Perspektywa
Liama
Pędziłem moim BMW przy prędkości 120 km/h. Uwielbiałem mieć wtedy otwarte okno i czuć jak zimny powiew letniego wiatru wypełnia wnętrze samochodu.
Pędziłem moim BMW przy prędkości 120 km/h. Uwielbiałem mieć wtedy otwarte okno i czuć jak zimny powiew letniego wiatru wypełnia wnętrze samochodu.
Ścigaliśmy
się z kumplami co najmniej dwa razy w tygodniu. Przynosiło nam to
ogromną radość pomieszaną z dawką adrenaliny.
Nie
baliśmy się, że ktoś nam coś zrobi. Ojciec Harry'ego był
policjantem w naszym mieście, więc wiedzieliśmy że nic nam nie
grozi.
Zazwyczaj
jeździliśmy nocą, gdy ruch na drogach był wyjątkowo mały.
Dochodziła
godzina 23, gdy młoda blondynka stała między moim, a Louisa autem
i wymachiwała białą chustą, która służyła za chorągiew.
Przyciskałem
stopę do gazu, aby mój samochód wydawał z siebie jak
najgłośniejsze dźwięki. Louis w tej swojej głupiej czapce z logo
jakiejś drużyny piłkarskiej szczerzył się do mnie jak idiota i
robił dokładnie to samo co ja. Tyle że jego samochodzik nie
dorównywał mojemu do pięt. Nie powiedziałem mu, że nieco go
ulepszyłem, aby móc wygrać dzisiejszy wyścig.
Starałem
się i ściskałem z całych sił moje dłonie na kierownicy, aby
maksymalnie się skupić i wygrać. Stawką były standardowo
pieniądze - duża kasa, a do tego wszystkiego dziewczyna na jedną
noc, wybrana wcześniej w klubie przez chłopaków.
Dzisiejszej
nocy miałem jeden cel – wygrać i potem się nieźle zabawić. Ale
wiedziałem, że najpierw muszę pokonać tego idiotę krzyczącego
teraz do mnie z sąsiedniego auta.
-
Ta laska będzie moja! - krzyknął wskazując na siebie z wysoko
uniesionymi brwiami.
-
Chyba w snach! - odkrzyknąłem zapinając dokładnie pas
bezpieczeństwa i wrzucając pierwszy bieg. Louis tylko zaśmiał się
z moich słów. Wiedziałem, że to ja wygram. Zawsze tak było i tym
razem nie mogłoby być inaczej.
Czekaliśmy
na ruch ręką blondynki i ruszyliśmy.
Na
początku pędziliśmy obok siebie z tą samą prędkością i
byliśmy tak samo dokładnie skupieni. Obojgu nam zależało na
wygranej, ale zwycięzca mógł być tylko jeden.
Co
chwila spoglądałem w prawo na Louisa. Był niewyobrażalnie
skupiony na tym co robił. Trzymał kierownicę mocno, jakby bał się
że ta zaraz może mu odpaść. Widziałem jaki był zdeterminowany
do wygranej, ale to ja mogłem skończyć ten wyścig na pierwszym
miejscu. Nikt inny.
Na
końcu naszej trasy był ostry zakręt. Oboje jechaliśmy rozpędzeni
do 100 km/h. Louis wyprzedzał mnie tylko kilka centymetrów. Przed
samym zakrętem nacisnąłem jeszcze bardziej pedał gazu, a moje BMW
wyskoczyło do przodu mijając samochód bruneta i wpadając w ostry
zakręt. Na szczęście udało mi się nad tym zapanować i kilka
sekund później jechałem już z powrotem ciesząc się jak dziecko,
że i tym razem wygram.
Zostało
mi jakieś pięć metrów do mety, gdy nagle obok mnie pojawiło się
jaskrawo czerwone Audi z silnikiem co najmniej 110 koni mechanicznych
i co najlepsze wyprzedziło mnie oraz wygrało. To było coś
niesamowitego. Trzeci zawodnik, o którym istnieniu do tej pory nie
miałem pojęcia wygrał z nami – profesjonalistami, którzy
ścigają się od kilku już lat i są naprawdę dobrzy w tym co
robią.
Zatrzymałem
się niedaleko ognistego przeciwnika i wysiadłem wkurzony z
samochodu. Duża grupka ludzi podbiegła do mnie gratulując mi,
zaszczytnego drugiego miejsca. Ale ja wcale się nie cieszyłem.
Byłem zły, bardzo zły na tego kogoś z czerwonego Audi i za to że
to on wygrał. Obcy ludzie podawali mi dłonie w geście gratulacji,
ale ja miałem ich gdzieś. Chciałem dowiedzieć się kim jest ten
nieznajomy i co on właściwie tutaj robił orazz skąd wiedział o
naszych wyścigach. Odepchnąłem kilkoro ludzi, którzy oczywiście
pokazali mi środkowe palce, ale nie przejmowałem się tym. Chciałem
jak najszybciej dojść do obcego osobnika i dowiedzieć się kim
jest.
Zaraz
obok mnie pojawił się Louis.
-
Stary to było świetne. Gratulacje. - pogratulował mi klepiąc mnie
po ramieniu. Odepchnąłem go. Moim celem był jeden osobnik stojący
niedaleko mnie, z dziwnym czarnym kaskiem na głowie i przyjmującym
gratulacje od innych. Kto w tych czasach tak się ubiera do wyścigów
samochodowych?
-
Nie wygrałem – oznajmiłem Louisowi szczerzącemu się do mnie jak
głupiemu do sera.
-
Co? Jak to nie wygrałeś? Przecież mnie wyminąłeś, a gdy ja
zbierałem się z zakrętu z którego wypadłem ty przejechałeś
metę jako pierwszy, prawda? - zapytał wytrącony z równowagi. -
Tak było? - dopytywał ponownie gdy nie odzywałem się. Stanąłem
naprzeciwko niego i patrzyłem na niego z góry.
-
On mnie przegonił. - wskazałem na osobnika stojącego za moimi
plecami.
-
On? - zapytał Louis. - Jesteś pewien, że to był on? A nie na
przykład ona? - dopytywał wskazując palcem za mną.
-
Co? - odwróciłem się szybko za siebie i dostrzegłem chudą
brunetkę trzymającą czarny kask pod pachą i przyjmującą
gratulacje od wszystkich obserwatorów naszego dzisiejszego wyścigu.
-
Ja chyba źle widzę. - mruknąłem sam do siebie.
-
Niezła jest. - zagwizdał Louis z uznaniem, gdy tajemnicza brunetka
potrząsnęła głową, a jej długie aż do pasa włosy pofalowały
na wietrze.
-
Zamknij się. - wycedziłem przez zęby ruszając w jej stronę.
Miałem zamiar dowiedzieć się kim ona do cholery jest i co tutaj
robi, a przede wszystkim jak dowiedziała się o naszych nocnych
wyścigach, bo przecież wiedzą o tym tylko zaprzyjaźnione osoby.
Zdeterminowany
szedłem w jej kierunku. Dziewczyna nie zdawała sobie sprawy z
powagi sytuacji, gdy zbliżałem się do niej.
-
Gratuluję wygranej. - zacząłem. Brunetka odwróciła się do mnie.
Jej brązowe oczy przeszyły mnie na wskroś, aż poczułem dreszcze
przechodzące mi po kręgosłupie.
-
Dziękuję. - odpowiedziała. Jej gładki, a zarazem mocny głos
powodował długie dreszcze przechodzące tym razem od kręgów
szyjnych, aż po sam dół kręgosłupa.
-
Wiesz, że to ja powinienem wygrać? - zapytałem krzyżując dłonie
na piersiach.
-
Tak? A wydawało mi się, że ten kto jest najsprytniejszy,
najszybszy i najambitniejszy. - odgryzła mi się, a osoby które
stały wokół nas zaczęły gwizdać i wtórować tajemniczej
brunetce.
-
Jaja sobie ze mnie robisz, prawda? Nie byłaś zaproszona, nikt nie
wiedział o tym, że zamierzasz się z nami ścigać. Poza tym takie
wyścigi są nielegalne. Nie boisz się, że ktoś z nas zadzwoni na
policje? - zapytałem z zadziorną miną i naprawdę serio. Nie bałem
się, że ktoś może na mnie zakablować. Obawiałem się co ona
zrobi, gdy doniesiemy to na policję.
-
Wiesz naprawdę mnie to nie obchodzi. Odgryzasz się na mnie, bo po
prostu byłam lepsza i tyle. Jesteś na mnie zły, a raczej na siebie
że pozwoliłeś wygrać dziewczynie. Cóż czasem tak się zdarza. -
odpowiedziała puszczając mi oczko i wsiadając do samochodu, po
czym głośno gazując odjechała zostawiając mnie samego ze swoimi
myślami dotyczącymi tego, czy jeszcze kiedykolwiek ją zobaczę.
***
Nazajutrz
obudziłem się obok młodej blondynki. Spędziłem upojną noc w jej
towarzystwie i było mi całkiem dobrze. Zapomniałem o przegranej,
zapomniałem o brunetce, jedyne co się dla mnie liczyło to aby
kiedyś taki wyścig powtórzyć i dać z siebie jeszcze więcej
procent niż ostatnim razem. Wiem, że to co pokazałem nie było do
końca dobre, bo stać mnie na naprawdę dużo.
Telefon
zaczął brzęczeć w kieszeni spodni. Wstałem szybko, nie chcąc
obudzić blondynki. Moim zamiarem było wyjść zanim ona się
obudzi, bo nie chciałem aby pomyślała sobie że coś mogę do niej
poczuć.
-
Czego? - warknąłem do słuchawki telefonu nie patrząc nawet na to
kto dzwoni.
-
Może trochę milej, co? - męski głos po drugiej strony odezwał
się z takim samym tonem jak mój.
-
Louis, czego ty ode mnie chcesz? Jest... - spojrzałem na zegarek
stojący obok mnie. - Siódma rano. Daj się człowiekowi wyspać. -
dodałem przecierając zaspane oczy. Ubrałem na siebie bokserki i
spodnie, po czym przeszedłem do łazienki.
-
Ciężka noc? - zapytał, a ja wyobraziłem sobie jak porusza
zabawnie swoimi brwiami, mając na myśli jedno.
– Można
tak powiedzieć. - odpowiedziałem opłukując twarz czystą wodą.
-
Mam propozycję dotyczącą dzisiejszego wieczoru. - odezwał się po
dłuższej chwili.
-
Boję się zapytać jaką.- odburknąłem przypominając sobie
ostatnią naszą imprezę w domu Nialla. Rozwaliliśmy wszystko,
dosłownie wszystko. Zamieniliśmy dom w najmniejszy pył. Rodzice
chłopaka, przyjeżdżając na drugi dzień musieli być nieźle
zdziwieni widząc swój dobytek doszczętnie zniszczony. Ale to
wszystko przez to, że zażyliśmy niezłe tabletki podnoszące
poziom adrenaliny we krwi.
-
Nie będzie aż tak tragicznie Li. Postanowiliśmy pójść do klubu,
no wiesz tego nowego co otworzyli w centrum. Piszesz się na to? -
zapytał, a ja przez chwilę pomyślałem, czy to aby najlepszy
pomysł, by wybierać się z nimi do klubu. Po chwili jednak
stwierdziłem, że pójdę. I tak nie mam nic do roboty, a zabawić
zawsze się mogę.
-
Wchodzę w to, ale błagam, żeby nie skończyło się tak jak
ostatnio dobra? - poprosiłem, a w słuchawce usłyszałem głośny
śmiech przyjaciela i zapewnienie że wszystko będzie dobrze i że
będziemy się świetnie bawić.
***
Po
wyjściu z mieszkania blondynki wsiadłem do samochodu i ruszyłem w
stronę swojego mieszkania. Dziewczyna zatrzymywała mnie prawie, że
klęcząc na kolanach i błagając o zostanie z nią. Ale ja miałem
jedną zasadę, której zawsze się trzymałem - aby nie zostawać z
innymi dziewczynami po upojnej nocy, tylko jak najszybciej stamtąd
znikać. Nie chciałem, aby pomyślały sobie, że coś może się
między nami pojawić. Ja nie wierzyłem w miłość, ani jakieś
beznadziejne związki. Dla mnie istniała tylko dobra zabawa z
różnymi partnerkami, a najlepiej aby one były piękne, zgrabne i
miały co nieco w odpowiednich miejscach na ciele.
Po
trzydziestu minutach znalazłem się już pod wejściem do domu.
Padałem z nóg, a jeśli miałem zamiar dziś pójść do klubu z
kumplami musiałem się nieco przespać. Tak, sen zdecydowanie był
mi najbardziej potrzebny w tym momencie.
Przywitałem
się z sąsiadem akurat wychodzącym na spacer z psem i pokonując po
dwa schody naraz wdrapałem się na trzecie piętro. Znalazłem
odpowiedni klucz i po chwili już siedziałem na kanapie w salonie.
Moje
mieszkanie nie różniło się niczym specjalnym. Było może
bardziej nowoczesne i widać, że mieszka tutaj samotny facet.
Pokazuje
ono także to, jaki mam charakter. Jestem nieco wybuchowy, więc
gdzieniegdzie, a mianowicie na ścianach w salonie powiesiłem obrazy
przedstawiające różne pozy kobiet, oczywiście nagich. W kuchni na
przykład pomalowałem jedną ścianę na czarno, co pokazuje że
jestem też szalony na tyle, aby w pomieszczeniu, w którym mam tylko
jedno okno pomalować ścianę na czarno.
Natomiast
moja sypialnia jest jednym z moich ulubionych pomieszczeń. Tutaj mam
wszystko. Od wszystkich kolorów na ścianach, kończąc na dywanach
z różnych stron świata i nie tylko.
Uwielbiam
własne mieszkanie, ponieważ pokazuje ono jaki jestem naprawdę i
nie muszę nikogo udawać, zwłaszcza przed samym sobą.
Rzuciłem
się na łóżko. Próbowałem zasnąć, ale w głowie cały czas
pojawiał mi się obraz młodej brunetki. Zastanawiałem się skąd
ona w ogóle się wzięła w naszym sekretnym miejscu. Jak już
wcześniej wspominałem wiedzą o nim tylko zaprzyjaźnione naszej
piątce osoby i nikt poza nimi. Więc to by oznaczało, że albo ktoś
z naszej paczki jej o tym powiedział, albo ktoś z zaprzyjaźnionych
osób. Tyle razy prosiliśmy, aby nikomu się nie wygadać na ten
temat. Woleliśmy, aby to zostało między nami i aby nikt więcej
się o tym nie dowiedział.
Ale
jak widzę nie można ufać niektórym osobom, ponieważ można się
na nich nieźle przejechać.
Przeleżałem
cały dzień w łóżku. Nie chciało mi się nawet wstać, aby
zrobić sobie coś do jedzenia. Ostatecznie zamówiłem pizzę i
zjadłem ją siedząc na podłodze w salonie oglądając wiadomości.
Godzinę
przed wyjściem poszedłem pod prysznic. Ukąpany, pachnący i
ogolony z ręcznikiem owiniętym na biodrach przeszedłem do salonu.
Telewizor ciągle grał.
Pogłośniłem
nieco bardziej i ruszyłem do sypialni, aby się przebrać. Chciałem
słyszeć wszystko co mówił prezenter.
W
pewnym momencie, gdy zapinałem czarne spodnie usłyszałem coś, co
wytrąciło mnie z równowagi. Na bosaka pobiegłem do salonu,
znalazłem pilot i pogłośniłem jeszcze bardziej.
Młody
prezenter mówił z ożywieniem o tym co stało się poprzedniej
nocy.
-
Jesteśmy z ekipą na miejscu pościgu - wskazał za siebie na
miejsce, gdzie jeszcze wczoraj w nocy się ścigaliśmy. - To tutaj
poprzedniej nocy zostały rozegrane nielegalne wyścigi samochodowe.
- wskazał na miejsce pod obok swoich nóg, gdzie widniały czarne
ślady z opon samochodowych. - Nie wiemy jeszcze dokładnie co miały
one na celu, ale możemy zapewnić że dowiemy się jako pierwsi, a
państwu przekażemy to jak najszybciej się da. Dla wiadomości
Spot, Michael Smith.
-
Kurwa mać! - krzyknąłem głośno, gdy na ekranie pojawiły się
reklamy.
Ciągnąc
się za włosy chodziłem po pokoju zastanawiając się kto mógł
się wygadać na temat naszej sekretnej kryjówki. Tak, to była
nasza trasa, którą się ścigaliśmy i poprzedniej nocy to my
organizowaliśmy wyścigi.
Wiedziałem,
że musiał być to ktoś zaprzyjaźniony z nami. Ktoś kto dobrze
nas znał, ale też ktoś któremu ufaliśmy bezgranicznie.
***
-
To nie ja, chłopaki przysięgam na swoje życie. To nie ja! - Alvin,
nasz kolega i organizator wszelakich imprez w zaprzyjaźnionym gronie
tłumaczył się, że to nie on nasłał policję i telewizję na
nasze sekretne miejsce.
-
To kto? - zapytałem wkurzony szarpiąc go za kołnierzyk obciachowej
koszuli w kwiatki.
Znajdowaliśmy
się w klubie, na dwudziestym trzecim piętrze budynku, w którym jak
kiedyś sądziłem, odbywały się najlepsze imprezy. Cała nasza
piątka naskoczyła na biednego Alvina. Ale zaraz, zaraz on wcale nie
był biedny. Leżał na jednej z czerwonych kanap, w mniej
zaludnionym miejscu i wył z bólu.
-
Nie wiem chłopaki, naprawdę nie mam pojęcia kto to mógł zrobić.
Ale to nie byłem ja, przysięgam. - z ręką na sercu zapewniał
nas, że to nie on jest temu winien. Ja wiedziałem co innego,
podejrzewałem że chłopak mógł dać komuś cynk i ten ktoś
anonimowo zakablował na nas policji.
-
Przecież gdybyśmy zostali tam dłużej, o jakieś trzydzieści
minut, psy przyłapały by nas na gorącym uczynku. I teraz zamiast
siedzieć tutaj i dobrze się bawić, siedzielibyśmy w celi. -
zauważył Harry. Widziałem jaki był zły, jak nozdrza jego nosa
poruszały się w górę i w dół. Pot pojawił się na jego czole
sygnalizując, że chłopak naprawdę się zdenerwował.
-
Harry ma rację - przyznał Zayn siedzący do tej pory cicho. -
Przecież gdyby nas przyłapali nie stalibyśmy teraz, tutaj całą
paczką. - przyznał rację brunet.
-
Ja was naprawdę przepraszam chłopaki, ale uwierzcie mi ja nikomu
się nie wygadałem. Nawet nie pomyślałbym, aby z kimkolwiek się
kontaktować w tych sprawach. - zajęczał swoim piskliwym głosikiem
Alvin. Nie chciało mi się go już słuchać, na samą myśl o tym
że chłopak miał się odezwać robiło mi się niedobrze.
-
Dobra, dajcie spokój. Chodźmy się pobawić, nie bawiliśmy się
odkąd... - Louis zawiesił się na moment dokonując w głowie
obliczeń. - Ostatnim razem tutaj byliśmy. - dokończył drapiąc
się po czole, ale za chwilę uśmiechnął się do nas. Musiałem,
choć nie chciałem, przyznać mu rację. Nie pamiętam kiedy ostatni
raz spędziliśmy czas w swojej grupie oczywiście oprócz momentów,
gdy się ścigaliśmy.
-
Już raz ci zaufaliśmy, a ty to spieprzyłeś. Jeśli dowiem się,
że to ty na nas zakablowałeś jesteś martwy. - Niall zagroził
Alvinowi, który teraz sikał w gacie ze strachu. Przyglądałem mu
się przez chwilę jak odchodziliśmy w stronę swojego stolika i coś
mi mignęło na twarzy bruneta. Jakby zadowolenie, że tak
zareagowaliśmy. Jakby chciał pokazać samemu sobie, że też
potrafi coś rozpracować. I w tamtym momencie do mnie dotarło, że
to Alvin maczał w tym swoje grube paluszki. Że to on, na sto
procent musiał na nas donieść telewizyjnym hienom i nie tylko.
Chyba, że kogoś do tego wynajął?
Perspektywa
Lisy
Głośne
odgłosy odbijających się stóp Alvina od ziemi, mogłam usłyszeć
na samej górze tego klubu. Jęki, westchnięcia mojego grubego
przyjaciela doprowadzały mnie już do szału. Mówiłam mu, żeby
trochę schudł. Wtedy nie miałby takich problemów z robieniem
czegokolwiek, ale on stwierdził że nie. Że świetnie czuje się w
swoim ciele i nie chce nic zmieniać. Do czasu, pomyślałam sobie.
Moja
przyjaźń z Alvinem zaczęła się dość nietypowo, ponieważ
poznaliśmy się po raz pierwszy w damskiej toalecie. Gdy to Alvin
przechodził trudny okres w swoim życiu. Zachowywał się jak
kobieta, dosłownie. Chodził do damskich toalet, używał damskich
kosmetyków, nawet golił sobie nogi, co dla mnie było okropne. Nie
wiedziałam wtedy, jak mam mu pomóc przebrnąć przez ten trudny dla
niego okres. Nie chciał chodzić do żadnych lekarzy, twierdził że
nic mu nie jest i czuje się dobrze. Cóż, dla mnie to tak nie
wyglądało. W końcu postanowiłam, że muszę mu pomóc. Na siłę,
razem z moim byłym chłopakiem, zabraliśmy go do specjalnej
kliniki. Trzy miesiące terapii i mój Alvin powrócił do świata
żywych i normalnych (w miarę) ludzi.
Później,
trzy lata temu, jak dostałam swoją pracę w policji, a dokładniej
w biurze śledczym, wkręciłam Alvina. Czułam, że chłopak ma
smykałkę do tego i że nadaje się do takiej roboty. Jest sumienny,
odpowiedzialny i pracowity, a także potrafi dochować sekretów.
Wiedziałam, że nadaje się do tej roboty idealnie.
Akurat
stałam na wysokim podeście, gdzie znajdował się duży stolik i
duża kanapa. Widziałam wszystko to co działo się na dole, na
parkiecie. Był to idealny widok, do obserwowania ich. Piątki
kumpli, z którymi łączyła mnie nieprzyjemna przeszłość i przez
których chciałam odebrać sobie życie. A w szczególności przez
takiego jednego. Traktują go jako lidera, a on sam siebie jako boga,
który ma nad wszystkim i wszystkimi przewagę. Zawsze zastanawiało
mnie jedno - dlaczego w każdej grupie przyjaciół jest tak zwany
lider. W jaki sposób się go wybiera oraz dlaczego? Nigdy nie
potrafiłam tego rozgryźć.
Liama
poznałam w szkole. Zawsze chodził środkiem korytarza, z wysoko
uniesioną głową i z czwórką kumpli za nim. Zawsze wyglądało
tak samo. Dziewczyny mdlały na jego widok, a niektóre nawet
zrobiłyby wszystko, aby Liam tylko na nie spojrzał.
Od
dwóch lat zbierałam informacje na jego temat. Wszystko to co,
wyczytałam w internecie, gazetach, na portalach społecznościowych,
zapisywałam sobie aby później mieć dowody oraz jak najwięcej
informacji na jego temat. Udało mi się to, ponieważ potrafiłam
powiedzieć, gdzie się znajduje w danym momencie oraz co robi i z
kim.
I
wtedy go zauważyłam. Dreszcz przeszedł po moim kręgosłupie, a
wspomnienia sprzed kilku lat zaczęły napływać do mojego umysłu.
Szedł
pewnym krokiem, a za nim ciągnęła się jego banda. Piątka
najlepszych kumpli jeszcze za czasów szkoły, a pośród nich on.
Ten, który zniszczył mi życie i jeszcze za to nie przeprosił. Ale
ja będę czekać i obserwować każdy jego krok, każde nawet
najmniejsze posunięcie i wszystko to będę zapamiętywać, po czym
zaatakuję w najmniej oczekiwanym dla niego momencie. A wtedy, gdy
wygram, powiem sobie, że było warto się poświęcić, aby potem
widzieć minę tego frajera.
-
Przez ciebie dostało mi się w zęby. - jęknął Alvin podchodząc
do mnie bliżej. Wiedziałam, że idzie, słychać go było bardzo
wyraźnie.
-
Widocznie ci się należało. - zadrwiłam.
-
To nie jest śmieszne. Nieźle mnie poturbowali, a ty mi za to
zapłacisz. - odburknął wycierając ciągle lecącą krew z nosa.
-
Przestań ciągle narzekać. Jak rozpracuję tą sprawę odpalę ci
dziesięć procent z wypłaty. - zaśmiałam się klepiąc go po
ramieniu.
-
Myślałem, że za to co dla ciebie robię dostanę ciut więcej. -
powiedział pocierając palec wskazujący i kciuk.
-
Oj daj spokój Al, tak się tylko z tobą droczę. Dostaniesz o wiele
więcej. - poklepałam go mocniej. - Dostaniesz tyle, że spokojnie
starczy ci na operację nosa i nie tylko. - mrugnęłam do niego
okiem i odwracając się na pięcie, ruszyłam w stronę schodów
prowadzących na salę.
-
Nie chcesz dowiedzieć się czego się dowiedziałem od nich? -
zapytał zdziwiony i lekko poirytowany.
-
Później Al, teraz mam ochotę zatańczyć. - wyjaśniłam posyłając
mu całusa i kierując się w stronę schodów, a następnie parkietu
na którym już kilkadziesiąt spoconych ciał ocierało się o
siebie w dość dwuznacznym tańcu. Obciągnęłam swoją czarną i
nieco przy krótkawą sukienkę w dół, a długie i ciemne włosy
przełożyłam na jedno ramię.
Zaczęłam
się poruszać w takim samym tempie, jak inne osoby ruszające się
obok mnie, a po chwili cały świat przestał dla mnie istnieć.
Perspektywa
Liama
W
końcu doszliśmy do naszego stolika. Trochę to trwało, bo niezły
tłum zebrał się dziś w klubie, aby się zabawić. Między nimi
byliśmy my - piątka najlepszych kumpli z dzieciństwa, z czterema
dziewczynami przy boku każdego z moich kumpli. Ja nie
przyprowadziłem nikogo, nie miałem takiego zamiaru. Dobrze mi było,
gdy byłem sam. Nie chciałem ciągle wysłuchiwać nad swoją głową,
że nie powinienem robić tego, albo nie powinienem pić tego. Jestem
dorosły i nikt nie będzie mi mówił co mogę robić, a czego nie
powinienem.
Przyznam,
że przez myśl przeleciała mi pewna myśl, aby zabrać tą ładną
blondynkę ze sobą, tą z którą spędziłem ostatnią noc. Ale
niestety nie miałem do niej ani numeru telefonu, ale też nie
chciałem aby sobie pomyślała, że może coś między nami być.
Nie
to żebym nie chciał mieć kogoś przy boku, kogoś kogo mógłbym
rozpieszczać, kogoś przy kim mógłbym się budzić każdego ranka,
kogoś o kogo mógłbym dbać. Nie o to chodzi. Ja po prostu nie
potrafię kochać, to jest moja główna wada. Nie jestem taki od
zawsze. Od mojego ostatniego związku, w którym byłem cztery lata,
minęło sporo czasu.
Miałem
wtedy dwadzieścia lat. Teraz jestem dojrzalszy i wybieram sobie
partnerki, tak aby to one mnie się podobały z wyglądu, a nie z
charakteru jak to było z Nancy.
Od
tamtej pory stałem się skorupą, nie człowiekiem. Moje serce
zamarzło i od trzech lat nie wiem jak je odmrozić, ani jak
spowodować aby wróciło do tego samego stanu co było kilka lat
wcześniej.
Albo
może nie chcę? Nie chcę by znów ktoś mnie zranił, jak to
zrobiła panna N.
Odtrącam
dziewczyny na każdym kroku, gdy tylko jakąś spotkam. Godzę się
spędzać z nimi noc, ale tylko na tyle mnie stać. Nie jestem w
stanie nic innego im zaofiarować, nie potrafię...
-
Stary co ty taki nie swój dziś jesteś? - zapytał Harry siedzący
obok mnie po prawej stronie. Obok niego siedziała jego dziewczyna
Beth, z którą był już dwa lata.
-
Wydaje ci się. Idę po drinki, chce ktoś? - zapytałem wstając od
stolika. Ściągnąłem swoją skórzaną kurtkę i przerzuciłem ją
przez oparcie krzesła. Zebrałem zamówienia od przyjaciół i
ruszyłem do baru. Przeciskając się przez tłum ludzi w końcu
udało mi się tam dotrzeć. Zamówiłem dziewięć kolorowych
drinków, a do tego dzban piwa.
Czekając
na swoje zamówienie odwróciłem się w stronę parkietu i
obserwowałem tłum tańczących i dobrze bawiących się ludzi.
Oparłem łokcie na blacie baru i stukając nogą w rytm muzyki
obserwowałem wszystkich.
Uśmiechałem
się do siebie widząc niektórych już lekko pijanych facetów, jak
próbowali zaimponować obcym dziewczynom. Tak się starali, aż w
końcu ochrona musiała wyprowadzić ich z klubu.
To
zaszaleliście panowie, pomyślałem sobie. W pewnym momencie moje
oczy natknęły na piękną postać. Wysoką, szczupłą brunetkę
tańczącą samotnie pośród kilkudziesięciu ludzi. Poruszała
zgrabnie biodrami, aż moje serce zabiło mocniej. Starałem patrzeć
gdzie indziej, ale to nic nie dawało. Moje oczy ciągle powracały
do niej. Ubrana była w czarną obcisłą sukienkę. A gdy tylko
podnosiła ręce do góry sukienka się unosiła. Śmiałem się z
jej poczynań, bo za każdym uniesieniem rąk, dziewczyna poprawiała
kieckę ciągnąc ją w dół.
Przekomicznie
to wyglądało. Oglądałem się dookoła siebie, aby zorientować
się czy ktoś mi się nie przygląda. Na szczęście nic takiego nie
miało miejsca. Cieszyłem się, bo jakby ktoś zobaczył mnie teraz
stojącego i obserwującego piękną brunetkę pomyślałby sobie –
co to za pedofil?
-
Twoje zamówienia. - krzyknął barman za mną klepiąc mnie w ramię.
Zostałem przez niego sprowadzony na ziemię i oderwany od fantazji,
w której brunetka grała pierwszą i najważniejszą rolę.
-
Dzięki. - odpowiedziałem mu podając banknot. - Zaczekaj! -
zawołałem za nim, gdy się oddalał.
-
Tak? - wrócił do mnie i czekał, aż coś z siebie wyduszę. Już
miałem mu powiedzieć, że to nic ważnego ale pomyślałem sobie,
że raz kozie śmierć i należy zaryzykować.
-
Znasz może tą brunetkę w czarnej sukience? - zapytałem go
wskazując na dziewczynę bujającą biodrami w rytm wolniejszej
piosenki.
-
Nie za bardzo, ale często tutaj przychodzi. - odpowiedział
wycierając białą ścierką szklankę.
-
Dzięki. - podziękowałem. Tak myślałem że niczego się od niego
nie dowiem, ale zawsze dobrze było zaryzykować.
-
Posłuchaj! - krzyknął za mną, gdy już zabierałem swój tyłek
spod baru. Odwróciłem się do niego przodem i czekałem aż coś
powie. - Może sam do niej zagadaj. Sam bym tak zrobił, ale jestem
już zajęty. - powiedział pokazując swoją dłoń, na której
widniała złota obrączka.
-
Dzięki. - przyznałem uśmiechając się sztucznie do barmana, który
zaśmiał się zapewne z mojej miny.
Mam
do niej zagadać? Po moim trupie. Ta dziewczyna to za wysokie schody
jak na moje stopy, pomyślałem.
Jest
bardzo atrakcyjna i przyciąga wzrok innych facetów w tym klubie,
ale ja nie jestem na tyle odważny w stosunku do kobiet, aby do niej
ot tak zagadać. Musiałby stać się jakiś cud, abym odważył się
do niej coś powiedzieć. Może jak wypiję kilka drinków odwaga
nagle mnie najdzie, ale teraz wolę trochę na nią popatrzeć i
pomarzyć, że jest moja...
-
No w końcu. - Louis rzucił się na mnie, a raczej na tace z
drinkami którą trzymałem w dłoniach.
-
Coś ci długo zeszło. - zauważył Zayn, gdy usiadłem ze szklanką
piwa obok niego.
-
Barman miał dużo zamówień. - skłamałem. Nie mogłem przyznać
się im, że obserwowałem tajemniczą brunetkę. Na razie muszę
rozpracować jak tajemnicza ma na imię. Nie wiem jak to zrobię, ale
wiem że muszę się jakoś tego dowiedzieć.
_________________
Pierwszy
rozdział już jest, trochę go zmieniłam. Perspektywa Lisy nie
będzie już w trzeciej osobie, a pierwszej. Ponieważ też chcę
pokazać co dziewczyna odczuwa w pewnych momentach.
Mam
nadzieję, że się Wam spodobał ten rozdział. Następny może
jutro, a może w środę. Zobaczę jak będę się czuć po ośmiu
godzinach pracy i ciągłego biegania po fabryce :)
Trzymajcie
kciuki, aby moje nogi to przetrzymały!
Przypominam
o zakładce informowani po prawej stronie, a także
hasztagu na twitterze #innaffpl
Buziaki!
Slabe tu wifi ale wkoncu skonczylam czytac ! Tesknilam za inna :( zabieram sie za kolejny rozdzial :*
OdpowiedzUsuńHuhu dopiero pierwszy rozdział a tu się już tyle dzieje. Liam jako bad boy? I like it ❤
OdpowiedzUsuńFanka numero 1 ❤