poniedziałek, 6 lipca 2015

Rozdział 1

Perspektywa Liama


Pędziłem moim BMW przy prędkości 120 km/h. Uwielbiałem mieć wtedy otwarte okno i czuć jak zimny powiew letniego wiatru wypełnia wnętrze samochodu.
Ścigaliśmy się z kumplami co najmniej dwa razy w tygodniu. Przynosiło nam to ogromną radość pomieszaną z dawką adrenaliny.
Nie baliśmy się, że ktoś nam coś zrobi. Ojciec Harry'ego był policjantem w naszym mieście, więc wiedzieliśmy że nic nam nie grozi.
Zazwyczaj jeździliśmy nocą, gdy ruch na drogach był wyjątkowo mały.
Dochodziła godzina 23, gdy młoda blondynka stała między moim, a Louisa autem i wymachiwała białą chustą, która służyła za chorągiew.
Przyciskałem stopę do gazu, aby mój samochód wydawał z siebie jak najgłośniejsze dźwięki. Louis w tej swojej głupiej czapce z logo jakiejś drużyny piłkarskiej szczerzył się do mnie jak idiota i robił dokładnie to samo co ja. Tyle że jego samochodzik nie dorównywał mojemu do pięt. Nie powiedziałem mu, że nieco go ulepszyłem, aby móc wygrać dzisiejszy wyścig.
Starałem się i ściskałem z całych sił moje dłonie na kierownicy, aby maksymalnie się skupić i wygrać. Stawką były standardowo pieniądze - duża kasa, a do tego wszystkiego dziewczyna na jedną noc, wybrana wcześniej w klubie przez chłopaków.
Dzisiejszej nocy miałem jeden cel – wygrać i potem się nieźle zabawić. Ale wiedziałem, że najpierw muszę pokonać tego idiotę krzyczącego teraz do mnie z sąsiedniego auta.
- Ta laska będzie moja! - krzyknął wskazując na siebie z wysoko uniesionymi brwiami.
- Chyba w snach! - odkrzyknąłem zapinając dokładnie pas bezpieczeństwa i wrzucając pierwszy bieg. Louis tylko zaśmiał się z moich słów. Wiedziałem, że to ja wygram. Zawsze tak było i tym razem nie mogłoby być inaczej.
Czekaliśmy na ruch ręką blondynki i ruszyliśmy.
Na początku pędziliśmy obok siebie z tą samą prędkością i byliśmy tak samo dokładnie skupieni. Obojgu nam zależało na wygranej, ale zwycięzca mógł być tylko jeden.
Co chwila spoglądałem w prawo na Louisa. Był niewyobrażalnie skupiony na tym co robił. Trzymał kierownicę mocno, jakby bał się że ta zaraz może mu odpaść. Widziałem jaki był zdeterminowany do wygranej, ale to ja mogłem skończyć ten wyścig na pierwszym miejscu. Nikt inny.
Na końcu naszej trasy był ostry zakręt. Oboje jechaliśmy rozpędzeni do 100 km/h. Louis wyprzedzał mnie tylko kilka centymetrów. Przed samym zakrętem nacisnąłem jeszcze bardziej pedał gazu, a moje BMW wyskoczyło do przodu mijając samochód bruneta i wpadając w ostry zakręt. Na szczęście udało mi się nad tym zapanować i kilka sekund później jechałem już z powrotem ciesząc się jak dziecko, że i tym razem wygram.
Zostało mi jakieś pięć metrów do mety, gdy nagle obok mnie pojawiło się jaskrawo czerwone Audi z silnikiem co najmniej 110 koni mechanicznych i co najlepsze wyprzedziło mnie oraz wygrało. To było coś niesamowitego. Trzeci zawodnik, o którym istnieniu do tej pory nie miałem pojęcia wygrał z nami – profesjonalistami, którzy ścigają się od kilku już lat i są naprawdę dobrzy w tym co robią.
Zatrzymałem się niedaleko ognistego przeciwnika i wysiadłem wkurzony z samochodu. Duża grupka ludzi podbiegła do mnie gratulując mi, zaszczytnego drugiego miejsca. Ale ja wcale się nie cieszyłem. Byłem zły, bardzo zły na tego kogoś z czerwonego Audi i za to że to on wygrał. Obcy ludzie podawali mi dłonie w geście gratulacji, ale ja miałem ich gdzieś. Chciałem dowiedzieć się kim jest ten nieznajomy i co on właściwie tutaj robił orazz skąd wiedział o naszych wyścigach. Odepchnąłem kilkoro ludzi, którzy oczywiście pokazali mi środkowe palce, ale nie przejmowałem się tym. Chciałem jak najszybciej dojść do obcego osobnika i dowiedzieć się kim jest.
Zaraz obok mnie pojawił się Louis.
- Stary to było świetne. Gratulacje. - pogratulował mi klepiąc mnie po ramieniu. Odepchnąłem go. Moim celem był jeden osobnik stojący niedaleko mnie, z dziwnym czarnym kaskiem na głowie i przyjmującym gratulacje od innych. Kto w tych czasach tak się ubiera do wyścigów samochodowych?
- Nie wygrałem – oznajmiłem Louisowi szczerzącemu się do mnie jak głupiemu do sera.
- Co? Jak to nie wygrałeś? Przecież mnie wyminąłeś, a gdy ja zbierałem się z zakrętu z którego wypadłem ty przejechałeś metę jako pierwszy, prawda? - zapytał wytrącony z równowagi. - Tak było? - dopytywał ponownie gdy nie odzywałem się. Stanąłem naprzeciwko niego i patrzyłem na niego z góry.
- On mnie przegonił. - wskazałem na osobnika stojącego za moimi plecami.
- On? - zapytał Louis. - Jesteś pewien, że to był on? A nie na przykład ona? - dopytywał wskazując palcem za mną.
- Co? - odwróciłem się szybko za siebie i dostrzegłem chudą brunetkę trzymającą czarny kask pod pachą i przyjmującą gratulacje od wszystkich obserwatorów naszego dzisiejszego wyścigu.
- Ja chyba źle widzę. - mruknąłem sam do siebie.
- Niezła jest. - zagwizdał Louis z uznaniem, gdy tajemnicza brunetka potrząsnęła głową, a jej długie aż do pasa włosy pofalowały na wietrze.
- Zamknij się. - wycedziłem przez zęby ruszając w jej stronę. Miałem zamiar dowiedzieć się kim ona do cholery jest i co tutaj robi, a przede wszystkim jak dowiedziała się o naszych nocnych wyścigach, bo przecież wiedzą o tym tylko zaprzyjaźnione osoby.
Zdeterminowany szedłem w jej kierunku. Dziewczyna nie zdawała sobie sprawy z powagi sytuacji, gdy zbliżałem się do niej.
- Gratuluję wygranej. - zacząłem. Brunetka odwróciła się do mnie. Jej brązowe oczy przeszyły mnie na wskroś, aż poczułem dreszcze przechodzące mi po kręgosłupie.
- Dziękuję. - odpowiedziała. Jej gładki, a zarazem mocny głos powodował długie dreszcze przechodzące tym razem od kręgów szyjnych, aż po sam dół kręgosłupa.
- Wiesz, że to ja powinienem wygrać? - zapytałem krzyżując dłonie na piersiach.
- Tak? A wydawało mi się, że ten kto jest najsprytniejszy, najszybszy i najambitniejszy. - odgryzła mi się, a osoby które stały wokół nas zaczęły gwizdać i wtórować tajemniczej brunetce.
- Jaja sobie ze mnie robisz, prawda? Nie byłaś zaproszona, nikt nie wiedział o tym, że zamierzasz się z nami ścigać. Poza tym takie wyścigi są nielegalne. Nie boisz się, że ktoś z nas zadzwoni na policje? - zapytałem z zadziorną miną i naprawdę serio. Nie bałem się, że ktoś może na mnie zakablować. Obawiałem się co ona zrobi, gdy doniesiemy to na policję.
- Wiesz naprawdę mnie to nie obchodzi. Odgryzasz się na mnie, bo po prostu byłam lepsza i tyle. Jesteś na mnie zły, a raczej na siebie że pozwoliłeś wygrać dziewczynie. Cóż czasem tak się zdarza. - odpowiedziała puszczając mi oczko i wsiadając do samochodu, po czym głośno gazując odjechała zostawiając mnie samego ze swoimi myślami dotyczącymi tego, czy jeszcze kiedykolwiek ją zobaczę.

***

Nazajutrz obudziłem się obok młodej blondynki. Spędziłem upojną noc w jej towarzystwie i było mi całkiem dobrze. Zapomniałem o przegranej, zapomniałem o brunetce, jedyne co się dla mnie liczyło to aby kiedyś taki wyścig powtórzyć i dać z siebie jeszcze więcej procent niż ostatnim razem. Wiem, że to co pokazałem nie było do końca dobre, bo stać mnie na naprawdę dużo.
Telefon zaczął brzęczeć w kieszeni spodni. Wstałem szybko, nie chcąc obudzić blondynki. Moim zamiarem było wyjść zanim ona się obudzi, bo nie chciałem aby pomyślała sobie że coś mogę do niej poczuć.
- Czego? - warknąłem do słuchawki telefonu nie patrząc nawet na to kto dzwoni.
- Może trochę milej, co? - męski głos po drugiej strony odezwał się z takim samym tonem jak mój.
- Louis, czego ty ode mnie chcesz? Jest... - spojrzałem na zegarek stojący obok mnie. - Siódma rano. Daj się człowiekowi wyspać. - dodałem przecierając zaspane oczy. Ubrałem na siebie bokserki i spodnie, po czym przeszedłem do łazienki.
- Ciężka noc? - zapytał, a ja wyobraziłem sobie jak porusza zabawnie swoimi brwiami, mając na myśli jedno.
– Można tak powiedzieć. - odpowiedziałem opłukując twarz czystą wodą.
- Mam propozycję dotyczącą dzisiejszego wieczoru. - odezwał się po dłuższej chwili.
- Boję się zapytać jaką.- odburknąłem przypominając sobie ostatnią naszą imprezę w domu Nialla. Rozwaliliśmy wszystko, dosłownie wszystko. Zamieniliśmy dom w najmniejszy pył. Rodzice chłopaka, przyjeżdżając na drugi dzień musieli być nieźle zdziwieni widząc swój dobytek doszczętnie zniszczony. Ale to wszystko przez to, że zażyliśmy niezłe tabletki podnoszące poziom adrenaliny we krwi.
- Nie będzie aż tak tragicznie Li. Postanowiliśmy pójść do klubu, no wiesz tego nowego co otworzyli w centrum. Piszesz się na to? - zapytał, a ja przez chwilę pomyślałem, czy to aby najlepszy pomysł, by wybierać się z nimi do klubu. Po chwili jednak stwierdziłem, że pójdę. I tak nie mam nic do roboty, a zabawić zawsze się mogę.
- Wchodzę w to, ale błagam, żeby nie skończyło się tak jak ostatnio dobra? - poprosiłem, a w słuchawce usłyszałem głośny śmiech przyjaciela i zapewnienie że wszystko będzie dobrze i że będziemy się świetnie bawić.

***

Po wyjściu z mieszkania blondynki wsiadłem do samochodu i ruszyłem w stronę swojego mieszkania. Dziewczyna zatrzymywała mnie prawie, że klęcząc na kolanach i błagając o zostanie z nią. Ale ja miałem jedną zasadę, której zawsze się trzymałem - aby nie zostawać z innymi dziewczynami po upojnej nocy, tylko jak najszybciej stamtąd znikać. Nie chciałem, aby pomyślały sobie, że coś może się między nami pojawić. Ja nie wierzyłem w miłość, ani jakieś beznadziejne związki. Dla mnie istniała tylko dobra zabawa z różnymi partnerkami, a najlepiej aby one były piękne, zgrabne i miały co nieco w odpowiednich miejscach na ciele.
Po trzydziestu minutach znalazłem się już pod wejściem do domu. Padałem z nóg, a jeśli miałem zamiar dziś pójść do klubu z kumplami musiałem się nieco przespać. Tak, sen zdecydowanie był mi najbardziej potrzebny w tym momencie.
Przywitałem się z sąsiadem akurat wychodzącym na spacer z psem i pokonując po dwa schody naraz wdrapałem się na trzecie piętro. Znalazłem odpowiedni klucz i po chwili już siedziałem na kanapie w salonie.
Moje mieszkanie nie różniło się niczym specjalnym. Było może bardziej nowoczesne i widać, że mieszka tutaj samotny facet.
Pokazuje ono także to, jaki mam charakter. Jestem nieco wybuchowy, więc gdzieniegdzie, a mianowicie na ścianach w salonie powiesiłem obrazy przedstawiające różne pozy kobiet, oczywiście nagich. W kuchni na przykład pomalowałem jedną ścianę na czarno, co pokazuje że jestem też szalony na tyle, aby w pomieszczeniu, w którym mam tylko jedno okno pomalować ścianę na czarno.
Natomiast moja sypialnia jest jednym z moich ulubionych pomieszczeń. Tutaj mam wszystko. Od wszystkich kolorów na ścianach, kończąc na dywanach z różnych stron świata i nie tylko.
Uwielbiam własne mieszkanie, ponieważ pokazuje ono jaki jestem naprawdę i nie muszę nikogo udawać, zwłaszcza przed samym sobą.
Rzuciłem się na łóżko. Próbowałem zasnąć, ale w głowie cały czas pojawiał mi się obraz młodej brunetki. Zastanawiałem się skąd ona w ogóle się wzięła w naszym sekretnym miejscu. Jak już wcześniej wspominałem wiedzą o nim tylko zaprzyjaźnione naszej piątce osoby i nikt poza nimi. Więc to by oznaczało, że albo ktoś z naszej paczki jej o tym powiedział, albo ktoś z zaprzyjaźnionych osób. Tyle razy prosiliśmy, aby nikomu się nie wygadać na ten temat. Woleliśmy, aby to zostało między nami i aby nikt więcej się o tym nie dowiedział.
Ale jak widzę nie można ufać niektórym osobom, ponieważ można się na nich nieźle przejechać.
Przeleżałem cały dzień w łóżku. Nie chciało mi się nawet wstać, aby zrobić sobie coś do jedzenia. Ostatecznie zamówiłem pizzę i zjadłem ją siedząc na podłodze w salonie oglądając wiadomości.
Godzinę przed wyjściem poszedłem pod prysznic. Ukąpany, pachnący i ogolony z ręcznikiem owiniętym na biodrach przeszedłem do salonu. Telewizor ciągle grał.
Pogłośniłem nieco bardziej i ruszyłem do sypialni, aby się przebrać. Chciałem słyszeć wszystko co mówił prezenter.
W pewnym momencie, gdy zapinałem czarne spodnie usłyszałem coś, co wytrąciło mnie z równowagi. Na bosaka pobiegłem do salonu, znalazłem pilot i pogłośniłem jeszcze bardziej.
Młody prezenter mówił z ożywieniem o tym co stało się poprzedniej nocy.
- Jesteśmy z ekipą na miejscu pościgu - wskazał za siebie na miejsce, gdzie jeszcze wczoraj w nocy się ścigaliśmy. - To tutaj poprzedniej nocy zostały rozegrane nielegalne wyścigi samochodowe. - wskazał na miejsce pod obok swoich nóg, gdzie widniały czarne ślady z opon samochodowych. - Nie wiemy jeszcze dokładnie co miały one na celu, ale możemy zapewnić że dowiemy się jako pierwsi, a państwu przekażemy to jak najszybciej się da. Dla wiadomości Spot, Michael Smith.
- Kurwa mać! - krzyknąłem głośno, gdy na ekranie pojawiły się reklamy.
Ciągnąc się za włosy chodziłem po pokoju zastanawiając się kto mógł się wygadać na temat naszej sekretnej kryjówki. Tak, to była nasza trasa, którą się ścigaliśmy i poprzedniej nocy to my organizowaliśmy wyścigi.
Wiedziałem, że musiał być to ktoś zaprzyjaźniony z nami. Ktoś kto dobrze nas znał, ale też ktoś któremu ufaliśmy bezgranicznie.

***

- To nie ja, chłopaki przysięgam na swoje życie. To nie ja! - Alvin, nasz kolega i organizator wszelakich imprez w zaprzyjaźnionym gronie tłumaczył się, że to nie on nasłał policję i telewizję na nasze sekretne miejsce.
- To kto? - zapytałem wkurzony szarpiąc go za kołnierzyk obciachowej koszuli w kwiatki.
Znajdowaliśmy się w klubie, na dwudziestym trzecim piętrze budynku, w którym jak kiedyś sądziłem, odbywały się najlepsze imprezy. Cała nasza piątka naskoczyła na biednego Alvina. Ale zaraz, zaraz on wcale nie był biedny. Leżał na jednej z czerwonych kanap, w mniej zaludnionym miejscu i wył z bólu.
- Nie wiem chłopaki, naprawdę nie mam pojęcia kto to mógł zrobić. Ale to nie byłem ja, przysięgam. - z ręką na sercu zapewniał nas, że to nie on jest temu winien. Ja wiedziałem co innego, podejrzewałem że chłopak mógł dać komuś cynk i ten ktoś anonimowo zakablował na nas policji.
- Przecież gdybyśmy zostali tam dłużej, o jakieś trzydzieści minut, psy przyłapały by nas na gorącym uczynku. I teraz zamiast siedzieć tutaj i dobrze się bawić, siedzielibyśmy w celi. - zauważył Harry. Widziałem jaki był zły, jak nozdrza jego nosa poruszały się w górę i w dół. Pot pojawił się na jego czole sygnalizując, że chłopak naprawdę się zdenerwował.
- Harry ma rację - przyznał Zayn siedzący do tej pory cicho. - Przecież gdyby nas przyłapali nie stalibyśmy teraz, tutaj całą paczką. - przyznał rację brunet.
- Ja was naprawdę przepraszam chłopaki, ale uwierzcie mi ja nikomu się nie wygadałem. Nawet nie pomyślałbym, aby z kimkolwiek się kontaktować w tych sprawach. - zajęczał swoim piskliwym głosikiem Alvin. Nie chciało mi się go już słuchać, na samą myśl o tym że chłopak miał się odezwać robiło mi się niedobrze.
- Dobra, dajcie spokój. Chodźmy się pobawić, nie bawiliśmy się odkąd... - Louis zawiesił się na moment dokonując w głowie obliczeń. - Ostatnim razem tutaj byliśmy. - dokończył drapiąc się po czole, ale za chwilę uśmiechnął się do nas. Musiałem, choć nie chciałem, przyznać mu rację. Nie pamiętam kiedy ostatni raz spędziliśmy czas w swojej grupie oczywiście oprócz momentów, gdy się ścigaliśmy.
- Już raz ci zaufaliśmy, a ty to spieprzyłeś. Jeśli dowiem się, że to ty na nas zakablowałeś jesteś martwy. - Niall zagroził Alvinowi, który teraz sikał w gacie ze strachu. Przyglądałem mu się przez chwilę jak odchodziliśmy w stronę swojego stolika i coś mi mignęło na twarzy bruneta. Jakby zadowolenie, że tak zareagowaliśmy. Jakby chciał pokazać samemu sobie, że też potrafi coś rozpracować. I w tamtym momencie do mnie dotarło, że to Alvin maczał w tym swoje grube paluszki. Że to on, na sto procent musiał na nas donieść telewizyjnym hienom i nie tylko. Chyba, że kogoś do tego wynajął?


Perspektywa Lisy


Głośne odgłosy odbijających się stóp Alvina od ziemi, mogłam usłyszeć na samej górze tego klubu. Jęki, westchnięcia mojego grubego przyjaciela doprowadzały mnie już do szału. Mówiłam mu, żeby trochę schudł. Wtedy nie miałby takich problemów z robieniem czegokolwiek, ale on stwierdził że nie. Że świetnie czuje się w swoim ciele i nie chce nic zmieniać. Do czasu, pomyślałam sobie.
Moja przyjaźń z Alvinem zaczęła się dość nietypowo, ponieważ poznaliśmy się po raz pierwszy w damskiej toalecie. Gdy to Alvin przechodził trudny okres w swoim życiu. Zachowywał się jak kobieta, dosłownie. Chodził do damskich toalet, używał damskich kosmetyków, nawet golił sobie nogi, co dla mnie było okropne. Nie wiedziałam wtedy, jak mam mu pomóc przebrnąć przez ten trudny dla niego okres. Nie chciał chodzić do żadnych lekarzy, twierdził że nic mu nie jest i czuje się dobrze. Cóż, dla mnie to tak nie wyglądało. W końcu postanowiłam, że muszę mu pomóc. Na siłę, razem z moim byłym chłopakiem, zabraliśmy go do specjalnej kliniki. Trzy miesiące terapii i mój Alvin powrócił do świata żywych i normalnych (w miarę) ludzi.
Później, trzy lata temu, jak dostałam swoją pracę w policji, a dokładniej w biurze śledczym, wkręciłam Alvina. Czułam, że chłopak ma smykałkę do tego i że nadaje się do takiej roboty. Jest sumienny, odpowiedzialny i pracowity, a także potrafi dochować sekretów. Wiedziałam, że nadaje się do tej roboty idealnie.
Akurat stałam na wysokim podeście, gdzie znajdował się duży stolik i duża kanapa. Widziałam wszystko to co działo się na dole, na parkiecie. Był to idealny widok, do obserwowania ich. Piątki kumpli, z którymi łączyła mnie nieprzyjemna przeszłość i przez których chciałam odebrać sobie życie. A w szczególności przez takiego jednego. Traktują go jako lidera, a on sam siebie jako boga, który ma nad wszystkim i wszystkimi przewagę. Zawsze zastanawiało mnie jedno - dlaczego w każdej grupie przyjaciół jest tak zwany lider. W jaki sposób się go wybiera oraz dlaczego? Nigdy nie potrafiłam tego rozgryźć.
Liama poznałam w szkole. Zawsze chodził środkiem korytarza, z wysoko uniesioną głową i z czwórką kumpli za nim. Zawsze wyglądało tak samo. Dziewczyny mdlały na jego widok, a niektóre nawet zrobiłyby wszystko, aby Liam tylko na nie spojrzał.
Od dwóch lat zbierałam informacje na jego temat. Wszystko to co, wyczytałam w internecie, gazetach, na portalach społecznościowych, zapisywałam sobie aby później mieć dowody oraz jak najwięcej informacji na jego temat. Udało mi się to, ponieważ potrafiłam powiedzieć, gdzie się znajduje w danym momencie oraz co robi i z kim.
I wtedy go zauważyłam. Dreszcz przeszedł po moim kręgosłupie, a wspomnienia sprzed kilku lat zaczęły napływać do mojego umysłu.
Szedł pewnym krokiem, a za nim ciągnęła się jego banda. Piątka najlepszych kumpli jeszcze za czasów szkoły, a pośród nich on. Ten, który zniszczył mi życie i jeszcze za to nie przeprosił. Ale ja będę czekać i obserwować każdy jego krok, każde nawet najmniejsze posunięcie i wszystko to będę zapamiętywać, po czym zaatakuję w najmniej oczekiwanym dla niego momencie. A wtedy, gdy wygram, powiem sobie, że było warto się poświęcić, aby potem widzieć minę tego frajera.
- Przez ciebie dostało mi się w zęby. - jęknął Alvin podchodząc do mnie bliżej. Wiedziałam, że idzie, słychać go było bardzo wyraźnie.
- Widocznie ci się należało. - zadrwiłam.
- To nie jest śmieszne. Nieźle mnie poturbowali, a ty mi za to zapłacisz. - odburknął wycierając ciągle lecącą krew z nosa.
- Przestań ciągle narzekać. Jak rozpracuję tą sprawę odpalę ci dziesięć procent z wypłaty. - zaśmiałam się klepiąc go po ramieniu.
- Myślałem, że za to co dla ciebie robię dostanę ciut więcej. - powiedział pocierając palec wskazujący i kciuk.
- Oj daj spokój Al, tak się tylko z tobą droczę. Dostaniesz o wiele więcej. - poklepałam go mocniej. - Dostaniesz tyle, że spokojnie starczy ci na operację nosa i nie tylko. - mrugnęłam do niego okiem i odwracając się na pięcie, ruszyłam w stronę schodów prowadzących na salę.
- Nie chcesz dowiedzieć się czego się dowiedziałem od nich? - zapytał zdziwiony i lekko poirytowany.
- Później Al, teraz mam ochotę zatańczyć. - wyjaśniłam posyłając mu całusa i kierując się w stronę schodów, a następnie parkietu na którym już kilkadziesiąt spoconych ciał ocierało się o siebie w dość dwuznacznym tańcu. Obciągnęłam swoją czarną i nieco przy krótkawą sukienkę w dół, a długie i ciemne włosy przełożyłam na jedno ramię.
Zaczęłam się poruszać w takim samym tempie, jak inne osoby ruszające się obok mnie, a po chwili cały świat przestał dla mnie istnieć.


Perspektywa Liama

W końcu doszliśmy do naszego stolika. Trochę to trwało, bo niezły tłum zebrał się dziś w klubie, aby się zabawić. Między nimi byliśmy my - piątka najlepszych kumpli z dzieciństwa, z czterema dziewczynami przy boku każdego z moich kumpli. Ja nie przyprowadziłem nikogo, nie miałem takiego zamiaru. Dobrze mi było, gdy byłem sam. Nie chciałem ciągle wysłuchiwać nad swoją głową, że nie powinienem robić tego, albo nie powinienem pić tego. Jestem dorosły i nikt nie będzie mi mówił co mogę robić, a czego nie powinienem.
Przyznam, że przez myśl przeleciała mi pewna myśl, aby zabrać tą ładną blondynkę ze sobą, tą z którą spędziłem ostatnią noc. Ale niestety nie miałem do niej ani numeru telefonu, ale też nie chciałem aby sobie pomyślała, że może coś między nami być.
Nie to żebym nie chciał mieć kogoś przy boku, kogoś kogo mógłbym rozpieszczać, kogoś przy kim mógłbym się budzić każdego ranka, kogoś o kogo mógłbym dbać. Nie o to chodzi. Ja po prostu nie potrafię kochać, to jest moja główna wada. Nie jestem taki od zawsze. Od mojego ostatniego związku, w którym byłem cztery lata, minęło sporo czasu.
Miałem wtedy dwadzieścia lat. Teraz jestem dojrzalszy i wybieram sobie partnerki, tak aby to one mnie się podobały z wyglądu, a nie z charakteru jak to było z Nancy.
Od tamtej pory stałem się skorupą, nie człowiekiem. Moje serce zamarzło i od trzech lat nie wiem jak je odmrozić, ani jak spowodować aby wróciło do tego samego stanu co było kilka lat wcześniej.
Albo może nie chcę? Nie chcę by znów ktoś mnie zranił, jak to zrobiła panna N.
Odtrącam dziewczyny na każdym kroku, gdy tylko jakąś spotkam. Godzę się spędzać z nimi noc, ale tylko na tyle mnie stać. Nie jestem w stanie nic innego im zaofiarować, nie potrafię...
- Stary co ty taki nie swój dziś jesteś? - zapytał Harry siedzący obok mnie po prawej stronie. Obok niego siedziała jego dziewczyna Beth, z którą był już dwa lata.
- Wydaje ci się. Idę po drinki, chce ktoś? - zapytałem wstając od stolika. Ściągnąłem swoją skórzaną kurtkę i przerzuciłem ją przez oparcie krzesła. Zebrałem zamówienia od przyjaciół i ruszyłem do baru. Przeciskając się przez tłum ludzi w końcu udało mi się tam dotrzeć. Zamówiłem dziewięć kolorowych drinków, a do tego dzban piwa.
Czekając na swoje zamówienie odwróciłem się w stronę parkietu i obserwowałem tłum tańczących i dobrze bawiących się ludzi. Oparłem łokcie na blacie baru i stukając nogą w rytm muzyki obserwowałem wszystkich.
Uśmiechałem się do siebie widząc niektórych już lekko pijanych facetów, jak próbowali zaimponować obcym dziewczynom. Tak się starali, aż w końcu ochrona musiała wyprowadzić ich z klubu.
To zaszaleliście panowie, pomyślałem sobie. W pewnym momencie moje oczy natknęły na piękną postać. Wysoką, szczupłą brunetkę tańczącą samotnie pośród kilkudziesięciu ludzi. Poruszała zgrabnie biodrami, aż moje serce zabiło mocniej. Starałem patrzeć gdzie indziej, ale to nic nie dawało. Moje oczy ciągle powracały do niej. Ubrana była w czarną obcisłą sukienkę. A gdy tylko podnosiła ręce do góry sukienka się unosiła. Śmiałem się z jej poczynań, bo za każdym uniesieniem rąk, dziewczyna poprawiała kieckę ciągnąc ją w dół.
Przekomicznie to wyglądało. Oglądałem się dookoła siebie, aby zorientować się czy ktoś mi się nie przygląda. Na szczęście nic takiego nie miało miejsca. Cieszyłem się, bo jakby ktoś zobaczył mnie teraz stojącego i obserwującego piękną brunetkę pomyślałby sobie – co to za pedofil?
- Twoje zamówienia. - krzyknął barman za mną klepiąc mnie w ramię. Zostałem przez niego sprowadzony na ziemię i oderwany od fantazji, w której brunetka grała pierwszą i najważniejszą rolę.
- Dzięki. - odpowiedziałem mu podając banknot. - Zaczekaj! - zawołałem za nim, gdy się oddalał.
- Tak? - wrócił do mnie i czekał, aż coś z siebie wyduszę. Już miałem mu powiedzieć, że to nic ważnego ale pomyślałem sobie, że raz kozie śmierć i należy zaryzykować.
- Znasz może tą brunetkę w czarnej sukience? - zapytałem go wskazując na dziewczynę bujającą biodrami w rytm wolniejszej piosenki.
- Nie za bardzo, ale często tutaj przychodzi. - odpowiedział wycierając białą ścierką szklankę.
- Dzięki. - podziękowałem. Tak myślałem że niczego się od niego nie dowiem, ale zawsze dobrze było zaryzykować.
- Posłuchaj! - krzyknął za mną, gdy już zabierałem swój tyłek spod baru. Odwróciłem się do niego przodem i czekałem aż coś powie. - Może sam do niej zagadaj. Sam bym tak zrobił, ale jestem już zajęty. - powiedział pokazując swoją dłoń, na której widniała złota obrączka.
- Dzięki. - przyznałem uśmiechając się sztucznie do barmana, który zaśmiał się zapewne z mojej miny.
Mam do niej zagadać? Po moim trupie. Ta dziewczyna to za wysokie schody jak na moje stopy, pomyślałem.
Jest bardzo atrakcyjna i przyciąga wzrok innych facetów w tym klubie, ale ja nie jestem na tyle odważny w stosunku do kobiet, aby do niej ot tak zagadać. Musiałby stać się jakiś cud, abym odważył się do niej coś powiedzieć. Może jak wypiję kilka drinków odwaga nagle mnie najdzie, ale teraz wolę trochę na nią popatrzeć i pomarzyć, że jest moja...
- No w końcu. - Louis rzucił się na mnie, a raczej na tace z drinkami którą trzymałem w dłoniach.
- Coś ci długo zeszło. - zauważył Zayn, gdy usiadłem ze szklanką piwa obok niego.
- Barman miał dużo zamówień. - skłamałem. Nie mogłem przyznać się im, że obserwowałem tajemniczą brunetkę. Na razie muszę rozpracować jak tajemnicza ma na imię. Nie wiem jak to zrobię, ale wiem że muszę się jakoś tego dowiedzieć.

_________________
Pierwszy rozdział już jest, trochę go zmieniłam. Perspektywa Lisy nie będzie już w trzeciej osobie, a pierwszej. Ponieważ też chcę pokazać co dziewczyna odczuwa w pewnych momentach.
Mam nadzieję, że się Wam spodobał ten rozdział. Następny może jutro, a może w środę. Zobaczę jak będę się czuć po ośmiu godzinach pracy i ciągłego biegania po fabryce :)
Trzymajcie kciuki, aby moje nogi to przetrzymały!
Przypominam o zakładce informowani po prawej stronie, a także hasztagu na twitterze #innaffpl

Buziaki!

2 komentarze:

  1. Slabe tu wifi ale wkoncu skonczylam czytac ! Tesknilam za inna :( zabieram sie za kolejny rozdzial :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Huhu dopiero pierwszy rozdział a tu się już tyle dzieje. Liam jako bad boy? I like it ❤

    Fanka numero 1 ❤

    OdpowiedzUsuń