, szarym, beznadziejnym syfem.


Perspektywa Liama


- Alvin, w tym momencie podaj mi adres Lisy. - warknąłem do słuchawki, gdy ten tylko odebrał.
- Nie podam ci, bo wiem że źle z niego skorzystasz. - zakomunikował. Ledwo co go słyszałem, przez jego głośne mlaskanie.
- Że co proszę? Dawaj ten cholerny adres, w tym momencie! - krzyknąłem do słuchawki, ale rozłączył się. Chciałem zadzwonić jeszcze raz, ale w tym samym momencie, na ekranie telefonu pojawiło i się imię Lisy. Szybko, więc odebrałem.
- Lisa, na litość boską w końcu! - powiedziałem do słuchawki, gdy tylko odebrałem.
- Liam prawda? - zapytała jakaś kobieta, to nie była Lisa. Na pewno nie ona.
- Tak, a z kim rozmawiam? - zapytałem niepewnie marszcząc brwi.
- Doris, to znaczy mama Lisy. - odpowiedziała kobieta rzeczowym tonem.
- Och dobry wieczór. - przywitałem się z kobietą niepewnie. Nie spodziewałem się, że będę miał przyjemność rozmawiać z jej mamą.
- Czy z Lisą wszystko dobrze? - zapytałem po chwili ściskając nasadę nosa ze zdenerwowania.
- Właśnie o to samo chciałam zapytać ciebie.
- Ale jest u pani prawda? - panika w moim głosie dała znać kobiecie, że naprawdę zależy mi na Lisie i się o nią martwię.
- Tak, oczywiście. Dzwonię tylko, aby zapytać czy może wiesz dlaczego Lisa jest taka, jakby to powiedzieć, ledwo żywa? - zapytała. Przełknąłem głośno ślinę bojąc się, nie wiedziałem co ta kobieta miała dokładnie na myśli, ani też nie wiedziałem jak odpowiedzieć na to pytanie. Zaniemówiłem.
- Wie pani co? Ja nie mam pojęcia jeśli mam być szczery. Nie rozmawiałem z Lisą od jakichś trzech tygodni. Ale cieszę się, że jest cała i zdrowa i że przede wszystkim żyje oraz że jest pod dobrą opieką. - oznajmiłem drapiąc się po głowie.
- Cała to ona z pewnością jest, ale czy zdrowa to nie byłabym tego taka pewna.
- Co ma pani przez to na myśli?
- Ciągle wymiotuje, leży w łóżku całymi dniami. Nie poznaję własnej córki Liam. Jestem przerażona co się z nią dzieje. - wyżaliła się.
- Pani Benson, mogłaby mi pani podać adres państwa domu? Przyjechałbym do was i razem zastanowilibyśmy się co zrobić w tej sytuacji. - zaproponowałem. Wiedziałem, że rozmowa przez telefon nic nie zmieni, a tylko będziemy się sobie wyżalać. Dlatego postanowiłem działać, póki miałem na to szansę.
- Oczywiście. - oznajmiła, po czym podała mi dokładny adres swojego domu i rozłączyła się.
Nawigacja w uchwycie przypiętym do przedniej szyby mojego samochodu, wskazywała, że już niedaleko. Jeszcze jakiś kilometr i będę na miejscu.
Denerwowałem się tym co mogę tam zastać. Wiedziałem, że Lisa nie będzie chciała ze mnę rozmawiać, ani też na mnie patrzeć. Wiedziałem, że ma mnie dość, nie tylko po tym co jej robiłem w przeszłości, ale też teraz. Wiedziałem, że byłem dla niej wrogiem numer jeden, gdy chodziliśmy do szkoły. Domyślałem się, że się mnie bała. Ale za każdym razem, gdy pomyślę sobie o tamtym okresie, to czuję się beznadziejnie. Zmieniłem się, naprawdę się zmieniłem. I teraz wiem, że chcę być z Lisą. Kocham ją do. Jeszcze nigdy nikogo tak nie kochałem. Nie tak jak ją. Dla mnie ta dziewczyna jest całym światem. Wiem, że nie znamy się długo, wiem też że początek naszej znajomości był dość nietypowy i każde z nas miało wobec siebie jakiś plan, ale teraz to wszystko nie jest ważne. Najważniejsze jest to, aby Lisa mi przebaczyła i zobaczyła że jestem dobrym facetem, że mogę się nią zaopiekować i sprawić, aby czuła się bezpiecznie ze mną. Ale teraz trzeba sprawić, żeby ze mną porozmawiała, a wtedy już będziemy na dobrej drodze do szczęścia.
Kilka minut później parkowałem pod jej rodzinnym domem. Wydawało mi się, że będzie znacznie większy niż ten, który widziałem przed swoimi oczami.
Wysiadłem z samochodu i zamknąłem za sobą drzwi. Schowałem telefon i kluczyki do tylnej kieszeni spodni, wcześniej zamykając auto na klucz. Okolica wydawała mi się całkiem miła, ale trudno to było dokładnie stwierdzić, ponieważ panowała ciemność, a ja nie za bardzo miałem czas aby się rozglądać dookoła siebie. Chciałem jak najszybciej zobaczyć Lisę i powiedzieć jej co do niej czuję.
Wbiegłem ostrożnie po schodkach na werandę. Po lewej stronie na jej końcu ujrzałem huśtawkę, a obok niej fotel z wikliny oraz niski stolik. Na drzwiami wisiała lampka, która oświetlała całą werandę. Zapukałem nieco mocniej do drzwi. Domyślałem się, że mama Lisy będzie gdzieś w pobliżu, bo zapewne mnie już wpatrywała. Co zauważyłem po ruszających się firankach w oknie obok drzwi. Kilka sekund później przez moimi oczami ukazała się drobna brunetka, dokładnie z takimi samymi oczami jak Lisa i podobną posturą.
- Dobry wieczór, Liam prawda? - zapytała okrywając swoje drobne ciało długim brązowym swetrem.
- Tak. Witam. - przywitałem się z nią całując jej chuda dłoń. Zauważyłem, że była wyjątkowo zimna.
- Zapraszam. - powiedziała wpuszczając mnie do środka.
Wnętrze domu było przytulne i ciepłe, takie, o którym ja zawsze marzyłem będąc dzieckiem, ale nigdy go nie miałem. Po lewej stronie od wejścia znajdował się mały salon z kanapą i dwoma fotelami stojącymi naprzeciwko siebie oraz małym kawowym stolikiem pomiędzy nimi. Wnętrze oświetlała jedynie wysoka pojedyncza lampa stojąca obok kominka.
Po lewej stronie, a naprzeciwko wejścia do salonu znajdowała się kuchnia, z której przechodziło się do jadalni. Kuchnia była w nowoczesnym stylu, myślę że robili niedawno remont. Widać, że wszystko było nowe i dopiero kilka razy używane.
Razem z mamą Lisy usiedliśmy w kuchni, przy okrągłym czteroosobowym stole. Kobieta poczęstowała mnie filiżanką mocnej herbaty. Upiłem łyk i zapytałem.
- Lisa śpi?
Kobiet popatrzyła na mnie smutnymi oczami. Widziałem, że bardzo martwiła się o swoją córkę. Miałem nadzieję, że stan Lisy jest dobry, ale nie tragiczny. Wiedziałem, że to moja wina, zdawałem sobie sprawę że to ja do tego doprowadziłem. Nie tylko przez ostatnie tygodnie, ale w przeszłości będąc jeszcze gówniarzem i nie za dużo wiedząc o życiu co właśnie teraz odbijało się na mnie i na mojej przygodzie z kobietami.
- Śpi całymi dniami, nic nie je, ciągle tylko wymiotuje. Strasznie się o nią martwię. W ogóle nie chce jechać do lekarza, nie wiem już jak mam na nią wpłynąć, aby zgodziła się sobie pomóc. - wyjaśniła ze łzami w oczach. Tak mi się jej żal zrobiło, że aż musiałem złapać kobietę za rękę, aby dodać jej nieco otuchy.
Zastanawiałem się co można by było zrobić w tej sytuacji. Znałem Lisę na tyle, aby wiedzieć że za żadne skarby nie zgodzi się pojechać do lekarza, ani też sobie pomóc.
- A jakby wezwać lekarza do domu. - zaproponowałem. Ten pomysł wydawał mi się całkiem dobry i w miarę prosty do zrealizowania.
- Już próbowałam. Zamknęła się w pokoju i nie wyszła dopóki jego samochód nie zniknął z naszego podjazdu. - wyjaśniła pani Benson.
- Tak bardzo się o nią martwię. Zaprosiłam ciebie, abyśmy razem pomyśleli co można zrobić w tej sytuacji. Wiem, że Lisa dużo dla ciebie znaczy, inaczej byś tutaj nie przyjechał. Wiem też, że ona coś do ciebie czuje inaczej nie uciekałaby przed tobą na drugi koniec miasta, aby po prostu się ze mną spotkać. Musiało być coś na rzeczy skoro tak gwałtownie zareagowała.
- Pani Benson ja ją kocham. Jest dla mnie całym światem. Nie mogę bez niej żyć. - wyjaśniłem poważnym tonem głosu. Byłem przekonany, że kobieta mnie zrozumie i jakoś pomoże przekonać Lisę do mnie.
- Wiem Liam, widzę to. Ona ciebie także kocha, ale wierz mi ma strasznie trudny charakter po swoim ojcu. Jest uparta, a gdy coś nie idzie po jej myśli, denerwuje się i potrafi nawet kogoś przez to pobić. Jestem pewna, że oboje dacie sobie rade, ale musicie bardzo poważnie i bardzo dużo ze sobą rozmawiać. Jestem przekonana, że w końcu dojdziecie do kompromisu, inaczej oboje uschniecie jak te moje kwiatki na parapecie. - wskazała stojący za mną kwiat, który był wysuszony na wiór.
- Brak miłości, to tak jakby brak wody dla roślin. A wtedy one usychają i zostaje z nich sflaczały zeschnięty śmieć, nadający się tylko do wyrzucenia. To samo będzie z wami, jeśli się nie dogadacie. - dodała wzruszając ramionami i unosząc filiżankę we wzorzysty wzorek do ust.
Kiwnąłem tylko głową zgadzając się ze starszą panią. Myślałem dokładnie tak samo jak ona. Domyślałem się, że Lisa ma mocny charakter i wcale nie będzie mi łatwo ją do siebie przekonać. Ale znając siebie i swój upór oraz zdolność do dążenia do celu za wszelką cenę, wiedziałem że dam radę i mi się to uda.
Rozważaliśmy wszystkie pomysły jakie akurat nam przyszły do głowy. Przerabialiśmy je na milion sposobów, aż do trzeciej w nocy. Przyznam szczerze, że wypiliśmy większe pół whisky, które pani Benson trzymała na specjalną okazję i jak stwierdziła właśnie taka oto nadeszła. Skoro miałem być jej przyszłym zięciem, to jakoś musiała mnie poznać z dobrej strony. Miałem nadzieję, że zrobiłem na niej dobre pierwsze wrażenie i że mnie polubiła, bo ja ją bardzo.
- Wiesz – zaczęła Doris bełkocząc – Pamiętam jak Lisa była mała i jej biologiczny ojciec umarł. Nie rozumiała wtedy jeszcze co się dzieje, ale była bystra. W dzień pogrzebu zapytała dlaczego tatuś śpi. Nie wiedziałam co mam jej odpowiedzieć, patrzyłam tylko w jej wielkie brązowe oczy i szukałam jakieś odpowiedzi w głowie, ale nic nie przychodziło. - po jej policzkach zaczęły płynąć łzy. Widziałem jak bardzo kocha własną córkę i jest w stanie się dla niej poświęcić.
- Powiedziałam jej wtedy, że tatuś odszedł i już nigdy do nas nie wróci. A Lisa odrzekła tylko, że aniołki zabrały go do nieba, aby się nami opiekował. - dodała nieco ciszej, a mnie coś ścisnęło za gardło.
Ta dziewczyna naprawdę sporo przeszła, od najmłodszych lat swojego życia. Śmierć ojca, tragedia w szkole z nami, później pewnie też miała jakieś przygody o których nie wiem. Wiedziałem, że Lisa to twarda kobieta, ale nie spodziewałem się że aż tak. Poczułem coś w sercu, jakieś lekkie ukłucie oznajmiające mi, że coraz bardziej kocham Lisę. Jest dla mnie wszystkim, powietrzem, wodą, ogniem. Dla niej jestem w stanie zrobić wszystko. Wiem, że zrobiłem jej niesamowite świństwo w szkole. Ale teraz jestem inny, zmieniłem się. Kiedyś byłem z tego dumny, że potrafiłem krzywdzić ludzi. Dziś jest całkiem inaczej. Żałuję tego co robiłem, żałuję tego co jej zrobiłem. Gdybym mógł cofnąć czas, gdybym mógł to wszystko jakoś odkręcić. Przejść obojętnie obok niej, a może nawet posłać lekki nic nie znaczący uśmiech. Może wtedy wszystko ułożyłoby się inaczej. Ale z drugiej strony, nie miałbym szansy być z Lisą. Ona wtedy nie chciałaby się na mnie zemścić i nie znalazłaby mnie.
Głowiłem się i trudziłem, aż wybiła trzecia nad ranem. Pani Benson zaproponowała, żebym się u nich przespał. Przyjąłem tę propozycję, nie uśmiechało mi się spanie w samochodzie, a przecież nie mogłem wrócić do domu mając we krwi alkohol.
Pani Benson przyniosła mi koc oraz poduszkę i położyła je na kanapie w salonie.
- Mam nadzieję, że jutro na spokojnie z nią porozmawiasz i wszystko sobie wyjaśnicie. - powiedziała po czym życząc mi dobrej nocy zniknęła na schodach, a po chwili usłyszałem lekkie trzaśnięcie drzwiami.
Położyłem się wygodnie na miękkiej kanapie i kładąc rękę za głowę patrzyłem na sufit, gdzie promienie księżyca wpadającego przez duże okno odbijały się na suficie. Byłem gotowy do walki o kobietę, którą kocham. Byłem gotowy aby stawić czoło problemom jakie niesie życie oraz byłem gotów je pokonać, bo stawką była Lisa – dziewczyna, która skradła moje serce.


Perspektywa Lisy

Od najmłodszych lat marzyłam, aby poznać kogoś kto będzie moim księciem z bajki. Będzie mnie kochał, szanował i dawał przede wszystkim poczucie bezpieczeństwa.
Gdy miałam dwanaście lat, stwierdziłam że prawdziwej miłości nie ma, jest tylko ból z nią związany oraz cierpienie, które czujemy codziennie. Nie spodziewałam się wtedy co życie może mi zafundować. Że okres szkolny całkiem zmieni mój pogląd na świat oraz postrzeganie pewnych spraw w dziwny sposób. Od tamtej pory już w nic nie wierzyłam, w żadną miłość, w żadne uczucie, w żadne „zakochanie”. Poznawanie chłopaków na imprezach było dla mnie, takim jakby hobby. Stawiali mi drinki, odwozili do domu, tak mogłabym żyć przez jeszcze kilka lat. Wiedziałam, że podobałam się facetom i bardzo dobrze wiedziałam jaki miałam na nich wpływ oraz czego oni ode mnie oczekują. Nie oszukujmy się, każdy bardzo dobrze wie że taki obcy facet, gdy spotyka ładną, atrakcyjną, młodą dziewczynę stara się, aby ona na niego spojrzała i go zauważyła. A wtedy przystępuje do ataku i albo uda się mu „zaliczyć” młodą niewinną panienkę, albo odejdzie z kwitkiem. W moim przypadku sprawdzała się druga opcja. Nigdy nie było wyjątków. No może poza tym jednym przypadkiem – Liamem. Z nim było inaczej, z nim znałam się już naprawdę dość długo i wiedziałam że prędzej czy później do czegoś dojdzie. Nie spodziewałam się tylko, że skończy się to maleńką fasolką w moim brzuchu, która z dnia na dzień, z godziny na godzinę stawała się coraz większa i większa, a co za tym idzie miałam coraz mniej czasu aby coś z tym zrobić.
Miałam dwie opcje do wyboru: a) albo pozbyć się „problemu” raz na zawsze, b) albo zdecydować się wydać je na świat. Nie chciałam robić pierwszej opcji, bo nie mogłabym dalej żyć ze świadomością, że zabiłam małego człowieka. Ale druga opcja jeszcze bardziej mnie przerażała. Nie samo to, że musiałabym przeżyć dziewięć miesięcy ciąży, ale to co działoby się znacznie później nie napawało mnie radością. Byłam przekonana, że zostanę z tym problemem sama, bo znając Liama nie będę mogła na niego liczyć.
Spojrzałam na zegarek, dochodziła dziewiąta. Strasznie chciało mi się pić, więc wygramoliłam się z łóżka i w samej koszuli nocnej z Myszką Mickey, i zeszłam na dół.
Jak najciszej potrafiłam, zeszłam na dół. Nie chciałam obudzić mojej mamy. Wiedziałam, że poszła spać około czwartej nad ranem. Rozmawiała z kimś bardzo długo, miałam tylko cichą nadzieję że to może mój tata przyjechał i za chwilę, gdy wejdę do kuchni będzie stał przy kuchence i smażył dla nas jajecznicę.
Niestety tak się nie stało. Kuchnia była pusta. Jedyne co przyciągnęło moją uwagę to dwie szklanki oraz prawie pusta butelka po whiskey, stojące pośrodku stołu.
Zmarszczyłam brwi nie rozumiejąc co się tutaj działo w nocy? Czyżby moja mama miała gościa?
Wiedziałam, że nie mogę się denerwować w moim obecnym stanie ale musiałam dowiedzieć się prawdy, o tym co się tutaj działo. Byłam przekonana, że to tata, ale im dłużej stałam w tej kuchni trudniej było mi w to uwierzyć.
Już chciałam pójść do mamy, ale naprzeciwko, w salonie coś przykuło moją uwagę. Dostrzegłam jakąś postać leżącą na kanapie. Marszcząc brwi przeszłam niepewnie do salonu. Zaczęłam się rozglądać po jego wnętrzu chcąc dostrzec coś, co wyjaśniłoby mi obecność nieznajomego osobnika. Ale nic takiego nie znalazłam, pozostało mi tylko podejść i samej się przekonać kto się tam znajduje. Nie przypuszczałam tylko, że tym kimś będzie mój największy wróg, który tak bardzo uprzykrzał mi życie w szkole.
- Liam - szepnęłam tylko, a całe powietrze uleciało mi z płuc. Przed oczami pojawiła mi się czarna mgła i jedyne co pamiętałam, to obraz spokojnej twarzy Liama widniejący przed moją twarzą.


_____________________________________________________
Nie wiem co mam napisać, jak przepraszać za to że musieliście tak długo czekać na ten rozdział. Ale aktualnie pracuję i nie mam czasu na pisanie rozdziałów, czy nawet ich sprawdzanie. Bardzo bym chciała, bo mam ogromną wenę, ale wracam zmęczona po pracy i jedyne o czym marzę to prysznic i sen.
Mam nadzieję, że to rozumiecie i będziecie cierpliwi, bo tego tutaj potrzeba.
Jeszcze raz przepraszam i życzę Wam miłego dnia, a ja uciekam do pracy.
Buziaki!

2 komentarze:

  1. O tak dawno tego nie bylo :3 ciesze sie ze chociaz na chwile wrocili ❤💙

    OdpowiedzUsuń
  2. Normalnie rycerz się zrobił z naszego Liama

    OdpowiedzUsuń