niedziela, 30 sierpnia 2015

Rozdział 9

Perspektywa Liama

Rozciągnąłem zmęczone mięśnie i rozejrzałem się dookoła siebie. Szklanka z wodą stała na stoliku obok kanapy, więc wziąłem szybki łyk. Założyłem czarne spodnie, które w nocy zdjąłem, ponieważ było mi za gorąco i ruszyłem w stronę kuchni. Nagle, gdy tylko zrobiłem krok przed siebie coś przykuło moją uwagę. Długie nogi, plątanina brązowych włosów i pidżama z Myszką Mickey.
- Lisa! - krzyknąłem głośno podbiegając do niej szybko i upadając obok jej ciała na kolana. Uniosłem je głowę i położyłem sobie na kolanach.
Tak bardzo mi jej brakowało przez ten cały czas, tak bardzo za nią tęskniłem, ta bardzo ją kochałem że nie wyobrażałem sobie bez niej życia. Chciałem być zawsze przy niej, pocieszać ją gdy nadejdzie taka potrzeba, być zabójczo zazdrosny o byle co, zasypiać i budzić się obok niej codziennie, być po prostu blisko niej. Nie wyobrażałem sobie, aby było inaczej i aby tym kimś był inny facet. To miałem być ja i tylko ja.
- Lisa skarbie, proszę obudź się. - zacząłem do niej mówić, lekko uderzając ją w policzki, aby ją ocucić, ale nie chciała się wybudzić. Zauważyłem, że jest strasznie blada i schudła od ostatniego czasu, gdy po raz ostatni ją widziałem.
- Co tu się dzieje? - pani Benson, gdy tylko zeszła na dół w zielonym szlafroku, od razu wiedziała co się stało.
- Boże Lisa, skarbie. - przykucnęła obok nas biorąc rękę jej córki w swoje chude dłonie. Popatrzyła na mnie.
- Zemdlała. - oznajmiłem.
- Szybko, połóż ją na kanapie, a ja przyniosę wody. - oznajmiła mi i uciekła do kuchni. Wziąłem Lisę na ręce i zaniosłem ją w stronę kanapy. Przytuliła się do mnie mocno, a ja objąłem ją jeszcze mocniej i przytuliłem do swojej klatki piersiowej. Uśmiechnąłem się pod nosem, gdy wyszeptała.
- Nie zostawiaj mnie.
To jedno zdanie napawało mnie taką nadzieję, że może być lepiej. Że będzie lepiej między nami.
- Proszę. - mama Lisy wręczyła mi szklankę z wodą i przysiadła obok nóg Lisy. Wzięła jedną jej dłoń w swoje obie i lekko ucisnęła. Po chwili dziewczyna otworzyła oczy.
Była lekko zdezorientowana, popatrzyła najpierw na swoją mamę, na twarzy której widniała troska i zdenerwowanie, po chwili je oczy ujrzały mnie. Nie powiem, aby była zadowolona widząc mnie w jej domu, ale nic nie powiedziała. Patrzyła tylko na mnie z jakimś dziwnym nieznanym mi uczuciem wymalowanym na twarzy. Zdziwienie? Zaskoczenie? Złość? Nie miałem pojęcia po prostu była taka dziwna, nic nie mówiła. Zastanawiałem się nawet czy by już nie pójść stamtąd, ale wtedy przemówiła. Jej głos był taki schrypnięty, w ogóle nie podobny do jej słodkiego głosiku, którym zawsze mówiła.
- Co się stało? - zapytała biorąc ode mnie szklankę z wodą i upijając mały łyk.
- Zemdlałaś skarbie. - jej mama ubiegła mnie odpowiadając na jej pytanie. Dziewczyna posłała matce wymuszony uśmiech, w ogóle nie patrząc w moją stronę.
- Ja chyba już pojadę. - oznajmiłem wstając na równe nogi.
- Może zostaniesz na śniadanie? - zapytała mama Lisy, gdy ruszyłem w stronę korytarza, gdzie zostawiłem swoje buty.
- To nie jest najlepszy pomysł. - odpowiedziałem posyłając kobiecie uśmiech. Nie chciałem, aby myślała że się na nią gniewam. Po prostu widziałem po minie i spojrzeniu Lisy, że nie była za bardzo zadowolona widząc mnie w swoim domu o tak wczesnej porze. A cała moja pewność siebie z dnia wczorajszego gdzieś uleciała.
- Zostań proszę. Tyle dla nas zrobiłeś, że teraz tak głupio abyś od razu pojechał. - poprosiła jeszcze raz stając naprzeciwko mnie. Widziałem coś w jej oczach, jakby iskierkę nadziei że jednak jej córka zgodzi się ze mną porozmawiać i da sobie coś wytłumaczyć. Niestety ja byłem innego zdania. Jestem przegrany u Lisy po ostatnie dni mojego życia.
- Zostań. - zakomunikowała Lisa wychodząc na korytarz. - Zostań proszę. - powtórzyła patrząc mi przy tym prosto w oczy. Skanowałem jej ciało od góry do dołu podziwiając zgrabne nogi i jej piękne oczy. Nie wiedziałem czym sobie zasłużyłem na uwagę tej pięknej istoty, ale wiedziałem że gdy się zgodzę mogę się tego dowiedzieć.
W czasie śniadania Lisa wyglądała i zachowywała się inaczej. Nie tylko wobec mnie, ale ogólnie. Nie odzywała się w ogóle, skończyła posiłek i dziękując cicho zniknęła na górze.
- Zrozum ją, nie jest jej łatwo. - odezwała się jej mama, gdy zostaliśmy sami.
- Co ma pani przez to na myśli? - zapytałem marszcząc czoło. Popatrzyłem na kobietę nie rozumiejąc jej słów skierowanych do mnie w tamtym momencie.
- Jest w c…
- Idziemy? - zapytała Lisa wchodząc do kuchni i przerywając swojej mamie w połowie zdania.
Popatrzyłem na nią uśmiechając się lekko, gdy ta miała wzrok utkwiony w ścianie za mną.
Kiwnąłem tylko głową, po czym wstając wyszedłem z kuchni za dziewczyną i skierowaliśmy się w stronę drzwi.
Szliśmy obok siebie milcząc. Nie wiedziałem gdzie ona mnie prowadzi. Okolica była wyjątkowo cicha, gdzieniegdzie ktoś wychodził z domu po gazetę, inny żegnał się z żoną pocałunkiem, wsiadał do samochodu. Też chciałbym tak kiedyś mieć. Wychodzić z domu do pracy, być czyimś mężem, opiekować się własną żoną.
Kiedyś, jeszcze kilka lat wcześniej nie myślałem, że będę potrafił tak myśleć. Ba! Nie myślałem, że będę potrafił kogoś kochać. Wiem, że to może wydawać się komuś nieprawdopodobne, ale zmieniłem się. Największe zmiany w sobie widzę ja sam. Jestem zadowolony, że moje życie potoczyło się w tym kierunku. Zawsze starałem się być dla innych dobry, wiem że nie zawsze mi to wychodziło, ale przynajmniej próbowałem.
Lisa skręciła w lewo, gdzie przed nami pojawił się mały park z placem zabaw dla dzieci, drewnianymi ławkami oraz mnóstwem drzew, pod którymi można się schować i odpocząć. Lisa zaprowadziła nas na plac zabaw. Zauważyłem jak ściąga swoje buty, wchodzi na piasek i siada na jednej z huśtawek. Nie mogłem wyjść z podziwu, że ta dziewczyna zachowuje się tak swobodnie, że jest taka normalna, ale zarazem inna. Inna niż wszystkie dziewczyny, z którymi byłem do tej pory, inna od wszystkich dziewczyn na całym świecie.
- Po co tutaj przyjechałeś? - zapytała mnie, gdy zająłem miejsce na huśtawce obok niej. Nie patrzyła na mnie, wzrok utkwiła w miejscu przed sobą.
- Musiałem dowiedzieć się co się z tobą dzieje. Starałem się jak mogłem, aby cię znaleźć i w końcu, z pomocą niektórych ludzi mi się to udało. - posłałem jej uśmiech, gdy odwróciła głowę w moją stronę. Na jej twarzy widniał grymas niezadowolenia. Bez makijażu wyglądała o wiele lepiej niż w nim.
- Niepotrzebnie. - oznajmiła mi znów patrząc w coś przed sobą.
- Jak to niepotrzebnie? - zapytałem marszcząc brwi. Nie rozumiałem jej zachowania w tym momencie. Starałem się jak mogłem, aby ją znaleźć a teraz ona ma mnie gdzieś?
- Ja i tak nie chcę na ciebie patrzeć Liam, więc jedynym idealnym rozwiązaniem w tej sytuacji będzie jak sobie już pójdziesz. Niepotrzebnie tracisz na mnie swój jakże cenny czas. - wyrzuciła ręce w górę starając się nadać jej wypowiedzi trochę dramatyzmu.
- Mój, jak to nazwałaś cenny czas pragnę spędzić z tobą, bo cie kocham.
W końcu jej to powiedziałem. Dziewczyna zachłysnęła się powietrzem i odwróciła twarz w moją stronę. Patrzyła na mnie z niedowierzaniem i szeroko otwartymi oczami.
- Przepraszam, ale co?! Kochasz mnie? - dopytywała kręcąc głową. Kiwnąłem głową dając znak, że to prawda.
- Nie wiem, jak to się stało, ale nie mogę przestać o tobie myśleć. Jesteś dla mnie idealna Lisa. Nie ma drugiej takiej, po prostu cię kocham. Wiem, że wydaje ci się to trochę tandetne i żałosne, ale proszę cię uwierz mi. - kleknąłem przed nią, złapałem jej zimne dłonie w swoje i patrzyłam na jej twarz spuszczoną w dół. Palcem wskazującym podniosłem jej podbródek w górę i zauważyłem, że ona płacze. Nie wiedziałem tylko dlaczego. Czy moje wyznanie, było aż tak beznadzieje, że ona przez to się popłakała? Czy może… może…. Może ona czuje do mnie to samo?
- Dlaczego akurat ja Liam? Dlaczego nie inna dziewczyna? - pytała przez łzy spływające jej po policzkach.
- Bo jesteś idealna, mądra, zaradna, pracowita. Kocham cię po prostu. - zaśmiałem się cicho. Przecież to był oczywista oczywistość, a ona się jeszcze pytała dlaczego akurat ona.
- Nie jestem odpowiednią kobietą dla ciebie Liam. - wypowiedziała to zdanie na wydechu poważnym, stanowczym tonem patrząc mi dodatkowo przy tym w oczy. - Znajdź sobie inną. - dodała odpychając moje dłonie i wstając z huśtawki. Zaczęła iść w stronę wyjścia z parku.
- Lisa, ale ja nie chcę innej! - krzyknąłem za nią. Stałem w miejscu, a ona była już praktycznie przy samej bramie. Zatrzymała się słysząc moje słowa i spuściła głowę w dół. Zauważyłem jak młoda kobieta siada właśnie na jednej z ławek stojących nieopodal mnie. Ciemny wózek stał obok niej, zapewne miała w nim dziecko. Przypatrywała się nam ze zdziwieniem. Zapewne nie spodziewała się nikogo o tej porze w parku.
- Chcę ciebie i tylko ciebie. Dla mnie jesteś idealna, kocham cię! - krzyczałem za nią. Miałem gdzieś jak w tym momencie wyglądam, miałem gdzieś że ktoś może na mnie patrzeć, liczyła się dla mnie tylko Lisa.
- Ale ja nie jestem idealna. - szepnęła, gdy podszedłem bliżej niej. Stanąłem naprzeciwko i uniosłem jej podbródek w górę. Nasze oczy się spotkały, a ja posłałem jej delikatny uśmiech.
- Dla mnie jesteś, Zawsze byłaś, tylko ja nigdy tego nie potrafiłem przyznać. Pamiętasz w szkole, gdy naśmiewałem się z ciebie? - zapytałem, a Lisa cała się wzdrygnęła, po czym przytaknęła. Oczywiście, że pamiętała. Takich traumatycznych przeżyć się nie zapomina.
- Już wtedy coś do siebie czułem, ale bałem się przyznać przed kolegami. No wiesz, wyśmialiby mnie, a nie chciałem stracić szacunku w mojej paczce, więc aby zaprzeczyć jakimkolwiek uczuciom do ciebie naśmiewaliśmy się z ciebie. Wiem, głupota, ale ja byłem gówniarzem który kochał się w najpiękniejszej dziewczynie w całej szkole i zamiast podejść do niej i jej o tym powiedzieć to ją katował. Przepraszam Lisa, wybaczysz mi?
Przez całą moją przemowę patrzyliśmy sobie prosto w oczy. Chciałem, aby ona mi uwierzyła, a wtedy wszystko byłoby znacznie łatwiejsze.
Lisa się nie odzywała przez długi czas, patrzyła tylko tępo w jakiś punkt za mną.
- Kochasz mnie prawda? Wiem to, to znaczy czuję to. - powiedziałem zwracając jej uwagę na siebie. Zamknęła na chwilę oczy, po czym odezwała się.
- Kocham cię nie od dziś Liam. Zrozumiałam to, gdy zostałam sama miesiąc temu. Wiem, że do mnie dzwoniłeś. Wiem że chciałeś się ze mną skontaktować, ale ja nie mogłam się do ciebie odezwać. Wiem, że jakbym to zrobiła tama którą budowałam w sobie przez te kilka lat pękłaby, a ja stałabym się nic nie wartą kukiełką. Przepraszam, że tak się zachowywałam, ale musiałam przemyśleć kilka spraw, ważnych dla mnie i dla ciebie.
- I do jakiego doszłaś wniosku? - zapytałem niepewnie, bojąc się co za chwile usłyszę.
Lisa wzięła tylko głęboki wdech i odpowiedziała.
- Nie możemy być razem.
- Jak to nie moż7emy być razem? Wiesz co ja czuję, gdy nie ma ciebie obok mnie? Czuję się jakby jakaś zimna dłoń zaciskała pięści na moim sercu i sprawiała, że tracę oddech. Proszę nie daj mi się udusić, to ty jesteś moim jedynym zbawieniem, to ty sprawiasz że mam ochotę tańczyć, nawet bez muzyki. To ty dajesz mi nadzieję na lepsze życie, to ty pokazałaś mi, że życie może być kolorowe, a nie czarno białe. To ty jesteś dla mnie inspiracją do tego, abym był lepszym człowiekiem. To ciebie kocham i nie pozwolę ci uciec, nie tym razem Lisa. - ze łzami w oczach mówiłem jej te słowa. Nie obchodziło mnie już co sobie naprawdę o mnie myśli, byłem przekonany że ona czuje to samo. Ba, przecież mi o tym powiedziała.
Lisa zaczęła płakać, schowała twarz w dłoniach i zaczęła łkać. Przytuliłem ją do swojego torsu. Górowałem nad nią swoim wzrostem, więc łatwo mi było ją do siebie przytulić. Położyłem brodę na czubku jej głowy i objąłem ją swoimi ramionami. Nie protestowała, a wręcz przeciwnie, wtuliła się we mnie obejmując swoimi chudymi rękoma. Moczyła moją koszulę słonymi łzami, wypłakując cały ból, żal i smutek.
- Kocham cię. - szepnąłem do jej ucha. Nie liczyłem ile razy wypowiedziałem dziś to słowo. To nie było ważne, liczyło się tylko to, aby Lisa w końcu uwierzyła mi i w słowa, które przed chwilą jej mówiłem. Ale była uparta, za bardzo zamknięta w sobie aby w siebie uwierzyć. Wiem, że w jakimś tam większym stopniu to była moja wina, ponieważ ja w czasie okresu szkolnego ją gnębiłem i sprawiałem że zamykała się w sobie jeszcze bardziej. Teraz jestem na tym etapie życia, że rozumiem iż to był błąd i głupota z mojej strony i na pewno więcej takich rzeczy nie popełnię.
- Boję się. - w końcu przemówiła.
- Czego? - zapytałem, gdy odsunęła się ode mnie. Łzy jeszcze wypływały z jej oczu, a reszta została wsiąknięta w moją czarną koszule.
- Że zrobisz coś, co spowoduje że to wszystko się między nami zepsuje. A ja naprawdę nie chcę się tak czuć. - jej ciałem wstrząsnął szloch. - Zasługuję na kogoś z kim będę mogła być szczęśliwa, z kim będę mogła założyć rodzinę i mieć dzieci, z kimś kto będzie o mnie dbał, chronił mnie i kochał do końca swoich dni. A nie z kimś kto jest dla mnie wredny, z kimś kto powoduje że mam doła, z kimś kto tak naprawdę chce dla mnie jak najgorzej. Rozumiesz mnie? Teraz rozumiesz dlaczego nie możemy być razem? - zapytała unosząc swoją śliczną, napuchniętą od płaczu twarz w górę i patrząc na mnie wielkimi oczami.
Kiwnąłem tylko głową zgadzając się i rozumiejąc ją w dwustu procentach.
- Nie zrobię nic takiego. Będę cię kochał do końca swych dni, będę dbał o ciebie, o twoje bezpieczeństwo, sprawiał że będziesz szczęśliwa. Zrobię wszystko Lisa, tylko proszę cię wybacz i zaufaj mi. - prosiłem ją chwytając jej twarz w swoje dłonie. Jej ręce zostały na moich biodrach. Patrzyłem w jej oczy chcąc coś w nich znaleźć. Doszukałem się tylko uczucia, jakie mi ofiarowała – miłość.
- Daj mi trochę czasu. - poprosiła poważnym tonem.
- Dobrze. - zgodziłem się. Nie miałem innego wyjścia, musiałem czekać. Wiedziałem, że czekanie na nią jest tego warte.
- Lisa, mam jeszcze jedną prośbę. - zwróciłem się do niej, gdy staliśmy pod domem jej mamy.
- Tak?
- Pójdziesz ze mną na ślub?

Perspektywa Lisy
Białe ściany, na których widniały rysunki małych dzieci przyklejone taśmą klejącą. Pomiędzy nimi ja siedząca na jednym z jasnych foteli w poczekalni. Ręce pociły mi się ze zdenerwowania do tego stopnia, że co chwila musiałam chodzić do łazienki, aby je przemywać. Kobieta siedząca obok mnie, z dużym brzuchem ciążowym przypatrywała mi się z uśmiechem na ustach. Udawała, że czyta jakieś czasopismo dla młodych mam, ale tak naprawdę widziałam jak mnie obserwowała. Starałam się z całych sił, aby na nią nie spoglądać, ale było to silniejsze ode mnie. Jej brzuch naprawdę wydawał się ogromny. Trochę było to niestosowne, aby zapytać ją w którym jest miesiącu, ale sama mi to wyjawiła.
- Końcówka ósmego.
- Proszę? - zapytałam wytrącona z równowagi.
- Ciągle patrzysz na mój brzuch, więc uznałam że pewnie zastanawiasz się który to miesiąc. Końcówka ósmego. Termin mam za trzy tygodnie. - wyjaśniła uśmiechając się do mnie. Widziałam jaka była szczęśliwa. Obrączka widniejąca na jej palcu wskazywała, że nie została z maleństwem sama.
- Ty pewnie dopiero początek, zgadza się? - zapytała wskazując na mój jeszcze płaski brzuch.
Kiwnęłam głową. Skąd ta nagła nieśmiałość Liso?
- Właśnie idę na badanie. - wyjaśniłam wskazując białe drzwi obok nas. Przywieszona na nich zawieszka oznajmiała, że doktor Smith miała przyjmować za dziesięć minut.
- Widać, że pierwsza ciąża. Strasznie się stresujesz, ciągle biegasz do toalety. Ale to normalne, na początku ciąży to aż wskazane, aby ciągle wymiotować. - zapewniła mnie śmiejąc się cicho. Posłałam jej wymuszony uśmiech nie rozumiejąc jej żarciku.
- A ty też pierwszy raz? - zapytałam zachrypniętym głosem.
- Druga. - odpowiedziała masując się po brzuchu. - Mam już synka, teraz czas na córkę. Mąż nie może się już doczekać, kupuje tylko ciągle jakieś zabawki, ubranka do pokoju dziecinnego. Jest tak tym przejęty, że nawet postanowił ze mną urodzić. Nie był przy narodzinach syna, więc postanowił być przy mnie teraz. - posłała mi uśmiech. Widziałam jaka była szczęśliwa mówiąc o mężu, dzieciach i nawet tych głupich ubrankach czy zabawkach. Zastanawiałam się tylko czy Liam będzie tak samo szczęśliwy jak jej mąż, gdy mu o tym powiem. Czy będzie kupował ze mną pierwsze ubranka dla naszego dziecka, czy będzie chodził z nami na spacery, czy może tez będzie śpiewał naszemu dziecku kołysanki na dobranoc. Ale wtedy właśnie przez moimi oczami ukazał mi się obraz Liama odrzucającego mnie z wielkim brzuchem. Mówiącego, że już mnie nie chce i oddalającego się ode mnie z obrzydzeniem na twarzy.
Wczoraj powiedział, że mnie kocha. Zapewniał, że będzie chciał zapewnić mi bezpieczeństwo, bym czuła się dobrze i i nic mi nie groziło. Ale ja wiedziałam i znałam Liama na tyle, że gdy tylko wyczuwał niebezpieczeństwo uciekał. Tak samo było, gdy chciałam popełnić samobójstwo kilkanaście lat wcześniej. Też zwiał do innego miasta i nie było po nim ani śladu. Dopiero niedawno, jakieś cztery miesiące temu znalazłam go. Śledziłam na każdym kroku. Z pomocą Alvina udało mi się dotrzeć do jego paczki. Wiedziałam o nim wszystko, miałam teczkę z jego danymi, z danymi jego rodziny oraz znajomych. Obserwowałam każdy jego ruch. Ale gdy doszło między nami do czegoś więcej, niż tylko głupie przepychanki, czy rozmowa, wiedziałam że coś między nami pękło. Jakiś dziwny mur ustąpił i zamiast niego pojawiło się prawdziwe uczucie, któremu nie dałby się oprzeć żaden normalny i zdrowy na umyśle człowiek. Wiedziałam, że wpadłam jak mucha w pajęczynę. Wiedziałam, że nie ma już odwrotu, a Liam na pewno nie odpuści. Gdy cztery tygodnie temu przespaliśmy się ze sobą nie spodziewałabym się, że zajdę w ciąże. Niby się zabezpieczyliśmy, ale najwidoczniej nie udało się zapobiec niechcianej ciąży.
- Pani Benson. - starsza pielęgniarka w białym stroju wyszła z gabinetu doktor Smith.
Od razu wstałam słysząc swoje nazwisko i ruszyłam w tamtą stronę.
- Powodzenia. - szepnęła w moją stronę młoda kobieta z ciążowym brzuszkiem. Uśmiechnęłam się do niej, gdy ta pokazała mi swoje trzymane kciuki.
Nieco bardziej zestresowana weszłam do środka. Pani doktor siedziała za białym biurkiem i pisała coś na kartce. Jej brązowe włosy były spięte w szykownego koczka, a duże okulary na nosie przysłaniały połowę twarzy. Ze zdjęcia w internecie wywnioskowałam, że ta kobieta mogła mieć co najmniej trzydzieści lat, ale teraz widząc ją na żywo śmiało mogę stwierdzić, że zbliża się do czterdziestki.
- Śmiało, proszę siadać i się nic nie bać. - oznajmiła nie odrywając wzroku od papierów. Jej głos był taki miły, a zarazem twardy. Usiadłam posłusznie naprzeciwko niej na krześle. Dłonie nadal mi się pociły, więc kilkakrotnie, zanim lekarka się do mnie odezwała wytarłam je o spodnie.
- Więc co cie do mnie sprowadza kochana? - zapytała unosząc głowę w górę i ściągając z nosa grube okulary.
- Yyy chyba jestem w ciąży. - oznajmiłam przerażonym głosem patrząc jej prosto w oczy.
- Chyba? Robiłaś testy? - zapytała rzeczowo marszcząc brwi. Przypomniałam sobie moje trzy nieudolne próby zrobienia testu, które ciągle wpadały mi do muszli klozetowej. Na szczęście za czwartym i piątym razem mi się udało i oba były pozytywne.
- Tak, dwa. - odpowiedziałam już pewniejsza siebie. Czułam, że lekarka chce dla mnie jak najlepiej i nie ma co przed nią ukrywać ani czego się wstydzić. Ona jest kobietą, więc wie co czuję.
- Dobrze. - mruknęła. - Kiedy był ostatni stosunek? - zapytała przewracając jakieś dziwne kartki.
- Eee – szybko obliczyłam w głowie datę kiedy z Liamem mieliśmy małą przelotną przygodę. - Około pięć tygodni temu. - odpowiedziałam patrząc jeszcze na kalendarz wiszący na ścianie obok, aby nie okłamać pani doktor.
- Pięć tygodni temu? I od tamtej pory nie było już żadnego stosunku?
- Nie. - pokręciłam głową.
- Prawdopodobnie jesteś w ciąży, ale żeby upewnić się na sto procent zrobimy badanie. Nora, proszę pomóż się pani przygotować. - lekarka zwróciła się do pielęgniarki, która nagle wystawiła głowę zza białego parawanu. Gdzie ona wcześniej była? Przyglądała się nam?
- Oczywiście. Zapraszam panią. - zwróciła się do mnie Nora. Wstałam po czym podeszłam do niej niepewnie. - Proszę się rozebrać od pasa w dół, usiąść na tym krześle i przykryć się tym kocem. - wskazała na specjalistyczne krzesło, takie jakie zazwyczaj można spotkać w gabinecie ginekologicznym, po czym na koc. Wykonałam wszystkie jej polecenia zgodnie z zaleceniami i już kilka minut później siedziałam z nogami wyciągniętymi przed sobą w górę oczekując na panią doktor. Czułam się obnażona, ale wiedziałam że nie mam innego wyjścia, jak poddać się temu badaniu aby wykluczyć bądź potwierdzić stan, w którym prawdopodobnie byłam.
- No to co, badamy? - doktor Smith podeszła do mnie, zasiadła na obrotowym stołku przede mną i zakładając okulary na nos założyła gumowe rękawiczki. Byłam tak zestresowana, że gdy pani doktor prosiła bym się rozluźniła nie potrafiłam tego zrobić, czym utrudniałam jej badanie.
- Rozluźnij się Liso, to naprawdę nie będzie bolec. Możesz poczuć się lekko niekomfortowo, ale to minie gdy się do tego przyzwyczaisz. - oznajmiła mi po raz trzeci dzisiejszego dnia. Nie potrafiłam się rozluźnić, cały czas miałam wrażenie, że zaraz poczuję ogromny ból w dolnych partiach mego ciała.
- Musisz się rozluźnić, inaczej nie wykonamy tego badania. - dodała już zmęczonym głosem.
- Próbuję. - wyszeptałam zamykając oczy.
- Pomyśl o czymś miłym, to zazwyczaj pomaga pacjentkom - pielęgniarka Nora zwróciła się do mnie. Popatrzyłam na nią, a ta pokiwała głową z lekkim uśmiechem na ustach.
Próbowałam myśleć o czymś miłym, tyle że ciągle przed moimi oczami ukazywał się Liam. Jego piękne brązowe oczy wpatrywały się we mnie, jego słodki nieśmiały uśmiech widniał w mojej głowie od wczoraj. Jego usta pieszczące moje imię: Lisa, Lisa, Lisa.
- Lisa, halo możesz się już ubrać skończyłyśmy. - oznajmiła Nora szturchając mnie w ramię, dzięki czemu wyrwała mnie z mojego idealnego snu.
- Naprawdę? - zapytałam oszołomiona spuszczając nogi w dół i ubierając na siebie bieliznę podaną mi przez pielęgniarkę.
- Dałaś rade dziewczyno. - pochwaliła mnie doktor Smith,gdy podeszłam do jej biurka w pełni ubrana. Uśmiechnęłam się do niej, po czym usiadłam na krześle naprzeciwko niej.
- Mam wiadomości dobrą i złą. Dobra i zła jest taka, że jesteś w ciąży. - wyjaśniła patrząc mi prosto w oczy. Nie wiedziałam co mam zrobić w tamtym momencie, śmiać się czy może płakać, a może i jedno i drugie? Bo przecież każde z nich nadawało się w tym momencie idealnie. Choć i tak byłam przygotowana na taką odpowiedź, ale wstrząsnęło to mną do takiego stopnia, że miałam dreszcze na całym ciele.
Starałam się być jeszcze choć przez chwilę przytomna na tyle, aby słuchać zaleceń i przeciwwskazań lekarki. Gdy już mogłam wyjść wstałam i po prostu poszłam. Kobiety, z którą jeszcze rozmawiałam przed wejściem do gabinetu już nie było, zapewne weszła do innej doktorki.
Gdy wyszłam z budynku zrobiło mi się niedobrze, dodatkowo mój telefon dzwonił w torebce dając znać że ktoś chce koniecznie ze mną porozmawiać. Siadając na schodach zaczęłam grzebać w torbie, ale nie mogłam w ogóle go znaleźć. W końcu, gdy przestał brzęczeć wyjęłam go.
- Oczywiście. - bąknęłam pod nosem do siebie. Imię Liama widniało na wyświetlaczu, jedno nieodebrane połączenie, gdy chciałam usunąć historię połączeń mój telefon zaczął wiercić się w mojej dłoni sygnalizując mi, że chłopak znów się do mnie dobija. Westchnęłam, po czym przejechałam kciukiem po ekranie.
- Słucham? - odezwałam się zmęczonym głosem ściskając nasadę nosa palcem wskazującym i kciukiem.
- Wiem, że może nie chcesz ze mną rozmawiać, ale czy moglibyśmy się spotkać? - głos Liama rozbrzmiał w małej słuchawce mojego telefonu. Nie powiem, ale cieszyłam się słysząc jego głos, po prostu byłam zmęczona ostatnimi trudnymi dla mnie dniami, dlatego nie okazywałam jakiegoś entuzjazmu wobec niego.
- Tak. - odpowiedziałam ziewając.
- Super, gdzie jesteś to wpadnę po ciebie. - oznajmił, a ja spanikowana spojrzałam za siebie, gdzie na dużym budynku widniał napis: Klinika ginekologiczna. Na pewno nie mogłam podać mu tego adresu, od razu zorientowałby się co tam robiłam.
- Centrum miasta, będę czekać na ławce przy fontannie. - oznajmiłam wstając na równe nogi i ruszając w stronę rynku, skąd miał zabrać mnie Liam. Spanikowana odwróciłam się za siebie i w myślach powiedziałam sobie, że za niedługo znów tutaj przyjdę. Za jakieś dwa miesiące.
Piętnaście minut później czekałam na Liama w centrum miasta. Siedziałam na drewnianej ławce naprzeciwko ratusza i obserwowałam ludzi przechadzających się obok mnie. Niektórzy spanikowani, spóźnieni na jakieś ważne biznesowe spotkanie, inni uśmiechnięci kroczący przed siebie w wysoko uniesioną głową, a jeszcze inni zamyśleni, próbujący znaleźć odpowiednie rozwiązanie swoich problemów. A między nimi wszystkimi ja – młoda przyszła mama, która skomplikowała sobie życie, najgorzej jak się tylko da.
Wiem, że muszę powiedzieć o ciąży Liamowi, ale nie mam pojęcia jak to zrobić. Gdyby był normalny może i by się ucieszył, ale jest jaki jest, ma trochę zwichrowaną psychikę, dlatego boję się że jak się dowie o tym, to wpadnie w szał. Może powinnam powiedzieć mu o tym w publicznym miejscu? Może nie zrobiłby mi sceny na przykład na środku sklepu spożywczego, choć szczerze w to wątpię.
- Cześć śliczna. - przywitał się ze mną dosiadając się do mnie na ławce. Czułam jego perfumy już z daleka, ale obawiałam się popatrzeć w tamtą stronę.
- Hej. - odpowiedziałam zaskoczona jego nagłym pocałunkiem w policzek. Zauważyłam,że Liam zawsze ubierał się na czarno, nigdy jakoś nie widziałam go w innych kolorach. Nawet wtedy miał na sobie ciemne spodnie i czarną koszulkę. Wyglądał jak zawsze, czyli bosko.
- Pomyślałem, że moglibyśmy zjeść razem jakiś obiad. - zakomunikował. Jego ręka, która jeszcze przed chwilą spoczywała na oparciu ławki, tuż za moimi plecami teraz zakładała pasmo włosów za moje ucho. Czując jego place na mojej skórze zamknęłam na chwile oczy. Jego dotyk był taki czuły, wręcz mnie parzył, ale za nic nie oddałabym tego uczucia, które wtedy czułam.
Po chwili jego usta dotknęły moich warg, językiem próbował wedrzeć się do środka. Nie opierałam się, poddałam mu się cała, marzyłam wręcz o tym aby poczuć go na sobie. Wplotłam palce w jego włosy i ciągnąc za nie lekko wydałam z siebie niekontrolowany jęk. Liam zaśmiał się wprost w moje usta słysząc moją reakcję na niego i chwycił moją twarz w swoje dłonie, a następnie przysunął swoje chude ciało bliżej mnie.
- Co ty mi robisz dziewczyno? - wysyczał odsuwając się ode mnie na tyle, by móc oprzeć swoje czoło o moje, a następnie spojrzeć mi w oczy.

- Nie wiem co to jest, ale proszę nie przestawaj. - poprosił znów atakując moje wargi. Zrozumiałam w tamtym momencie, że ten nienormalny brunet jest moim księciem z bajki i to jemu pragnę oddać się w całości.

____________________________________
Nie mam pojęcia jak mam Was przepraszać za swoją nieobecność tutaj, ale musicie uwierzyć że przez pewne sytuacje w moim życiu zablokowałam się z pisaniem. Nie potrafiłam nawet napisać jednego zdania, a co dopiero całego rozdziału.
Jeszcze raz przepraszam. Komentujcie i dajcie mi znać co sądzicie o tym rozdziale, bo to naprawdę motywuje.

2 komentarze:

  1. Superp!teraz odkrylam tego bloga i jestem pod wrazeniem!nie moge doczekac sie nastepnego!

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej!
    Rozdział świetny!!! Strasznie się cieszę, że Lisa w końcu da Liamowi drugą szansę. Postanowiłam dzisiaj napisać dłuuuugi komentarz, bo wiem jak bardzo Cię to motywuje do dalszego pisania. Od pewnego czasu śledzę Twojego bloga i uważam, że masz ogromny talent do pisania!!! Serio! Przepraszam, że nie zawsze komentuje, ale czasem zupełnie nie mam na to czasu, czasem nadganiam po kilka rozdziałów, bo po prostu czasu brak - studia, dom, nauka i od początku! Ale od dzisiaj obiecuję komentować każdy rozdział, bo widzę, że dzięki temu masz motywację i wychodzą z tego perełki! Poza tym przeczytałam na asku kiedyś tam ,że obecnie jesteś w Anglii, mieszkasz i pracujesz. Podziwiam Cię ogromnie i gratuluję przede wszystkim odwagi, bo jestem pewna, że taki wyjazd zmienił Twoje życie w ogromnym stopniu. Trzymam za Ciebie mocno kciuki i mam nadzieję, że jesteś w końcu szczęśliwa i robisz to , co kochasz!
    Miłego wieczoru i powodzenia!
    Do następnego :)

    OdpowiedzUsuń