poniedziałek, 13 lipca 2015

Rozdział 3

Perspektywa Liama


- Liaaaam! - moja mama, aż za bardzo ucieszyła się na mój widok. Nie lubiłem tych niedzielnych obiadków w domu. Nie znosiłem wracać do miejsca, w którym nigdy nie byłem szczęśliwy. Komuś mogłoby się wydawać, że jak to w domu rodzinnym nie można być szczęśliwym? Ależ można i tak właśnie było w moim przypadku. Czego bym nie zrobił zawsze kończyło się to na tym, że zostawałem oskarżany, poniżany i karany za byle gówna. Więc niechętnie wracam tam, gdzie to wszystko się zaczęło. Ale jako że nadal kocham moją mamę, w dopuszczalny dla mnie sposób, to robię to tylko dla niej. Poza tym moja siostra bombardowała mnie od rana telefonami, abym wpadł do domu, ponieważ mają razem z Tomem - jej mężem ogłosić jakąś świetną wiadomość. Nie to, żeby mnie to interesowało. Srałem na to.
- Dzień dobry mamo. - przywitałem się z kobietą najmilej jak potrafiłem próbując zachować dobry humor, albo przynajmniej udawałem.
- Jak podróż? Dobrze? - zapytała ściągając ze mnie kurtkę. Kurwa mamo, ja mam dwadzieścia trzy lata i dokładnie wiem, jak mam to zrobić. Chciałem na nią krzyknąć, ale wiem że lekko bym przesadził.
- Świetnie, żadnych korków. - odpowiedziałem wyrywając się lekko z jej objęć, którymi po raz trzeci dziś mnie obdarzyła. Rozumiem, że stęskniła się za mną, ale bez jaj żeby pomagać dorosłemu facetowi się rozebrać.
- To dobrze. Usiądziesz? - zaproponowała wchodząc do kuchni.
Mój rodzinny dom nie wyróżniał się za bardzo od innych domów w Wielkiej Brytanii. Jasne ściany, praktycznie w każdym pokoju. Duży hol, z którego można było wejść do salonu, kuchni i łazienki, która była na samym końcu długiego korytarza, a pod schodami, które prowadziły na górę. Na piętrze znajdowały się trzy pokoje, nieco większa łazienka i sypialnia mojej mamy.
Po mojej prawej stronie, akurat gdzie teraz stałem, znajdowała się przestronna kuchnia. Ściany, tak jak wspomniałem wcześniej były pomalowane na biało. Meble koloru szarego, a blaty nieco ciemniejsze. Kuchenka, lodówka, mikrofalówka, to wszystko co poza meblami znajdowało się w kuchni. Stół z miejscem na sześć osób stał w centralnym miejscu w pomieszczeniu.
- Chętnie. - odpowiedziałem zajmując jedno z krzeseł przy stole.
- Ruth ma nam coś ważnego do przekazania. - powiedziała mama krojąc coś na blacie.
- Domyśliłem się. - bąknąłem pod nosem obracając w palcach klucze od samochodu. Naprawdę nie chciałem tutaj być. Ten dom źle mi się kojarzył, był lekko przerażający. A odkąd nie ma w nim mojego taty, nie czuć już takiej wesołości w powietrzu.
- Nie denerwuj się Liam. Wiem, że masz dużo pracy ale czasem mógłbyś poświecić się dla rodziny i zjeść z nami obiad. - mama nadal stała odwrócona do mnie tyłem. Jej blond włosy spięte były w wysokiego koka, a okulary na nosie co chwila zjeżdżały jej z nosa, więc palcem wskazującym ciągle je poprawiała.
- Jestem tutaj, tak? Więc nie narzekaj już, że nie mam dla was czasu. - przewróciłem oczami wstając od stołu.
- Idę na górę. - zakomunikowałem i nie czekając na jakąś reakcję mamy wyszedłem z kuchni. Czy ona zawsze musiała taka być? Próbuje wzbudzić we mnie poczucie winy za to, że nie mam czasu dla nich. A czy ona miała dla mnie czas, gdy byłem mały? Nie opiekowała się mną, jak prawdziwa i normalna matka. Wolała spotykać się z „przyjaciółmi”, gdy ja mając trzy lata płakałem w łóżeczku i czekałem na nią. Tego nie widziała. Tylko teraz potrafi mnie upominać i z niezadowoloną miną na mnie patrzeć. Żałosne zachowanie kobiety, która uważa się za dobrą matkę, a w rzeczywistości nigdy nią nie była.
Szkoda, że mój tata nie żyje. Z nim zawsze mogłem pogadać o wszystkim. Na niego zawsze mogłem liczyć, gdy mojej mamy nie było w pobliżu. Ale jego już nie ma, a ja jestem jaki jestem i nic, ani nikt tego nie zmieni.
Wszedłem do swojego starego pokoju. Zamknąłem za sobą drzwi i oparłem się o nie plecami. Westchnąłem głośno i usiadłem na łóżku stojącym naprzeciwko wejścia.
Tutaj nic się nie zmieniło. Wszystko było takie samo, jak wtedy gdy byłem tutaj ostatni raz.
Na ścianach wisiały stare plakaty zespołów, których słuchałem jako młody chłopak. Na półkach stały zdjęcia z chłopakami, gdy byliśmy jeszcze w szkole. A nawet zdjęcie z Annie. Wyglądaliśmy na szczęśliwych i beztroskich młodych ludzi, przed którymi świat stał otworem. Myśleliśmy wtedy, że będziemy ze sobą do końca życia, że nic nie przeszkodzi naszej miłości. A jednak...
Westchnąłem po raz kolejny odkładając zdjęcie na półkę. Niech sobie stoi, pomyślałem. Ten pokój, ten dom to już stara sprawa, zamknięty rozdział w moim życiu do którego już nigdy nie wrócę.
Za drzwiami nagle zrobiło się bardzo głośno. Chyba moje siostry przyjechały.
- Przedstawienie czas zacząć. - mruknąłem do siebie i przybierając na twarzy najbardziej fałszywy uśmiech zszedłem na dół.

***

Po obfitym obiedzie, który mama we mnie prawie że wepchnęła, udaliśmy się do salonu.
Sara, córka mojej najstarszej siostry Nicole, bawiła się właśnie swoimi nowymi lalkami. Obserwowałem małego szkraba, jak wymachuje dwiema lalkami Barbie w powietrzu i mruczy coś sobie pod nosem. Siedziałem obok mojego szwagra – Toma na jednej z kanap, a obok niego jego żona. Jej ciężarny brzuch był już bardzo widoczny. Nie pamiętałem za bardzo, który to miesiąc, ale jakoś zbytnio nie zastanawiałem się nad tym.
Naprzeciwko nas Ruth, moja druga starsza siostra razem ze swoim chłopakiem Markiem rozmawiali cicho ze sobą. Obok nich, na fotelu moja mama z kubkiem herbaty obserwowała nas po kolei. Łzy pojawiły się w jej oczach, gdy popatrzyliśmy na siebie w tym samym momencie. Od razu spuściłem wzrok, nie mogłem na nią patrzeć.
- Wujku, wujku – jakiś cichy głosik dobiegł mnie w lewej strony. Popatrzyłem w tamtą stronę i dostrzegłem małą Sarę stojącą obok mnie.
- Pobawisz się ze mną? - zapytała wyciągając do mnie jedną ze swoich lalek. Uśmiechnąłem się zakłopotany do niej.
- Poproś ciocię albo babcię. - zaproponowałem odpychając lekko od siebie dziecko.
- One są już stare, a ja chciałabym pobawić się z tobą. - wyjaśniła, akcentując słowa „tobą”. Niech to szlag jasny strzeli, krzyknąłem sobie w myślach. Nie będę się z nią bawił, mam swoją godność. Ja Liam Payne, samiec alfa nie będę bawił się lalkami z pięcioletnim dzieckiem. Nie ma mowy!
- Proszę. - zajęczała prawie mi nad uchem.
Miałem wrażenie, że wszyscy się na mnie gapią. I nie myliłem się, każda para oczu zgromadzona w tym pokoju patrzyła na mnie jak na idiotę. Mogłem przysiąc, że moje policzki były już koloru dojrzałego pomidora. Kurwa, gdyby ktoś teraz na mnie popatrzył mógłby spokojnie powiedzieć, że jaki dobry ze mnie wujek i pochwalić jak ładnie bawię się z siostrzenicą.
Usiedliśmy na podłodze jak najdalej od ciekawskich spojrzeń mojej rodziny i robiłem to samo co mała Sara. Nie miałem pojęcia co mogę do tego dziecka mówić, więc się nie odzywałem. Nigdy nie byłem dobry w kontaktach z dziećmi.
- Swoją drogą, Liam do twarzy ci z dziećmi. - zauważyła Ruth, a ja zgromiłem ją wzrokiem w myślach mówiąc spierdalaj.
- Ha ha bardzo śmieszne. - wycedziłem z wrednym uśmiechem na ustach. Wcale to nie było śmieszne. Chciałem jak najszybciej stamtąd uciec i już nigdy, prze nigdy nie wrócić.
Nagle jak na zawołanie mój telefon zaczął dzwonić w przedpokoju, schowany w kieszeni kurtki wiszącej na wieszaku w holu.
- Przepraszam na moment. - przeprosiłem wszystkich i biegiem pognałem w tamtą stronę.
Zdyszany zdążyłem odebrać zanim połączenie zostało zakończone.
- Halo? - sapnąłem do słuchawki.
- Coś ty taki zdyszany Li? - zapytał Niall śmiejąc się ze mnie głośno.
- Biegłem do telefonu. Stało się coś? - zapytałem wchodząc do kuchni.
- Właściwie to nic - odpowiedział. - Ale musisz wiedzieć jedno.
- No. - jęknąłem do słuchawki.
- Postanowiliśmy z chłopakami przełożyć wyścigi na dziś wieczór, a nie na jutro. - wyjaśnił poważnym tonem.
- Chcecie tak ryzykować? - zapytałem zaskoczony tym co właśnie usłyszałem. Oni sobie sprawy nie zdawali, jak bardzo w tym momencie zagrażają naszej grupie.
- Jak to ryzykować?
- W weekend zawsze jest największy ruch niż w ciągu tygodnia. Ludzie wracają do domów od najbliższych, naprawdę chcecie aż tak ryzykować? - dopytywałem go.
Słyszałem jak drapał się po głowie i jak myślał. A to u Nialla nie zawsze miało miejsce.
- Li, spokojnie jakoś damy radę - zaśmiał się nerwowo. Coś było nie tak.
- Niall co jest? Stało się coś? - odwróciłem się za siebie czując na sobie czyjś wzrok. Nie myliłem się. Moja mam stała w progu drzwi i przypatrywała mi się, jak się domyślam, z zatroskaną miną.
- Niall zaczekaj. - powiedziałem do kumpla, który coś bełkotał mi do słuchawki.
- Co? - warknąłem do mamy.
- Wszyscy na ciebie czekamy. - powiedziała nie przejmując się wcale moim wybuchem złości.
- Zaraz przyjdę.
- Teraz Liam.
- Zaraz. - powiedziałem dobitnie, aby się w końcu ode mnie odwaliła i dała mi spokój.
Spuściła tylko głowę i wyszła z pomieszczenia. Naprawdę mnie wkurzała i to bardzo.
- Niall, już jestem. Więc co się takiego stało, że musimy przełożyć nasze wyścigi na dziś? - zapytałem wsłuchując się w słowa przyjaciela z szeroko otwartymi oczami.

***

Po prawie, że pół godzinnej rozmowie z Niallem, ostatecznie stwierdziłem że to jednak jest dobry plan, aby dziś zorganizować wyścigi. Pojawił się bardzo przekonywujący powód, aby zrobić to wieczorem. Mianowicie chłopaki, nie wiem skąd, ale udało im się dowiedzieć że na dzisiejszym wyścigu będzie ktoś, kto co chwila wyjawia prasie nasze kryjówki. A ja bardzo chciałem dowiedzieć się kim jest ta osoba. Wiem, a raczej jestem tego pewny na sto procent, że to facet. Nie wyobrażam sobie, żeby był to ktoś inny. Chłopaki sądzą, że to Alvin. Ja nie jestem tego taki pewien No dobra, może coś mi tam przeszło przez myśl, że to może być on, ale jednak nie jestem co do tego przekonany. Znam Alvina dość długi czas i naprawdę nie chce mi się wierzyć, że to on na nas kabluje. Jest za bardzo niewinny na robienie takich rzeczy. Myślę, że jest też za głupi aby wpaść na tak genialny pomysł. Tym kimś musi być osoba, która jest obeznana w sprawach mediów i wie gdzie uderzyć, aby zrobić wielki szum.
Wróciłem do salonu i usiadłem na swoim poprzednim miejscu. W głowie cały czas pojawiały mi się słowa Nialla i własne przemyślenia dotyczące całej tej sprawy. Próbowałem połączyć informacje z różnymi wydarzeniami w całość. Niestety nic z tego nie wyszło, ponieważ moje przemyślenia przerwała moja mama wołając moje imię.
- Liam jesteś z nami? - zapytała, gdy popatrzyłem na nią. Z jej twarzy nie dało się nic wyczytać. Była tak sztywna i bez wyrazu, jakby nie miała w sobie żadnych emocji. Co prawda, ta kobieta nigdy ich nie miała, ani nawet nie wiedziała czym one są.
- No. - odpowiedziałam od niechcenia. Chciałem już wrócić do swojego mieszkania, w którym czułem się o wiele bardziej komfortowo niż tutaj.
- Liam chcielibyśmy wam coś ogłosić. - oznajmiła Ruth, gdy już mama chciała się odezwać. Zapewne chciała mnie pouczyć, jak powinienem się zachowywać w stosunku do niej i bliskich. Ale myślę, że na naukę z jej strony jest już za późno.
- No to mów. - powiedziałem do niej wkurzony krzyżując ramiona na piersiach i opierając się o oparcie kanapy. Naprawdę nie obchodziło mnie, co ta dwójka ma nam do przekazania.
Ruth popatrzyła tylko na mnie wzrokiem zabójcy, po czym wzięła głęboki oddech i zaczęła mówić.
- Więc mamo, Nicole, Tom, Sara, Liam, pragniemy powiadomić was, iż zamierzamy się pobrać. - powiedziała to z taką radością, że aż rzygać mi się chciało. Mama wydała z siebie głośny pisk, aż musiałem zakryć uszy dłońmi. Zaczęły się przytulać, po chwili dołączyła do nich Nicole gramoląc się z kanapy i wszystkie trzy, a nawet cztery z Sarą na czele zaczęły, oglądać pierścionek zaręczynowy i głośno dyskutować na temat ślubu. Gdybym mógł, wyszedłbym stamtąd w jednej sekundzie.
Ale zaraz przecież mogę to zrobić, pomyślałem sobie. Nie jestem tutaj przywiązany, ani nie muszę tutaj być.
Pogratulowałem tylko Tomowi i mojej siostrze, do której ciężko było się dostać przez grupkę okupujących ją.
- Przyjdziesz na wesele, prawda? - zapytała Ruth. Wzruszyłem tylko ramionami i ze zrezygnowaniem udałem się do holu. Ubrałem buty i kurtkę, a następnie wyjmując klucze z kieszeni spodni otworzyłem drzwi.
Letnie powietrze uderzyło mnie w twarz. Pewnym krokiem ruszyłem w stronę zaparkowanego na chodniku samochodu. Nacisnąłem przycisk otwierający drzwi auta i już miałem wsiadać, gdy za moimi plecami usłyszałem znajomy głos. Odwróciłem niechętnie głowę i dostrzegłem moją mamę zbliżającą się w moją stronę. Mruknąłem pod nosem.
- Nie no, co znowu?
- Stało się coś? - zapytałem, gdy kobieta była bliżej mniej. Opatuliła swoje chude ciało grubym, szarym swetrem, a następnie zapytała.
- Dlaczego tak szybko wyszedłeś? Dlaczego nigdy nie możesz zostać dłużej?
- Mam coś do zrobienia. - oznajmiłem bawiąc się kluczykami od samochodu.
- Nie kłam Liam. Znam cię na tyle dobrze, żeby wiedzieć kiedy kłamiesz a kiedy mówisz prawdę. - powiedziała. Prychnąłem na jej słowa. Znała mnie? A to dobre.
- Znasz mnie? A niby skąd? Odzywasz się do mnie, gdy potrzebujesz tylko moich pieniędzy, a nie mnie. Co, przyjaciele już ci nie pomagają? A zresztą, gdzie masz pieniądze po ojcu? Rozwaliłaś wszystkie? - pytania wylatywały z moich ust. Nie miałem filtra, aby najpierw pomyśleć, a potem je powiedzieć.
- To nie twoja sprawa Liam. Poza tym jesteś moim dzieckiem i twoim obowiązkiem jest mnie wspierać. - wyjaśniła. Widziałem, że była wkurzona, nie spodziewała się takich słów z mojej strony.
- To nie jest mój obowiązek. Każdy z nas dostał po równo, ale ty zamiast je gdzieś wpłacić albo zainwestować, to wolałaś je od razu wydać. Tylko zastanawiam się na co lub na kogo. - prawie że krzyczałem. Miałem dość, że ta stojąca tutaj przede mną kobieta mówiła mi co mam robić, a czego nie i jeszcze bezczelnie mi rozkazywała.
- Nie było cię, gdy potrzebowałem ciebie najbardziej. Nie miałem w nikim oparcia, gdy byłem mały. Gdyby nie tata, zapewne nie miałbym tego co mam teraz. To on mnie wychował na takiego człowieka. To on był przy mnie, gdy złamałem nogę, to on był przy mnie gdy strzeliłem swojego pierwszego gola, to on chodził na wywiadówki, to on pomagał mi w nauce. Nie ty! Ty wolałaś imprezy z przyjaciółmi, niż własne dziecko. Dlatego błagam cie, nie mów mi co mam robić a czego nie, bo to jest żałosne gdy wypływa z twoich ust. - oznajmiłem wsiadając do samochodu. Widziałem, że po mamy policzkach poleciały łzy. Zanim jeszcze zdążyłem odpalić samochód otworzyła drzwi od strony kierowcy i szepnęła ciche.
- Przepraszam – po czym wróciła do domu.
Siedziałem zszokowany w samochodzie nie wiedząc, co mam ze sobą zrobić. Spodziewałem się, że zostanę spoliczkowany, a tymczasem dostałem tylko przeprosiny. Naprawdę nie wiedziałem co się akurat stało Dopiero po chwili komórki w moim mózgu złączyły się w całość i poleciły, abym zapalił samochód i odjechał stamtąd jak najdalej.
Tak też zrobiłem.

Perspektywa Lisy

To dziś, to dziś jest ten dzień, gdy znów będę się ścigać ze sławnym panem Paynem, pomyślałam zaraz po przebudzeniu.
Ostatnim razem z nim wygrałam, wierzyłam że dziś będzie tak samo. Liam był ostatnio za to bardzo wkurzony. Chyba nie spodziewał się, że po raz pierwszy przegra. Ale cóż kiedyś musi być ten pierwszy raz, prawda?
Właśnie się ubierałam, gdy usłyszała dzwonek telefonu dobiegający z drugiego pokoju. W samych bokserkach i cienkiej bluzeczce pobiegłam do salonu. Chwyciłam wibrujące urządzenie w dłoń i nie patrząc na to kto dzwoni odebrałam.
- Lisa posłuchaj mnie bardzo uważnie. - głos Alvina odezwał się w słuchawce.
- Co tam Alvinku? - zapytałam z uśmiechem na ustach, trzymając telefon między uchem a ramieniem, chcąc jednocześnie zrobić sobie kucyka.
- Nie możesz się dziś z nimi ścigać. - oznajmił.
- Co? A niby dlaczego? - zapytałam wkurzona. Alvin nie należał do osób, które mogły zabraniać mi robić to, na co tylko miałam ochotę.
- Wiem z zaufanego źródła, że będą dziś na ciebie czyhać. To znaczy na tego kogoś, kto na nich ciągle kabluje. - wyjaśnił ledwo oddychając. Musiał się nieźle zdenerwować.
- Al, nic mi nie będzie, zaufaj mi. Jestem w tym dobra, tak? Dam sobie radę. - powiedziałam próbując nieco uspokoić chłopaka.
- Nie Lisa, nie możesz dziś tam jechać. Błagam cię zaufaj mi, nie możesz aż tak ryzykować.
Słyszałam po tonie jego głosu, że coś jest na rzeczy. Alvin nigdy by do mnie nie dzwonił z taką informacją, gdyby nie było to naprawdę ważne.
- Dlaczego niby Al? Dlaczego mam tam nie pojechać? Chcę to zrobić, bo to dla mnie ważne. - oznajmiłam wracając do pokoju i ubierając na siebie czarne spodnie i czarną koszulkę.
- To jest niebezpieczne! - krzyknął do słuchawki telefonu, aż musiałam odsunąć telefon od ucha.
- Uspokój się. Ja i tak tam pojadę czy ci się to podoba, czy nie. - oznajmiłam, po czym się rozłączyłam. Rzuciłam telefon na łóżko za sobą. Tego już było za wiele. W co ten Alvin sobie pogrywa? Nie będę go słuchać, zrobię tak jak ja chce i tak jak mi się podoba.
Pojadę na te wyścigi i po raz drugi wygram pościg z Liamem.


Perspektywa Liama


Po drodze w nasze sekretne miejsce, postanowiłem jeszcze zatankować samochód, bo wskaźnik paliwa zbliżał się ku zerze.
Zaparkowałem przy odpowiednim miejscu i wysiadłem z samochodu. Nalałem benzyny do pełna i zamykając samochód na klucz udałem się do kasy, aby zapłacić. Stanąłem w kolejce i obserwowałem kilka osób stojących przede mną. To starszy pan kupujący czteropak piwa, dalej stał jakiś młody chłopak głośno żujący gumę. Za nim stała wysoka, zgrabna brunetka z włosami spiętymi w kucyk. Z tyłu wyglądała naprawdę apetycznie, ale gdy odwróciła się za siebie zorientowałem się, że to ta sama dziewczyna, co a) wygrała ze mną i b) spotkaliśmy się w tym sympatycznym barze niedaleko miasta.
Nie wiem od czego to zależało, ale bardzo często na siebie wpadaliśmy. Czyżby to miało jakieś znaczenie?
Brunetka zapłaciła w kasie za coś i szybkim krokiem wyszła na zewnątrz. Patrzyłem tylko jak odjeżdża i spuściłem głowę w dół. Miałem nadzieję z nią porozmawiać, ale nic z tego nie wyszło, za szybko mi zwiała.
Po zapłaceniu za paliwo wsiadłem do samochodu i ruszyłem w stronę naszej miejscówki. Za pięć jedenasta byłem już na miejscu. Tłum ludzi uniemożliwiał mi przejazd, ale po użyciu klaksonu, udało mi się dotrzeć na miejsce. Chłopaki już tam byli. Zaparkowałem obok ich samochodów i wysiadłem ze swojego. Podszedłem do nich, aby się przywitać.
Niall od razu zaczepił mnie i wskazał podbródkiem za mnie. Odwróciłem się i dostrzegłem dokładnie tą samą dziewczynę, którą widziałem jakieś dwadzieścia minut wcześniej na stacji benzynowej. Teraz wiedziałem, że dziewczyna mnie prześladowała. Skąd wiedziałaby o naszej kolejnej kryjówce? Musiała albo za mną jechać, albo...
- Ciekawe co ona tutaj robi? - zapytał Louis pociągając łyk swojego piwa. Oznaczało to , że na pewno dziś się nie ściga.
- Zaraz się dowiem. - burknąłem pod nosem ruszając w jej stronę. Harry z Zaynem chcieli mnie zatrzymać, ale odepchnąłem ich mówiąc, że dam sobie rade sam.
Brunetka rozmawiała z jakimś kolesiem. Śmiała się, a gdy ruszała głową jej kucyk kołysał się w prawo i w lewo.
- Co ty tutaj robisz? - zapytałem wkurzony.
- Cześć, nie wiedziałam że dziś będziesz. Chłopaki mówili, że może cie nie być. - zaśmiała się do mnie bezczelnie. Ale muszę przyznać, że miała bardzo przyjemny dla uszu śmiech i te słodkie dołeczki w policzkach. Liam idioto skup się, masz być zły i wkurzony, skarciłem siebie w myślach.
- Nie lubię się powtarzać. Co tutaj robisz? Skąd wiedziałaś o naszej miejscówce? - zapytałem ponownie czekając na jej pełną odpowiedź.
- Wiesz, ptaszki bardzo głośno ćwierkają w naszym mieście o tobie i twoich kumplach, więc nie mogłam przegapić okazji, aby znów z tobą wygrać. - oznajmiła śmiejąc się jeszcze głośniej ze mnie. Co za bezczelna su...
- Za dwie minuty startujemy! - krzyknął donośny głos za mną.
- Zaraz się przekonamy – oznajmiłem jej i zacząłem biec do swojego samochodu.
Usłyszałem tylko za plecami jej głośny śmiech.
- Liam, miałeś się dziś nie ścigać. - zawołał Harry podbiegając do mnie, gdy wyjmowałem z bagażnika skórzaną kurtkę i rękawice.
- W dupie to mam. Muszę ją pokonać. Jest za bardzo pewna siebie. - oznajmiłem przyjacielowi ubierając na siebie kurtkę i po chwili wślizgując dłonie w rękawice.
- Li, daj spokój jesteś zdenerwowany.
- Nie jestem zdenerwowany jestem pod wpływem adrenaliny, a to różnica Harry. A teraz odsuń się. - powiedziałem wsiadając do samochodu, zatrzaskując drzwi i zapinając pasy.
Miałem jeden cel – pokonać brunetkę w tym trudnym dla nas obojga wyścigu. Wiedziałem, że mi się uda. W końcu nie bez powodu nazywam się Liam Payne – mistrz kierownicy.
Ustawiłem się na swoim miejscu, po chwili krwisto czerwony samochód stanął obok mojego Popatrzyłem w lewo na brunetkę, jej twarz schowana była pod kaskiem. W tym samym momencie odwróciła głowę w moją stronę i pokiwała nią w górę i w dół, a następnie kilka razy nadepnęła stopą na pedał gazu.
Pokręciłem tyko głową i wrzuciłem pierwszy bieg.
Młoda blondynka stojąca między naszymi samochodami, czekała na odpowiedni moment, aby dać nam znak białą chustą.
Kilka sekund później uniosła ją w górę, a po chwili chusta powędrowała w dół dając nam znak, że to już czas ruszać.
A więc ruszyliśmy. Na początku jechaliśmy obok siebie. W głowie co chwila słyszałem śmiech brunetki, tak bardzo irytujący że nie mogłem się go pozbyć.
Nasze auta pędziły w ciemną noc. Jedyne co przed sobą widzieliśmy to światła naszych pojazdów. Zbliżał się ostry zakręt. Trzeba być wyczulonym, aby dobrze w niego wjechać, bo inaczej można wypaść z jezdni. Obojgu nam wyszedł, zarzuciło mi lekko tyłem, a brunetka wykorzystała ten moment i mnie przegoniła. Po chwili dołączyłem do niej i jechaliśmy obok siebie. Za chwilę miała być meta, byłem pewny że to ja wygram. Serce biło mi szybko w klatce piersiowej, słyszałem jego bicie w uszach. Krew podeszła mi do mózgu, gdy zobaczyłem w oddali wiwatujących ludzi za metą. Jechaliśmy z brunetką blisko siebie, lusterka naszych samochodów prawie że się stykały. Byłem tak blisko od wygranej, ale nie spodziewałem się że dziewczyna wciśnie jeszcze bardziej pedał gazu i mnie wyprzedzi, zaledwie o trzy centymetry i takim sposobem wygra ten wyścig.
- Kurwa mać! - krzyknąłem, gdy tylko się zatrzymałem. Waliłem w kierownicę dłońmi, byłem tak bardzo zły na siebie i na nią, na wszystkich, ale w szczególności na nią. Małą, bezlitosną, su...
- Liam, coś ty narobił?! - Harry razem z Niallem, Louisem i Zaynem podbiegli do mojego samochodu.
- Nie wkurwiajcie mnie jeszcze bardziej, dobra? - poprosiłem patrząc na nich wkurzony. Zdjąłem rękawice i rzuciłem je na siedzenie pasażera.
- Baba z tobą wygrała, po raz drugi. - zaśmiał się Louis. Wysiadłem z samochodu trzaskając głośno drzwiami. Niech Louis się cieszy, że nic mu nie zrobiłem.
- Jak to się mogło stać? - zapytałem sam siebie.
- Nie przejmuj się, każdemu się może zdarzyć. - powiedział Niall uspokajająco.
- Nie mnie! - oznajmiłem. Patrząc na brunetkę przyjmującą gratulacje od innych. Nie mogłem na to patrzeć, musiałem coś ze sobą zrobić.
Ruszyłem w stronę samochodu. Wsiadłem do środka i po protu odjechałem stamtąd.

Chłopaki coś jeszcze za mną krzyczeli, ale nie miałem ochoty na ich słuchać. Musiałem zostać sam.

1 komentarz:

  1. Już myślałam, że na zdj będzie Lisa za czasów szkolnych :o

    Wiesz kto ❤

    OdpowiedzUsuń