Perspektywa
Liama
- Liaaaam! - moja mama, aż za bardzo ucieszyła się na mój widok. Nie lubiłem tych niedzielnych obiadków w domu. Nie znosiłem wracać do miejsca, w którym nigdy nie byłem szczęśliwy. Komuś mogłoby się wydawać, że jak to w domu rodzinnym nie można być szczęśliwym? Ależ można i tak właśnie było w moim przypadku. Czego bym nie zrobił zawsze kończyło się to na tym, że zostawałem oskarżany, poniżany i karany za byle gówna. Więc niechętnie wracam tam, gdzie to wszystko się zaczęło. Ale jako że nadal kocham moją mamę, w dopuszczalny dla mnie sposób, to robię to tylko dla niej. Poza tym moja siostra bombardowała mnie od rana telefonami, abym wpadł do domu, ponieważ mają razem z Tomem - jej mężem ogłosić jakąś świetną wiadomość. Nie to, żeby mnie to interesowało. Srałem na to.
- Liaaaam! - moja mama, aż za bardzo ucieszyła się na mój widok. Nie lubiłem tych niedzielnych obiadków w domu. Nie znosiłem wracać do miejsca, w którym nigdy nie byłem szczęśliwy. Komuś mogłoby się wydawać, że jak to w domu rodzinnym nie można być szczęśliwym? Ależ można i tak właśnie było w moim przypadku. Czego bym nie zrobił zawsze kończyło się to na tym, że zostawałem oskarżany, poniżany i karany za byle gówna. Więc niechętnie wracam tam, gdzie to wszystko się zaczęło. Ale jako że nadal kocham moją mamę, w dopuszczalny dla mnie sposób, to robię to tylko dla niej. Poza tym moja siostra bombardowała mnie od rana telefonami, abym wpadł do domu, ponieważ mają razem z Tomem - jej mężem ogłosić jakąś świetną wiadomość. Nie to, żeby mnie to interesowało. Srałem na to.
-
Dzień dobry mamo. - przywitałem się z kobietą najmilej jak
potrafiłem próbując zachować dobry humor, albo przynajmniej
udawałem.
-
Jak podróż? Dobrze? - zapytała ściągając ze mnie kurtkę. Kurwa
mamo, ja mam dwadzieścia trzy lata i dokładnie wiem, jak mam to
zrobić. Chciałem na nią krzyknąć, ale wiem że lekko bym
przesadził.
-
Świetnie, żadnych korków. - odpowiedziałem wyrywając się lekko
z jej objęć, którymi po raz trzeci dziś mnie obdarzyła.
Rozumiem, że stęskniła się za mną, ale bez jaj żeby pomagać
dorosłemu facetowi się rozebrać.
-
To dobrze. Usiądziesz? - zaproponowała wchodząc do kuchni.
Mój
rodzinny dom nie wyróżniał się za bardzo od innych domów w
Wielkiej Brytanii. Jasne ściany, praktycznie w każdym pokoju. Duży
hol, z którego można było wejść do salonu, kuchni i łazienki,
która była na samym końcu długiego korytarza, a pod schodami,
które prowadziły na górę. Na piętrze znajdowały się trzy
pokoje, nieco większa łazienka i sypialnia mojej mamy.
Po
mojej prawej stronie, akurat gdzie teraz stałem, znajdowała się
przestronna kuchnia. Ściany, tak jak wspomniałem wcześniej były
pomalowane na biało. Meble koloru szarego, a blaty nieco
ciemniejsze. Kuchenka, lodówka, mikrofalówka, to wszystko co poza
meblami znajdowało się w kuchni. Stół z miejscem na sześć osób
stał w centralnym miejscu w pomieszczeniu.
-
Chętnie. - odpowiedziałem zajmując jedno z krzeseł przy stole.
-
Ruth ma nam coś ważnego do przekazania. - powiedziała mama krojąc
coś na blacie.
-
Domyśliłem się. - bąknąłem pod nosem obracając w palcach
klucze od samochodu. Naprawdę nie chciałem tutaj być. Ten dom źle
mi się kojarzył, był lekko przerażający. A odkąd nie ma w nim
mojego taty, nie czuć już takiej wesołości w powietrzu.
-
Nie denerwuj się Liam. Wiem, że masz dużo pracy ale czasem mógłbyś
poświecić się dla rodziny i zjeść z nami obiad. - mama nadal
stała odwrócona do mnie tyłem. Jej blond włosy spięte były w
wysokiego koka, a okulary na nosie co chwila zjeżdżały jej z nosa,
więc palcem wskazującym ciągle je poprawiała.
-
Jestem tutaj, tak? Więc nie narzekaj już, że nie mam dla was
czasu. - przewróciłem oczami wstając od stołu.
-
Idę na górę. - zakomunikowałem i nie czekając na jakąś reakcję
mamy wyszedłem z kuchni. Czy ona zawsze musiała taka być? Próbuje
wzbudzić we mnie poczucie winy za to, że nie mam czasu dla nich. A
czy ona miała dla mnie czas, gdy byłem mały? Nie opiekowała się
mną, jak prawdziwa i normalna matka. Wolała spotykać się z
„przyjaciółmi”, gdy ja mając trzy lata płakałem w łóżeczku
i czekałem na nią. Tego nie widziała. Tylko teraz potrafi mnie
upominać i z niezadowoloną miną na mnie patrzeć. Żałosne
zachowanie kobiety, która uważa się za dobrą matkę, a w
rzeczywistości nigdy nią nie była.
Szkoda,
że mój tata nie żyje. Z nim zawsze mogłem pogadać o wszystkim.
Na niego zawsze mogłem liczyć, gdy mojej mamy nie było w pobliżu.
Ale jego już nie ma, a ja jestem jaki jestem i nic, ani nikt tego
nie zmieni.
Wszedłem
do swojego starego pokoju. Zamknąłem za sobą drzwi i oparłem się
o nie plecami. Westchnąłem głośno i usiadłem na łóżku
stojącym naprzeciwko wejścia.
Tutaj
nic się nie zmieniło. Wszystko było takie samo, jak wtedy gdy
byłem tutaj ostatni raz.
Na
ścianach wisiały stare plakaty zespołów, których słuchałem
jako młody chłopak. Na półkach stały zdjęcia z chłopakami, gdy
byliśmy jeszcze w szkole. A nawet zdjęcie z Annie. Wyglądaliśmy
na szczęśliwych i beztroskich młodych ludzi, przed którymi świat
stał otworem. Myśleliśmy wtedy, że będziemy ze sobą do końca
życia, że nic nie przeszkodzi naszej miłości. A jednak...
Westchnąłem
po raz kolejny odkładając zdjęcie na półkę. Niech sobie stoi,
pomyślałem. Ten pokój, ten dom to już stara sprawa, zamknięty
rozdział w moim życiu do którego już nigdy nie wrócę.
Za
drzwiami nagle zrobiło się bardzo głośno. Chyba moje siostry
przyjechały.
-
Przedstawienie czas zacząć. - mruknąłem do siebie i przybierając
na twarzy najbardziej fałszywy uśmiech zszedłem na dół.
***
Po
obfitym obiedzie, który mama we mnie prawie że wepchnęła,
udaliśmy się do salonu.
Sara,
córka mojej najstarszej siostry Nicole, bawiła się właśnie
swoimi nowymi lalkami. Obserwowałem małego szkraba, jak wymachuje
dwiema lalkami Barbie w powietrzu i mruczy coś sobie pod nosem.
Siedziałem obok mojego szwagra – Toma na jednej z kanap, a obok
niego jego żona. Jej ciężarny brzuch był już bardzo widoczny.
Nie pamiętałem za bardzo, który to miesiąc, ale jakoś zbytnio
nie zastanawiałem się nad tym.
Naprzeciwko
nas Ruth, moja druga starsza siostra razem ze swoim chłopakiem
Markiem rozmawiali cicho ze sobą. Obok nich, na fotelu moja mama z
kubkiem herbaty obserwowała nas po kolei. Łzy pojawiły się w jej
oczach, gdy popatrzyliśmy na siebie w tym samym momencie. Od razu
spuściłem wzrok, nie mogłem na nią patrzeć.
-
Wujku, wujku – jakiś cichy głosik dobiegł mnie w lewej strony.
Popatrzyłem w tamtą stronę i dostrzegłem małą Sarę stojącą
obok mnie.
-
Pobawisz się ze mną? - zapytała wyciągając do mnie jedną ze
swoich lalek. Uśmiechnąłem się zakłopotany do niej.
-
Poproś ciocię albo babcię. - zaproponowałem odpychając lekko od
siebie dziecko.
-
One są już stare, a ja chciałabym pobawić się z tobą. -
wyjaśniła, akcentując słowa „tobą”. Niech to szlag jasny
strzeli, krzyknąłem sobie w myślach. Nie będę się z nią bawił,
mam swoją godność. Ja Liam Payne, samiec alfa nie będę bawił
się lalkami z pięcioletnim dzieckiem. Nie ma mowy!
-
Proszę. - zajęczała prawie mi nad uchem.
Miałem
wrażenie, że wszyscy się na mnie gapią. I nie myliłem się,
każda para oczu zgromadzona w tym pokoju patrzyła na mnie jak na
idiotę. Mogłem przysiąc, że moje policzki były już koloru
dojrzałego pomidora. Kurwa, gdyby ktoś teraz na mnie popatrzył
mógłby spokojnie powiedzieć, że jaki dobry ze mnie wujek i
pochwalić jak ładnie bawię się z siostrzenicą.
Usiedliśmy
na podłodze jak najdalej od ciekawskich spojrzeń mojej rodziny i
robiłem to samo co mała Sara. Nie miałem pojęcia co mogę do tego
dziecka mówić, więc się nie odzywałem. Nigdy nie byłem dobry w
kontaktach z dziećmi.
-
Swoją drogą, Liam do twarzy ci z dziećmi. - zauważyła Ruth, a ja
zgromiłem ją wzrokiem w myślach mówiąc spierdalaj.
-
Ha ha bardzo śmieszne. - wycedziłem z wrednym uśmiechem na ustach.
Wcale to nie było śmieszne. Chciałem jak najszybciej stamtąd
uciec i już nigdy, prze nigdy nie wrócić.
Nagle
jak na zawołanie mój telefon zaczął dzwonić w przedpokoju,
schowany w kieszeni kurtki wiszącej na wieszaku w holu.
-
Przepraszam na moment. - przeprosiłem wszystkich i biegiem pognałem
w tamtą stronę.
Zdyszany
zdążyłem odebrać zanim połączenie zostało zakończone.
-
Halo? - sapnąłem do słuchawki.
-
Coś ty taki zdyszany Li? - zapytał Niall śmiejąc się ze mnie
głośno.
-
Biegłem do telefonu. Stało się coś? - zapytałem wchodząc do
kuchni.
-
Właściwie to nic - odpowiedział. - Ale musisz wiedzieć jedno.
-
No. - jęknąłem do słuchawki.
-
Postanowiliśmy z chłopakami przełożyć wyścigi na dziś wieczór,
a nie na jutro. - wyjaśnił poważnym tonem.
-
Chcecie tak ryzykować? - zapytałem zaskoczony tym co właśnie
usłyszałem. Oni sobie sprawy nie zdawali, jak bardzo w tym momencie
zagrażają naszej grupie.
-
Jak to ryzykować?
-
W weekend zawsze jest największy ruch niż w ciągu tygodnia. Ludzie
wracają do domów od najbliższych, naprawdę chcecie aż tak
ryzykować? - dopytywałem go.
Słyszałem
jak drapał się po głowie i jak myślał. A to u Nialla nie zawsze
miało miejsce.
-
Li, spokojnie jakoś damy radę - zaśmiał się nerwowo. Coś było
nie tak.
-
Niall co jest? Stało się coś? - odwróciłem się za siebie czując
na sobie czyjś wzrok. Nie myliłem się. Moja mam stała w progu
drzwi i przypatrywała mi się, jak się domyślam, z zatroskaną
miną.
-
Niall zaczekaj. - powiedziałem do kumpla, który coś bełkotał mi
do słuchawki.
-
Co? - warknąłem do mamy.
-
Wszyscy na ciebie czekamy. - powiedziała nie przejmując się wcale
moim wybuchem złości.
-
Zaraz przyjdę.
-
Teraz Liam.
-
Zaraz. - powiedziałem dobitnie, aby się w końcu ode mnie odwaliła
i dała mi spokój.
Spuściła
tylko głowę i wyszła z pomieszczenia. Naprawdę mnie wkurzała i
to bardzo.
-
Niall, już jestem. Więc co się takiego stało, że musimy
przełożyć nasze wyścigi na dziś? - zapytałem wsłuchując się
w słowa przyjaciela z szeroko otwartymi oczami.
***
Po
prawie, że pół godzinnej rozmowie z Niallem, ostatecznie
stwierdziłem że to jednak jest dobry plan, aby dziś zorganizować
wyścigi. Pojawił się bardzo przekonywujący powód, aby zrobić to
wieczorem. Mianowicie chłopaki, nie wiem skąd, ale udało im się
dowiedzieć że na dzisiejszym wyścigu będzie ktoś, kto co chwila
wyjawia prasie nasze kryjówki. A ja bardzo chciałem dowiedzieć się
kim jest ta osoba. Wiem, a raczej jestem tego pewny na sto procent,
że to facet. Nie wyobrażam sobie, żeby był to ktoś inny.
Chłopaki sądzą, że to Alvin. Ja nie jestem tego taki pewien No
dobra, może coś mi tam przeszło przez myśl, że to może być on,
ale jednak nie jestem co do tego przekonany. Znam Alvina dość długi
czas i naprawdę nie chce mi się wierzyć, że to on na nas kabluje.
Jest za bardzo niewinny na robienie takich rzeczy. Myślę, że jest
też za głupi aby wpaść na tak genialny pomysł. Tym kimś musi
być osoba, która jest obeznana w sprawach mediów i wie gdzie
uderzyć, aby zrobić wielki szum.
Wróciłem
do salonu i usiadłem na swoim poprzednim miejscu. W głowie cały
czas pojawiały mi się słowa Nialla i własne przemyślenia
dotyczące całej tej sprawy. Próbowałem połączyć informacje z
różnymi wydarzeniami w całość. Niestety nic z tego nie wyszło,
ponieważ moje przemyślenia przerwała moja mama wołając moje
imię.
-
Liam jesteś z nami? - zapytała, gdy popatrzyłem na nią. Z jej
twarzy nie dało się nic wyczytać. Była tak sztywna i bez wyrazu,
jakby nie miała w sobie żadnych emocji. Co prawda, ta kobieta nigdy
ich nie miała, ani nawet nie wiedziała czym one są.
-
No. - odpowiedziałam od niechcenia. Chciałem już wrócić do
swojego mieszkania, w którym czułem się o wiele bardziej
komfortowo niż tutaj.
-
Liam chcielibyśmy wam coś ogłosić. - oznajmiła Ruth, gdy już
mama chciała się odezwać. Zapewne chciała mnie pouczyć, jak
powinienem się zachowywać w stosunku do niej i bliskich. Ale myślę,
że na naukę z jej strony jest już za późno.
-
No to mów. - powiedziałem do niej wkurzony krzyżując ramiona na
piersiach i opierając się o oparcie kanapy. Naprawdę nie
obchodziło mnie, co ta dwójka ma nam do przekazania.
Ruth
popatrzyła tylko na mnie wzrokiem zabójcy, po czym wzięła głęboki
oddech i zaczęła mówić.
-
Więc mamo, Nicole, Tom, Sara, Liam, pragniemy powiadomić was, iż
zamierzamy się pobrać. - powiedziała to z taką radością, że aż
rzygać mi się chciało. Mama wydała z siebie głośny pisk, aż
musiałem zakryć uszy dłońmi. Zaczęły się przytulać, po chwili
dołączyła do nich Nicole gramoląc się z kanapy i wszystkie trzy,
a nawet cztery z Sarą na czele zaczęły, oglądać pierścionek
zaręczynowy i głośno dyskutować na temat ślubu. Gdybym mógł,
wyszedłbym stamtąd w jednej sekundzie.
Ale
zaraz przecież mogę to zrobić, pomyślałem sobie. Nie jestem
tutaj przywiązany, ani nie muszę tutaj być.
Pogratulowałem
tylko Tomowi i mojej siostrze, do której ciężko było się dostać
przez grupkę okupujących ją.
-
Przyjdziesz na wesele, prawda? - zapytała Ruth. Wzruszyłem tylko
ramionami i ze zrezygnowaniem udałem się do holu. Ubrałem buty i
kurtkę, a następnie wyjmując klucze z kieszeni spodni otworzyłem
drzwi.
Letnie
powietrze uderzyło mnie w twarz. Pewnym krokiem ruszyłem w stronę
zaparkowanego na chodniku samochodu. Nacisnąłem przycisk
otwierający drzwi auta i już miałem wsiadać, gdy za moimi plecami
usłyszałem znajomy głos. Odwróciłem niechętnie głowę i
dostrzegłem moją mamę zbliżającą się w moją stronę.
Mruknąłem pod nosem.
-
Nie no, co znowu?
-
Stało się coś? - zapytałem, gdy kobieta była bliżej mniej.
Opatuliła swoje chude ciało grubym, szarym swetrem, a następnie
zapytała.
-
Dlaczego tak szybko wyszedłeś? Dlaczego nigdy nie możesz zostać
dłużej?
-
Mam coś do zrobienia. - oznajmiłem bawiąc się kluczykami od
samochodu.
-
Nie kłam Liam. Znam cię na tyle dobrze, żeby wiedzieć kiedy
kłamiesz a kiedy mówisz prawdę. - powiedziała. Prychnąłem na
jej słowa. Znała mnie? A to dobre.
-
Znasz mnie? A niby skąd? Odzywasz się do mnie, gdy potrzebujesz
tylko moich pieniędzy, a nie mnie. Co, przyjaciele już ci nie
pomagają? A zresztą, gdzie masz pieniądze po ojcu? Rozwaliłaś
wszystkie? - pytania wylatywały z moich ust. Nie miałem filtra, aby
najpierw pomyśleć, a potem je powiedzieć.
-
To nie twoja sprawa Liam. Poza tym jesteś moim dzieckiem i twoim
obowiązkiem jest mnie wspierać. - wyjaśniła. Widziałem, że była
wkurzona, nie spodziewała się takich słów z mojej strony.
-
To nie jest mój obowiązek. Każdy z nas dostał po równo, ale ty
zamiast je gdzieś wpłacić albo zainwestować, to wolałaś je od
razu wydać. Tylko zastanawiam się na co lub na kogo. - prawie że
krzyczałem. Miałem dość, że ta stojąca tutaj przede mną
kobieta mówiła mi co mam robić, a czego nie i jeszcze bezczelnie
mi rozkazywała.
-
Nie było cię, gdy potrzebowałem ciebie najbardziej. Nie miałem w
nikim oparcia, gdy byłem mały. Gdyby nie tata, zapewne nie miałbym
tego co mam teraz. To on mnie wychował na takiego człowieka. To on
był przy mnie, gdy złamałem nogę, to on był przy mnie gdy
strzeliłem swojego pierwszego gola, to on chodził na wywiadówki,
to on pomagał mi w nauce. Nie ty! Ty wolałaś imprezy z
przyjaciółmi, niż własne dziecko. Dlatego błagam cie, nie mów
mi co mam robić a czego nie, bo to jest żałosne gdy wypływa z
twoich ust. - oznajmiłem wsiadając do samochodu. Widziałem, że po
mamy policzkach poleciały łzy. Zanim jeszcze zdążyłem odpalić
samochód otworzyła drzwi od strony kierowcy i szepnęła ciche.
-
Przepraszam – po czym wróciła do domu.
Siedziałem
zszokowany w samochodzie nie wiedząc, co mam ze sobą zrobić.
Spodziewałem się, że zostanę spoliczkowany, a tymczasem dostałem
tylko przeprosiny. Naprawdę nie wiedziałem co się akurat stało
Dopiero po chwili komórki w moim mózgu złączyły się w całość
i poleciły, abym zapalił samochód i odjechał stamtąd jak
najdalej.
Tak
też zrobiłem.
Perspektywa
Lisy
To
dziś, to dziś jest ten dzień, gdy znów będę się ścigać ze
sławnym panem Paynem, pomyślałam zaraz po przebudzeniu.
Ostatnim
razem z nim wygrałam, wierzyłam że dziś będzie tak samo. Liam
był ostatnio za to bardzo wkurzony. Chyba nie spodziewał się, że
po raz pierwszy przegra. Ale cóż kiedyś musi być ten pierwszy
raz, prawda?
Właśnie
się ubierałam, gdy usłyszała dzwonek telefonu dobiegający z
drugiego pokoju. W samych bokserkach i cienkiej bluzeczce pobiegłam
do salonu. Chwyciłam wibrujące urządzenie w dłoń i nie patrząc
na to kto dzwoni odebrałam.
-
Lisa posłuchaj mnie bardzo uważnie. - głos Alvina odezwał się w
słuchawce.
-
Co tam Alvinku? - zapytałam z uśmiechem na ustach, trzymając
telefon między uchem a ramieniem, chcąc jednocześnie zrobić sobie
kucyka.
-
Nie możesz się dziś z nimi ścigać. - oznajmił.
-
Co? A niby dlaczego? - zapytałam wkurzona. Alvin nie należał do
osób, które mogły zabraniać mi robić to, na co tylko miałam
ochotę.
-
Wiem z zaufanego źródła, że będą dziś na ciebie czyhać. To
znaczy na tego kogoś, kto na nich ciągle kabluje. - wyjaśnił
ledwo oddychając. Musiał się nieźle zdenerwować.
-
Al, nic mi nie będzie, zaufaj mi. Jestem w tym dobra, tak? Dam sobie
radę. - powiedziałam próbując nieco uspokoić chłopaka.
-
Nie Lisa, nie możesz dziś tam jechać. Błagam cię zaufaj mi, nie
możesz aż tak ryzykować.
Słyszałam
po tonie jego głosu, że coś jest na rzeczy. Alvin nigdy by do mnie
nie dzwonił z taką informacją, gdyby nie było to naprawdę ważne.
-
Dlaczego niby Al? Dlaczego mam tam nie pojechać? Chcę to zrobić,
bo to dla mnie ważne. - oznajmiłam wracając do pokoju i ubierając
na siebie czarne spodnie i czarną koszulkę.
-
To jest niebezpieczne! - krzyknął do słuchawki telefonu, aż
musiałam odsunąć telefon od ucha.
-
Uspokój się. Ja i tak tam pojadę czy ci się to podoba, czy nie. -
oznajmiłam, po czym się rozłączyłam. Rzuciłam telefon na łóżko
za sobą. Tego już było za wiele. W co ten Alvin sobie pogrywa? Nie
będę go słuchać, zrobię tak jak ja chce i tak jak mi się
podoba.
Pojadę
na te wyścigi i po raz drugi wygram pościg z Liamem.
Perspektywa
Liama
Po
drodze w nasze sekretne miejsce, postanowiłem jeszcze zatankować
samochód, bo wskaźnik paliwa zbliżał się ku zerze.
Zaparkowałem
przy odpowiednim miejscu i wysiadłem z samochodu. Nalałem benzyny
do pełna i zamykając samochód na klucz udałem się do kasy, aby
zapłacić. Stanąłem w kolejce i obserwowałem kilka osób
stojących przede mną. To starszy pan kupujący czteropak piwa,
dalej stał jakiś młody chłopak głośno żujący gumę. Za nim
stała wysoka, zgrabna brunetka z włosami spiętymi w kucyk. Z tyłu
wyglądała naprawdę apetycznie, ale gdy odwróciła się za siebie
zorientowałem się, że to ta sama dziewczyna, co a) wygrała ze mną
i b) spotkaliśmy się w tym sympatycznym barze niedaleko miasta.
Nie
wiem od czego to zależało, ale bardzo często na siebie wpadaliśmy.
Czyżby to miało jakieś znaczenie?
Brunetka
zapłaciła w kasie za coś i szybkim krokiem wyszła na zewnątrz.
Patrzyłem tylko jak odjeżdża i spuściłem głowę w dół. Miałem
nadzieję z nią porozmawiać, ale nic z tego nie wyszło, za szybko
mi zwiała.
Po
zapłaceniu za paliwo wsiadłem do samochodu i ruszyłem w stronę
naszej miejscówki. Za pięć jedenasta byłem już na miejscu. Tłum
ludzi uniemożliwiał mi przejazd, ale po użyciu klaksonu, udało mi
się dotrzeć na miejsce. Chłopaki już tam byli. Zaparkowałem obok
ich samochodów i wysiadłem ze swojego. Podszedłem do nich, aby się
przywitać.
Niall
od razu zaczepił mnie i wskazał podbródkiem za mnie. Odwróciłem
się i dostrzegłem dokładnie tą samą dziewczynę, którą
widziałem jakieś dwadzieścia minut wcześniej na stacji
benzynowej. Teraz wiedziałem, że dziewczyna mnie prześladowała.
Skąd wiedziałaby o naszej kolejnej kryjówce? Musiała albo za mną
jechać, albo...
-
Ciekawe co ona tutaj robi? - zapytał Louis pociągając łyk swojego
piwa. Oznaczało to , że na pewno dziś się nie ściga.
-
Zaraz się dowiem. - burknąłem pod nosem ruszając w jej stronę.
Harry z Zaynem chcieli mnie zatrzymać, ale odepchnąłem ich mówiąc,
że dam sobie rade sam.
Brunetka
rozmawiała z jakimś kolesiem. Śmiała się, a gdy ruszała głową
jej kucyk kołysał się w prawo i w lewo.
-
Co ty tutaj robisz? - zapytałem wkurzony.
-
Cześć, nie wiedziałam że dziś będziesz. Chłopaki mówili, że
może cie nie być. - zaśmiała się do mnie bezczelnie. Ale muszę
przyznać, że miała bardzo przyjemny dla uszu śmiech i te słodkie
dołeczki w policzkach. Liam idioto skup się, masz być zły i
wkurzony, skarciłem siebie w myślach.
-
Nie lubię się powtarzać. Co tutaj robisz? Skąd wiedziałaś o
naszej miejscówce? - zapytałem ponownie czekając na jej pełną
odpowiedź.
-
Wiesz, ptaszki bardzo głośno ćwierkają w naszym mieście o tobie
i twoich kumplach, więc nie mogłam przegapić okazji, aby znów z
tobą wygrać. - oznajmiła śmiejąc się jeszcze głośniej ze
mnie. Co za bezczelna su...
-
Za dwie minuty startujemy! - krzyknął donośny głos za mną.
-
Zaraz się przekonamy – oznajmiłem jej i zacząłem biec do
swojego samochodu.
Usłyszałem
tylko za plecami jej głośny śmiech.
-
Liam, miałeś się dziś nie ścigać. - zawołał Harry podbiegając
do mnie, gdy wyjmowałem z bagażnika skórzaną kurtkę i rękawice.
-
W dupie to mam. Muszę ją pokonać. Jest za bardzo pewna siebie. -
oznajmiłem przyjacielowi ubierając na siebie kurtkę i po chwili
wślizgując dłonie w rękawice.
-
Li, daj spokój jesteś zdenerwowany.
-
Nie jestem zdenerwowany jestem pod wpływem adrenaliny, a to różnica
Harry. A teraz odsuń się. - powiedziałem wsiadając do samochodu,
zatrzaskując drzwi i zapinając pasy.
Miałem
jeden cel – pokonać brunetkę w tym trudnym dla nas obojga
wyścigu. Wiedziałem, że mi się uda. W końcu nie bez powodu
nazywam się Liam Payne – mistrz kierownicy.
Ustawiłem
się na swoim miejscu, po chwili krwisto czerwony samochód stanął
obok mojego Popatrzyłem w lewo na brunetkę, jej twarz schowana była
pod kaskiem. W tym samym momencie odwróciła głowę w moją stronę
i pokiwała nią w górę i w dół, a następnie kilka razy
nadepnęła stopą na pedał gazu.
Pokręciłem
tyko głową i wrzuciłem pierwszy bieg.
Młoda
blondynka stojąca między naszymi samochodami, czekała na
odpowiedni moment, aby dać nam znak białą chustą.
Kilka
sekund później uniosła ją w górę, a po chwili chusta
powędrowała w dół dając nam znak, że to już czas ruszać.
A
więc ruszyliśmy. Na początku jechaliśmy obok siebie. W głowie co
chwila słyszałem śmiech brunetki, tak bardzo irytujący że nie
mogłem się go pozbyć.
Nasze
auta pędziły w ciemną noc. Jedyne co przed sobą widzieliśmy to
światła naszych pojazdów. Zbliżał się ostry zakręt. Trzeba być
wyczulonym, aby dobrze w niego wjechać, bo inaczej można wypaść z
jezdni. Obojgu nam wyszedł, zarzuciło mi lekko tyłem, a brunetka
wykorzystała ten moment i mnie przegoniła. Po chwili dołączyłem
do niej i jechaliśmy obok siebie. Za chwilę miała być meta, byłem
pewny że to ja wygram. Serce biło mi szybko w klatce piersiowej,
słyszałem jego bicie w uszach. Krew podeszła mi do mózgu, gdy
zobaczyłem w oddali wiwatujących ludzi za metą. Jechaliśmy z
brunetką blisko siebie, lusterka naszych samochodów prawie że się
stykały. Byłem tak blisko od wygranej, ale nie spodziewałem się
że dziewczyna wciśnie jeszcze bardziej pedał gazu i mnie
wyprzedzi, zaledwie o trzy centymetry i takim sposobem wygra ten
wyścig.
-
Kurwa mać! - krzyknąłem, gdy tylko się zatrzymałem. Waliłem w
kierownicę dłońmi, byłem tak bardzo zły na siebie i na nią, na
wszystkich, ale w szczególności na nią. Małą, bezlitosną, su...
-
Liam, coś ty narobił?! - Harry razem z Niallem, Louisem i Zaynem
podbiegli do mojego samochodu.
-
Nie wkurwiajcie mnie jeszcze bardziej, dobra? - poprosiłem patrząc
na nich wkurzony. Zdjąłem rękawice i rzuciłem je na siedzenie
pasażera.
-
Baba z tobą wygrała, po raz drugi. - zaśmiał się Louis.
Wysiadłem z samochodu trzaskając głośno drzwiami. Niech Louis się
cieszy, że nic mu nie zrobiłem.
-
Jak to się mogło stać? - zapytałem sam siebie.
-
Nie przejmuj się, każdemu się może zdarzyć. - powiedział Niall
uspokajająco.
-
Nie mnie! - oznajmiłem. Patrząc na brunetkę przyjmującą
gratulacje od innych. Nie mogłem na to patrzeć, musiałem coś ze
sobą zrobić.
Ruszyłem
w stronę samochodu. Wsiadłem do środka i po protu odjechałem
stamtąd.
Chłopaki
coś jeszcze za mną krzyczeli, ale nie miałem ochoty na ich
słuchać. Musiałem zostać sam.
Już myślałam, że na zdj będzie Lisa za czasów szkolnych :o
OdpowiedzUsuńWiesz kto ❤