Perspektywa
Liama
Wczorajszy wieczór był udany, bawiłem się dobrze. Chłopaki oczywiście szaleli ze swoimi dziewczynami na parkiecie, a ja jak ten głupi burak siedziałem popijając trzecie piwo. Szukałem wzrokiem tajemniczej brunetki, ale chyba sobie już poszła. Szkoda, bo genialnie się poruszała i cudownie się na nią patrzyło. Dla kogoś obcego mogłoby się to wydawać dziwne, że jako młody chłopak i w miarę atrakcyjny, siedziałem sam pośród tylu zakochanych par. Ale co ja poradzę na to, że akurat taki jestem? Że nie potrafię zatrzymać przy swoim boku kobiety. Chyba lepiej wychodzi mi gapienie się na nie, niż na przykład gadanie z nimi. Chciałbym być taki jak moi kumple. Każdy z nich ma dziewczynę od kilku już lat i dzięki temu czują się szczęśliwi. Chciałbym zakochać się w kimś tak bardzo, że gdyby tej osoby nie było obok mnie, to bolałoby mnie serce ze smutku i tęsknoty za nią. Wiem, że zachowuję się żałośnie ciągle użalając się nad sobą i w dodatku siedząc sam w mieszkaniu pośród pustych czterech ścian.
Wczorajszy wieczór był udany, bawiłem się dobrze. Chłopaki oczywiście szaleli ze swoimi dziewczynami na parkiecie, a ja jak ten głupi burak siedziałem popijając trzecie piwo. Szukałem wzrokiem tajemniczej brunetki, ale chyba sobie już poszła. Szkoda, bo genialnie się poruszała i cudownie się na nią patrzyło. Dla kogoś obcego mogłoby się to wydawać dziwne, że jako młody chłopak i w miarę atrakcyjny, siedziałem sam pośród tylu zakochanych par. Ale co ja poradzę na to, że akurat taki jestem? Że nie potrafię zatrzymać przy swoim boku kobiety. Chyba lepiej wychodzi mi gapienie się na nie, niż na przykład gadanie z nimi. Chciałbym być taki jak moi kumple. Każdy z nich ma dziewczynę od kilku już lat i dzięki temu czują się szczęśliwi. Chciałbym zakochać się w kimś tak bardzo, że gdyby tej osoby nie było obok mnie, to bolałoby mnie serce ze smutku i tęsknoty za nią. Wiem, że zachowuję się żałośnie ciągle użalając się nad sobą i w dodatku siedząc sam w mieszkaniu pośród pustych czterech ścian.
-
Aaaa! - ryknąłem, gdy gorąca kawa wylała mi się na spodnie
robiąc wielką brązową plamę. Wyglądałem jakbym właśnie w tym
momencie zesikał się w gacie.
Szybko
wstałem i trzymając się w kroku, pobiegłem do łazienki. Dlaczego
zawsze to co najgorsze musi przytrafiać się akurat mnie?
Telewizor
grał głośno, gdy ja prałem w zlewie brudne spodnie. Nagle jakby
coś we mnie trafiło i usłyszałem bardzo dobrze znaną mi nazwę
ulicy. Tam, gdzie często ścigamy się z chłopakami. To już druga
nasza kryjówka, którą teraz ktoś odkrył.
Nosz
kurwa, pomyślałem sobie. W samych bokserkach pobiegłem do salonu.
Stanąłem naprzeciwko odbiornika i słuchałem uważnie co tym razem
mówią.
-
Nasz wysłannik dostał wczoraj wieczorem cynk, że w tej okolicy
odbywają się nielegalne wyścigi samochodowe. Sprawdziliśmy to i
okazało się, że to prawda. Kilkoro ludzi przechadzających się po
okolicy potwierdziło nasze przypuszczenia. Tak jak i poprzednim
razem, zapewniamy państwa że zajmiemy się to sprawą i za niedługo
podamy więcej informacji na ten temat. Dla wiadomości Spot, Michael
Smith.
-
Znów to samo. - bąknąłem do siebie wyłączając telewizor. Kto
mógł na nas zakablować? Wszyscy zgodnie twierdziliśmy, że to
Alvin i nie zdziwiłbym się gdyby okazało się, że to on jest tym
który na nas kabluje. Wiem jedno: że znajdę tego kogoś kto to
robi i obiecuję sobie, że urwę mu łeb zanim zdąży coś
powiedzieć.
Po
chwili mój telefon zabrzęczał na szafce w salonie. Wzdychając
podbiegłem do niego i czytając imię Harry'ego na wyświetlaczu
odebrałem połączenie.
-
Widziałeś wiadomości? - zapytał na wstępie.
-
Tak i szlag mnie trafia. Już druga nasza kryjówka została odkryta.
Jak tak dalej pójdzie obawiam się, że za niedługo nie będziemy
mieli gdzie się ścigać. - odpowiedziałem pocierając skronie.
Głowa zaczęła mnie już boleć.
-
No wiem stary. Musimy coś z tym zrobić. Ja mogę poszperać u ojca
w biurze, bo słyszałem jak gadał coś dziś do mamy o wyścigach.
Więc, jakby coś to podam konkretniejsze informacje jak tylko się
czegoś dowiem. - zaproponował Harry. Świetny pomysł pomyślałem.
-
Harry? - zapytałem niepewnie przyjaciela po chwili.
-
Co? - słyszałem jak westchnął.
-
Myślisz, że to Alvin wszystko wygaduje?
-
Jestem tego w stu procentach pewny. Ale na razie nie możemy go o nic
oskarżyć, bo przecież mamy na to dowodów. - powiedział, a ja
pomyślałem że to znowu świetny pomysł.
-
Liam, nie przejmuj się jakoś damy radę. Nikt nie będzie wtrącał
się do naszego życia, gdy my tego nie chcemy. - dodał na koniec,
po czym się rozłączyliśmy.
Harry
miał rację, musimy coś z tym zrobić, aby zdemaskować osobę,
która cały czas odkrywa nasze kryjówki.
Perspektywa
Lisy
Słońce
wpadające przez zasłonięte zasłony spowodowało, że otworzyłam
oczy. Dlaczego ja wczoraj wieczorem nie zasłoniłam okna? Irytujący
dźwięk telefonu dobiegającego z kuchni zmusił mnie do wstania z
łóżka. Wyczołgałam się z ciepłej jeszcze
pościeli i szurając nogami po parkiecie przeszłam do
kuchni. Wyszperała głośno dzwoniący telefon z wnętrza
torebki i nie patrząc kto dzwoni, odebrałam.
Musiałam
przytrzymać się blatu, ponieważ głośny ryk Alvina z drugiej
strony aparatu prawie zwalił mnie z nóg.
-
Dlaczego to zrobiłaś?! - zapytał z wyrzutem w głosie.
-
Al, Al, Al, spokojnie. Powiedz mi jeszcze raz o co chodzi? -
zapytałam nalewając do szklanki wodę mineralną i pijając ją
powoli. Zastanawiałam się dlaczego mam tak sucho w ustach, ale
przecież wczoraj w klubie nieźle dałam czadu. Kac ma swoje prawa.
-
Dlaczego znów wydałaś kryjówkę grupy Liama? - zapytał. W ogóle
nie wiedziałam o co mu chodziło. Ale po chwili, do mojej głowy
dotarły wspomnienia z wczorajszej nocy. Znów wydałam grupkę
kumpli z Wolverhampton, ale w końcu miałam ku temu powody.
-
Tak jakoś wyszło. - wzruszyłam ramionami uśmiechając się z
wyższością sącząc napój.
-
Tak. Jakoś. Wyszło?! - Alvin krzyknął do słuchawki, a ja
musiałam odsunąć urządzenie od ucha.
-
Daj spokój Al, przecież nic się nie stało. Podzielę się z tobą
kasą, gdy tylko przeleją mi ją na konto. - zaśmiałam się w
duchu. Już wyobrażałam sobie na co przeznaczę pieniądze z tego,
jakże zacnego posunięcia.
-
Nie chcę twoich pieprzonych pieniędzy! Wiesz, że oni myślą że
to ja ich wydałem? Tylko ja wiedziałam o tym i oni teraz myślą,
że ja to zrobiłem, rozumiesz? - prawie, że zaczął płakać, ale
mnie w ogóle to nie wzruszyło. Śmiałam się tylko bezczelnie w
duchu ciesząc się ze swojego zwycięstwa.
-
Alvinku mój najdroższy, uwierz mi że ci głupi chłopcy nigdy się
nie dowiedzą kto to zrobił.
-
Ale podejrzewają mnie. Jasne, to ja wydałem ich pierwszą kryjówkę,
ale tą drugą to nie ja, a ty. Jak mogłaś?! Nie po to ci o niej
powiedziałem, żebyś od razu leciała do telewizji i mówiła im o
tym.
Teraz
to na dobre się rozpłakał, a myślałam, że jest bardziej męski.
-
To mi się obrywa za ciebie. Nie po to ci o nich mówiłem, żebyś
teraz mówiła wszystkim na około o tym, nie do tego to miało
służyć. Chciałaś tylko znaleźć Liama Payne'a, aby zapłacił
ci za wszystkie krzywdy tobie wyrządzone. A ty posunęłaś się do
tego stopnia, że wygadałaś wszystkim stacjom telewizyjnym i
radiowym o tym.
-
I gazetom. - dodałam szczerząc zęby w uśmiechu.
-
Gazetom też? - zdziwił się Alvin. - Ty naprawdę jesteś podła. -
dodał zaskoczonym tonem.
-
A to dopiero początek. - przyznałam pewna siebie kiwając głową i
już wymyślając kolejne posunięcie. Tak, to było to. Jesteś
genialna, powiedziałam sobie w myślach zacierając ręce i czekając
na odpowiedni moment, który nadejdzie już niedługo.
Perspektywa
Liama
Nadszedł
poniedziałek. Nie spałem całą noc. W sumie nie dziwie się sobie.
Praktycznie do rana siedzieliśmy z chłopakami i obmyślaliśmy
plan, jak rozszyfrować to kim jest ta wredna osoba która ciągle
odkrywa nasze miejscówki.
Niestety
nawet z zapisków ojca Harry'ego, które chłopakowi udało zdobyć
się podstępem, nic nie wynikało. Dowiedzieliśmy się tylko kiedy,
gdzie i o której godzinie dana osoba podała adres. Ale ani żadnego
opisu sylwetki, ani nawet jaki miała pseudonim. W internecie było
mnóstwo artykułów na ten temat. W telewizji w wiadomościach
ciągle o tym mówili. Zastanawialiśmy się nawet czy by nie
zadzwonić do telewizji, bądź radia i podać się za jakiegoś
anonimowego słuchacza. Ale wątpiliśmy, aby ktokolwiek z zarządu
podał nam takie informacje, skoro wszędzie mówili że były one
poufne i nie do użytku publicznego. A myślę, że przynajmniej
musieli wiedzieć jak dana osoba wyglądała.
Doszliśmy
przynajmniej do jednego wniosku - ta osoba musiała nas, albo jednego
z nas bardzo nienawidzić skoro robiła takie okropne rzeczy. Każdy
z nas myślał nad tym kim może być ten osobnik, ale żadnemu z nas
nie przyszło nic na myśl i nic nie wymyśliliśmy. Niestety.
Przy
paru piwach i jakichś przekąskach spędziliśmy wczorajszy wieczór.
Żaden z nas nie miał ochoty na nic konkretniejszego do jedzenia,
każdy z nas miał ściśnięty żołądek. Denerwowaliśmy się, bo
mieliśmy jeszcze kilka tajemnych miejscówek w mieście. Obawialiśmy
się, że jeśli zrobimy wyścigi to ktoś nas na tym nakryje, a jak
wiadomo one są nielegalne i możemy pójść do więzienia.
Budzik
zadzwonił głośno na stoliku obok łóżka. Czas wstawać,
pomyślałem sobie. Miałem dzisiaj dużo pracy, więc może to i
dobrze, bo przynajmniej zajmę czymś mój umysł i nie będę ciągle
myślał o tajemniczym prześladowcy, ani nawet o tym kim on może
być.
***
Minęła
dwunasta, a ja nic nie zrobiłem. Miałem nadzieję, że przy nawale
pracy jaką mam dziś do zrobienia, zapomnę o całej tej chorej
sytuacji. Ale nic to nie dało. Zamiast pracować, siedziałem przy
biurku, a wokoło mnie walało się pełno faktur do wprowadzenia do
komputera.
Jestem
informatykiem i mam własną firmę. Jako młody i niedoświadczony
jeszcze pracownik postanowiłem zrobić coś z pieniędzmi, które
odziedziczyłem po zmarłym ojcu. Założyłem więc firmę. Mam
dwustu ludzi pod sobą i trzy filie w Wielkiej Brytanii. Jestem panem
swego świata, jak to mówią. Ale ostatnimi dniami wcale tak się
nie czuje. Czuję jakby ktoś mnie prześladował i deptał mi ciągle
po piętach, obserwował to co robię i czym się zajmuję. Czuję
się po prostu osaczony.
Telefon
na biurku zaczął dzwonić. Odebrałem go, a w słuchawce usłyszałem
głos mojego pracownika, Charliego, starszego pana który od dawna
zajmuje się komputerami i bardzo dobrze zna się na swoim fachu.
-
Tak? - powiedziałem do słuchawki telefonu.
-
Panie Payne, przyszła pana znajoma i koniecznie chce się z panem
widzieć. Mam wpuścić?
Znajoma?
Jaka znajoma?
-
A jak się nazywa? - zapytałem drapiąc się po brodzie.
-
Lisa Benson.
Nie
znałem żadnej Lisy, pomyślałem sobie.
-
Mam wpuścić czy nie? Dziewczyna bardzo się niecierpliwi. -
zauważył starszy pan. Nie znałem jej, ale może ona znała mnie. A
skoro miała do mnie jakąś sprawę, może lepiej będzie ją
wpuścić?
-
Poproś ją do mnie. - zażądałem odkładając słuchawkę.
Posprzątałem
trochę na biurku, ale było tego zdecydowanie za dużo więc
ostatecznie zostawiłem tak jak było.
Po
chwili lekkie pukanie sprowadziło mnie na ziemię. Usadowiłem się
wygodniej w fotelu i udając, że robię coś na laptopie
powiedziałem głośne.
-
Proszę.
A
gdy drzwi od mojego gabinetu się otworzyły, zobaczyłem ją. Była
to ta sama dziewczyna, która wygrała ze mną w wyścigach i którą
obserwowałem w klubie.
Pojawiła
się znikąd przede mną i podawała się za moją znajomą Gdybym
tylko ją skądś pamiętał, ale nic nie przychodziło mi do głowy.
-
Dzień dobry. - przywitała się ze mną zamykając za sobą drzwi.
Usiadła
naprzeciwko mnie na jednym z krzeseł, przerzuciła długie, brąz
włosy za plecy i przyglądała mi się z zaciekawioną miną.
-
Eee – odchrząknąłem – Witam, w czym mogę pani pomóc? -
zapytałem zamykając klapę laptopa i koncentrując się tylko na
niej. Ten jej błysk w oczach, usta lekko rozchylone w nikłym
uśmiechu. Miała coś intrygującego w sobie.
-
Prawdę mówiąc trochę skłamałam panu pracownikowi na dole.
Spotkaliśmy się raz na wyścigach, nie wiem czy pan mnie kojarzy,
ale wygrałam z panem. - zauważyła, a moje palce zacisnęły się w
pięści aż mi kostki pobielały. Tak, bardzo dobrze cię pamiętam
ty brutalna i jakże atrakcyjna kobieto, pomyślałem sobie.
-
Coś mi świta. - zmarszczyłem brwi udając, że próbuję sobie
przypomnieć tą sytuacje. Ale tak naprawdę pamiętałem ją bardzo
dobrze, bo jak można zapomnieć przegraną, zwłaszcza z kobietą. A
ja Liam Payne nigdy nie przegrywam.
Dziewczyna
przeszywała mnie swoim wzrokiem, jakby czekała na jakiś mój ruch.
Odchrząknęła
i kontynuowała.
-
No dobrze, więc przejdźmy do rzeczy. Zepsuł mi się komputer, a
słyszałam że jest pan jednym z najlepszych fachowców w Londynie.
Czy
ona zaczyna mi słodzić? Boję się.
-
Poproszę o konkrety. - odezwałem się. Nie chciałem, aby pomyślała
sobie, że skoro mi tak cukruje ulegnę jej czarowi i zaczniemy ze
sobą flirtować. Co to, to nie. Na pewno nie u mnie.
-
Gdy wczoraj chciałam go włączyć coś tak jakby piknęło i lekko
się zadymiło. - wzruszyła ramionami i wyciągnęła z torebki
swojego laptopa.
-
Skoro się zadymiło, to uważam iż już nic nie da się z nim
zrobić. Proponuję zakupić nowy komputer. - powiedziałem szczerze
z uniesionymi wysoko brwiami chcąc być bardziej niż przekonujący.
-
Co? Jak to? Nie da się naprawić? Ja miałam tam ważne notatki i
pliki potrzebne mi do pracy. Proszę mi pomóc, zapłacę. - już
wyciągała portfel, ale w porę zaprotestowałem. Nie potrzebowałem
jej pieniędzy, przynajmniej na razie dopóki nie znajdę powodu
zepsucia się urządzenia.
-
Zobaczę co da się zrobić, ale nic nie obiecuję że je odzyskam.
Proszę jednak liczyć się z tym, że to przegrana sprawa. -
powiedziałem zrezygnowanym głosem.
Chciałem
dziewczynie pomóc, ale nie mogłem też obiecywać że mi się to
uda. W cuda nie wierzę.
-
Dziękuje panu bardzo. Liczę na pana i trzymam kciuki. -
odpowiedziała wstając z krzesła.
-
Potrzebne mi będą jeszcze pani dane, jakiś kontakt, abyśmy się
mogli z panią skontaktować. - powiedziałem wyciągając spod
biurka notes i czekając już z długopisem w ręce na zanotowanie
danych.
-
Oczywiście - zgodziła się zajmując swoje poprzednie miejsce. -
Lisa Benson – podając swoje imię i nazwisko znacząco na mnie
popatrzyła, jakby czekała na moją reakcję. Dziwne. Zapisałem
jeszcze numer telefonu i adres, po czym wyrwałem kartkę i nakleiłem
ją na wierzchu laptopa.
-
W takim razie dziękuję, za kilka dni się do pani odezwiemy i damy
znać czy udało nam się coś zdziałać, czy też nie. -
powiedziałem do niej.
-
Dziękuję bardzo i liczę na pana. - uśmiechnęła się do mnie
znacząco, po czym wyszła z mojego gabinetu. Co to właściwie było?
Wydawało mi się, że skądś ją znam, ale za nic w świecie nie
mogłem przypomnieć sobie skąd.
Perspektywa
Lisy
Liam,
Liam, Liam. On mnie w ogóle nie pamięta, ale nie dziwię mu się.
Przecież wyglądam całkiem inaczej niż wtedy, gdy po raz ostatni
się widzieliśmy. Nie mam już na sobie tych starych, śmiesznych
okularów, ani aparatu na zębach. Wyglądam w końcu jak normalna,
dziewczyna. Jestem o wiele ładniejsza, szczuplejsza i w końcu mogę
zobaczyć palce u swoich stóp. Pracowałam długo, aby uzyskać taki
efekt. Nie było łatwo, zwłaszcza na początku, ale postawiłam
sobie za cel aby wyglądać jak miss świata i chyba mi się to
udało. Przeważnie większość facetów w klubach ślini się
na mój widok. Nie powiem, ale podoba mi się to. Takie właśnie
reakcje chciałam uzyskiwać u facetów, a nie inne. Nie chciałam,
aby patrzyli na mnie jak na jakiegoś biedaka i obgadywali za
plecami, że wyglądam jak pasztet. Skończyły się te czasy, gdy
zamiast iść z podniesioną głową prze ulicę, ja
miałam ją spuszczoną w dół. Koniec. Definitywny koniec takiego
życia. Skończyłam z tym sześć lat temu i od tamtego czasu staram
się nie doprowadzić do stanu w jakim byłam jeszcze kilka lat
wcześniej.
Liam
i jego koleżkowie doprowadzili do tego, że chciałam się zabić.
Tak, uprzykrzali mi życie na każdym kroku co nie było wcale miłe.
Taranowali mnie na korytarzach, rzucali we mnie jedzeniem na
stołówce, wyzywali mnie od świń i tak dalej. Nie potrafiłam się
wtedy bronić. Byłam słaba i mało pewna siebie, nie potrafiłam
zwrócić się też do innych o pomoc. Było mi z tym źle i pewnego
dnia sięgnęłam po tabletki nasenne mojej mamy. Połknęłam tylko
kilka białych pastylek i położyłam się do łóżka. Reszty nie
pamiętam. Obudziłam się w szpitalu przypięta do miliona rurek i
wtedy powiedziałam sobie: to koniec Lisa, nie możesz tak żyć, nie
tak powinno wyglądać twoje życie. I tak właśnie się stało.
Zaczęłam ostro ćwiczyć, przeszłam na dietę, mama przepisała
mnie do innej szkoły. Cieszyłam się z tego. Obserwowałam w
internecie życie Liama i jego paczki, ale głównie jego. Gdy
dowiedziałam się, że wyjechał na studia do Londynu kamień spadł
mi z serca, że w końcu nie będę obawiała się wyjść na miasto
bojąc się, że go spotkam.
Ale,
gdy rok temu dowiedziałam się, że chłopak wrócił do
Wolverhampton postanowiłam zniszczyć mu życie tak samo jak on
zrobił to mnie kilka lat wcześniej. Zbierałam o nim informacje,
wiedziałam o nim prawie że wszystko. Jako dobra policjantka śledcza
pracująca w tutejszej policji, udało mi się to wszystko zdobyć w
dość krótkim czasie. Co prawda zajęło mi to rok, ale za każdą
znalezioną nową informacją, moje nadzieje rosły na to że w końcu
będę mogła mu się odwdzięczyć za wszystkie krzywdy wyrządzone
mi w szkole.
Zaprzyjaźniłam
się nawet z jego kolegą po fachu – Alvinem McLewisem. To było
wszystko zaplanowane. Poza tym nawet polubiłam tego grubaska. Jest
sympatyczny, miły i nic nie wie o moim planie. Chce tylko, z resztą
tak jak i ja, zdemaskować miejscówki Liama i jego paczki, gdzie to
ciągle odbywają się nielegalne wyścigi samochodowe. Bo Liam też
mu kiedyś podpadł. Nie w szkole, ale trochę później.
Stałam
przed budynkiem firmy tego palanta dość długi czas. Zatarłam
dłonie w geście zwycięstwa i z uniesioną wysoko głową ruszyłam
przed siebie, na podbój świata. Zepsuty komputer to był tylko
pretekst, aby go bliżej poznać. To dopiero początek tego co
zamierzałam zrobić.
Perspektywa
Liama
Nie
wiem czy mi się zdawało, ale przez całe nasze spotkanie brunetka
ze mną flirtowała. Nawet mi się to podobało, ale nie
dawałem tego po sobie poznać. Nie chciałem, aby pomyślała że
lecę na jej tanią śpiewkę. Na szczęście miałem jej numer
telefonu i wiedziałem, gdzie mieszkała więc była
szansa, bym kiedyś do niej wpadł.
Żartuję,
tak tylko sobie marzę.
***
Wróciłem
do domu, było gdzieś po osiemnastej. Tak długo mi zeszło,
ponieważ próbowałem naprawić komputer brunetki. Próbowałem, to
naprawdę duże słowo. Starałem się coś z niego odzyskać, ale
już teraz wiem że nie będzie to takie proste jak wydawało mi się
na początku.
Gdy
przekroczyłem tylko próg mieszkania wiedziałem, że marzę tylko o
jednym – aby położyć się do łóżka i pooglądać telewizję.
Taka perspektywa spędzenia samotnego wieczoru wyglądała najlepiej.
Ewentualnie mógłbym zadzwonić do któregoś z chłopaków i
zapytać co dziś robią, ale pomyślałem że to będzie lekka
przesada, bo przecież każdy z nich ma swoje życie.
Zaświeciłem
światło w kuchni i pierwsze co zrobiłem, to otworzyłem lodówkę,
która świeciła pustkami, jak to zazwyczaj u mnie bywało.
Zabrałem
tylko kluczyki od samochodu ze stolika i narzucając na siebie
skórzaną kurtkę, wyszedłem z mieszkania.
Krążyłem
po okolicy szukając jakiegoś otwartego o tej porze baru bądź
knajpki, w której mógłbym zjeść jakiś pożywny posiłek. Ale
każda miejscówka albo była całkiem zapełniona albo po prostu
zamknięta. Dziwne, o tej porze zwłaszcza w taka parę roku jak ta,
powinni mieć otwarte. Przecież mają wtedy największy ruch i mogą
najwięcej zarobić.
Postanowiłem,
więc wyjechać nieco za miasto z nadzieją że tam coś znajdę.
Wciskając
gaz do do dechy ruszyłem do przodu. Mijałem jakieś stacje
benzynowe, które miały tylko w swojej ofercie podgrzewane hot-dogi.
Krzywiłem się na tę myśl. Chciałem zjeść coś konkretniejszego
i pożywnego.
W
pewnym momencie moim oczom ukazał się szyld małego baru stojącego
pomiędzy drzewami. Lokal nosił nazwę „Bar pod
drzewami”. Interesująca nazwa, pomyślałem sobie i
włączając kierunkowskaz wjechałem na parking.
Wysiadłem
z samochodu i ruszyłem w stronę drzwi.
Tylko
kilka osób zajmowało stoliki pod ścianą. Gdy wszedłem do środka
popatrzyli na mnie jak na jakiegoś zbira, zrobiło mi się trochę
niezręcznie, ale uniosłem głowę w górę i podszedłem do lady,
gdzie młoda blondynka czyściła właśnie szklanki. Gdy usiadłem
na jednym z wysokich barowych krzeseł, popatrzyła na mnie. Była
ubrana w czarny T-shirt oraz czarne krótkie spodenki. Jej oczy były
takiego koloru jak ocean, a włosy miała związane w wysokiego
kucyka. Jej szczery uśmiech sprawił, że wszystkie obawy które
czułem zaraz po przekroczeniu progu baru zniknęły.
-
Witam, w czym mogę pomóc? - zapytała odkładając kufel pod ladę.
Zauważyłem, że miała aparat ortodontyczny na zębach. Wyglądała
mi na dziewiętnaście, może dwadzieścia lat.
-
Macie może coś do jedzenia? - zapytałem nachylając się lekko w
jej stronę.
-
Jasne. Sałatki, mięska, kanapki. Co sobie pan życzy. - wzruszyła
ramionami uśmiechając się.
-
A co … - popatrzyłem na jej czarną koszulkę, na której był
przypięty identyfikator, z którego wynikało że dziewczyna ma na
imię Emily. - Proponujesz Emily? - zapytałem obracając między
palcami kluczyki od auta.
-
Sałatki są pyszne, robione przez naszego szefa kuchni kilka minut
przed podaniem. Do tego dodałabym bułeczkę francuską , która
jest rzecz jasna ciepła i może jakiś sok? Wyciskany z pomarańczy.
- zaproponowała. Jak mi to opowiadała, aż ślinka mi pociekła.
-
To poproszę w takim razie to wszystko, o czym właśnie mi
powiedziałaś. - uśmiechnąłem się do niej, a ona kiwnęła
głową.
-
Proszę sobie usiąść przy stoliku, a ja zaraz przyniosę posiłek.
- powiedziała wskazując dłonią za mnie i zniknęła na zapleczu.
Udałem
się w stronę stolika. Ściągnąłem kurtkę i wieszając ją na
oparciu krzesła, usiadłem na nim. Zacząłem rozglądać się po
wnętrzu lokalu. Naprawdę sympatyczne miejsce. Ktoś miał naprawdę
świetny pomysł, aby stworzyć takie przytulne miejsce do spędzania
wolnego czasu i nie tylko.
Ściany
pokrywała tapeta ze wzorem łąk w czasie wiosny. Duże lampy na
suficie dawały naprawdę dobre światło i rozświetlały całe
pomieszczenie. W rogu zauważyłem stół bilardowy, a obok niego
tarczę z rzutkami. Kiedyś, jako młody chłopak byłem w to niezły.
Myślę, że jakbym teraz spróbował spokojnie trafiłbym w sam
środek.
-
Proszę to pańskie zamówienie, smacznego. - Emily pojawiła się
obok mnie nie wiadomo skąd, kładąc przede mną tacę z jedzeniem.
Wyglądało apetycznie, a zapach świeżej i gorącej bułeczki
wywołał burczenie w moim brzuchu.
Podziękowałem
jej i gdy dziewczyna odeszła w stronę baru, zacząłem wcinać
posiłek. Wiedziałem, że ta moja dzisiejsza wycieczka nie poszła
na marne i znalazłem świetne miejsce do którego będę mógł
często przyjeżdżać, aby zjeść genialny posiłek.
W
czasie jedzenia przypomniałem sobie rozmowę z Lisą. Coś mi
świtało w głowie i tak myślę, że już kiedyś ją gdzieś
spotkałem. Pewne jest to, że spotkałem ją dwa razy: na wyścigach
oraz w klubie. Jej imię też mi coś mówiło, ale za cholerę nie
mogłem sobie przypomnieć gdzie ją spotkałem.
Wywarła
na mnie ogromny wpływ swoją postawą. Gdy tak rozmawialiśmy
dzisiaj, wydawała się naprawdę miłą osobę, ale coś czułem że
ma również coś niebezpiecznego w sobie. Jak to się mówi: cicha
woda brzegi rwie, prawda?
Posiedziałem
jeszcze chwilę w tym jakże uroczym i mającym w sobie magię
miejscu. Popijając świeży sok z pomarańczy z kostkami lodu
obserwowałem młodą parę siedzącą w rogu, po mojej prawej
stronie. Widać było po nich, że są w sobie zabójczo zakochani.
Chłopak patrzył na dziewczynę w taki sposób, jak kiedyś ja
patrzyłem na Annie.
Pamiętam
jak się poznaliśmy. Była zima, wybraliśmy się z chłopakami na
lodowisko. Wygłupialiśmy się jak to na nas przystało. Byliśmy
młodzi i nie panowaliśmy jeszcze nad swoimi czynami. Jedyne co
mieliśmy w głowie to jedna wielka zabawa.
I
gdy tak jeździliśmy ścigając się po całej powierzchni
lodowiska, wtedy ją zobaczyłem. Stała z koleżanką przy barierce.
Nawet pamiętam w co była ubrana. Czarna zimowa kurtka, biały
szalik, rękawiczki i czapka z bawełny. Wyglądała jak taki mały
miś w tej śmiesznej czapce z uszkami. Rozmawiała żywo z
koleżanką, niesamowicie przy tym gestykulując. Podjechałem
bliżej, aby przyjrzeć się jej z bliska. Starałem się robić to
tak, abym nie został przyłapanym na gorącym uczynku. I wtedy mój
kumpel – Niall, rzucił we mnie śnieżką. I oczywiście jak na
niego przystało nie trafił we mnie, a w nią. Zawsze miał
nietrafne cele, jeśli chodziło o tego typu zabawy. Śnieżka
trafiła dziewczynę prosto w twarz. Uderzenie było tak mocne, że
dziewczyna upadła na kolana na zimnym lodzie. Usłyszałem tylko za
sobą głośne przekleństwo Nialla i szybko podjechałem do niej.
Pomogłem jej się podnieść i wtedy to, po raz pierwszy na mnie
spojrzała. Jej oczy były tak zjawiskowo hipnotyzujące, że nie
mogłem oderwać od nich swojego wzroku. Pamiętam jak wybąkałem
jakieś przeprosiny, gdy dziewczyna usuwała resztki śniegu ze
swojej twarzy. Nawet z cieknącym śniegiem wyglądała przepięknie.
Pamiętam
jak się słodko uśmiechnęła. I wtedy wszystko się zaczęło.
Zaczęliśmy się spotykać, potem przerodziło się to w coś
poważniejszego, aż w końcu wyznaliśmy sobie miłość. Można
powiedzieć, że dzięki głupocie Nialla poznałem swoją pierwszą
i jedyną dziewczynę. Nasi znajomi mówili nam, że idealnie do
siebie pasujemy, że jesteśmy dla siebie stworzeni. Niestety, ale
tak nie było. Po kilku latach zaczęliśmy się kłócić
praktycznie o wszystko. Nie dogadywaliśmy się, potrafiliśmy
wyżywać się na sobie cały czas. Aż doszło między nami do
takiej kłótni, po której ona mnie zostawiła. Kilka miesięcy
później widziałem ją z jakimś chłopakiem, szli główną ulica
w mieście trzymając się za ręce i śmiejąc głośno. Może to
nie ja byłem jej pisany, a ona nie była moja drugą połówką.
Może gdzieś na tym świecie jest jeszcze jakaś kobieta, która
będzie potrafiła mnie naprawdę pokochać.
Nagle
moje wspomnienia uleciały, gdy do baru weszła znajoma mi już
brunetka. Włosy miała schowane pod czarna czapką z napisem: „fuck
it” na czole. Czyżby to było jej życiowe motto?
-
Cześć Emily. Nalej mi coś mocnego, bo mi zaraz głowę rozsadzi. -
powiedziała do kelnerki, gdy ta stała za barem.
Przyjrzałem
się jej dokładnie. Ubrana była w ciemne dżinsy, białą koszulkę
i czarną skórzaną kurtkę. Nie powiem, ale wyglądała naprawdę
apetycznie i każdy wolny facet w tym barze zwrócił ku niej swój
wzrok.
Dziewczyny
zaczęły ze sobą rozmawiać. Widać było, że bardzo dobrze się
znały, a nawet były lekko do siebie podobne.
Starałem
się nie zwracać na piękną brunetkę uwagi, ale nie dałem rady.
To było silniejsze ode mnie, dlatego pozostało mi tylko patrzeć na
nią z daleka.
W
końcu postanowiłem zabrać stamtąd swoje żałosne dupsko i wrócić
do domu. Najadłem się, teraz tylko łóżko i spać.
Gdy
wstałem od stolika moje krzesło narobiło niepotrzebnego hałasu,
więc głowy wszystkich zgromadzonych, łącznie z Lisą, odwróciły
się w moją stronę. Popatrzyłem na nią, a ona na mnie.
Uśmiechnęła się i podeszła bliżej.
-
No witam, witam. Znów się spotykamy. - zauważyła. Czy mi się
zdawało, czy zjechała mnie z góry do dołu?
-
Nasze drogi chyba lubią się spotkać. - powiedziałem lekko się
uśmiechając.
-
Zdecydowanie. Może to jakiś znak? - zapytała wzruszając
ramionami. Nie odpowiedziałem, bo co mogłem rzec? Że tak, super
się stało iż znów się spotykamy. Ale mam jedno zastrzeżenie,
chyba ty mnie prześladujesz. Wiem, wredne z mojej strony ale takie
miałem wrażenie. Gdziekolwiek się ruszałem, ona zawsze tam była.
Wyścigi, potem klub, zjawiła się nawet w mojej firmie, a teraz to.
Myślę, że to nie zbieg okoliczności, a coś co było zaplanowane.
Odchrząknęła,
gdy nic nie powiedziałem, po czym kontynuowała.
-
Fajnie było cię spotkać. - powiedziała i wróciła do baru.
Westchnąłem tylko zrezygnowany tym jak mnie potraktowała i kładąc
banknot na blacie odwróciłem się na pięcie i wyszedłem.
Zimny,
letni wiatr zawiał mi prosto w twarz. Otuliłem się ciaśniej
kurtką i naciskając guzik na pilocie otworzyłem samochód.
Wślizgnąłem się na miejsce kierowcy i zastanawiałem przez chwilę
kim może być ta tajemnicza Lisa Benson, której rzekomo jestem
znajomym i która w jakiś dziwny sposób mnie znała. Tyle, że ja
nie miałem bladego pojęcia skąd.
Nie moge doczekac sie kolejnego ! Dawaj Lis czadu :D
OdpowiedzUsuńLisa ma charakterek i to mi się podoba, więc czytam dalej :)
OdpowiedzUsuńFanka numero 1 ❤