Perspektywa
Liama
Rozciągnąłem
zmęczone mięśnie i rozejrzałem się dookoła siebie. Szklanka z
wodą stała na stoliku obok kanapy, więc wziąłem szybki łyk.
Założyłem czarne spodnie, które w nocy zdjąłem, ponieważ było
mi za gorąco i ruszyłem w stronę kuchni. Nagle, gdy tylko zrobiłem
krok przed siebie coś przykuło moją uwagę. Długie nogi,
plątanina brązowych włosów i pidżama z Myszką Mickey.
-
Lisa! - krzyknąłem głośno podbiegając do niej szybko i upadając
obok jej ciała na kolana. Uniosłem je głowę i położyłem sobie
na kolanach.
Tak
bardzo mi jej brakowało przez ten cały czas, tak bardzo za nią
tęskniłem, ta bardzo ją kochałem że nie wyobrażałem sobie bez
niej życia. Chciałem być zawsze przy niej, pocieszać ją gdy
nadejdzie taka potrzeba, być zabójczo zazdrosny o byle co, zasypiać
i budzić się obok niej codziennie, być po prostu blisko niej. Nie
wyobrażałem sobie, aby było inaczej i aby tym kimś był inny
facet. To miałem być ja i tylko ja.
-
Lisa skarbie, proszę obudź się. - zacząłem do niej mówić,
lekko uderzając ją w policzki, aby ją ocucić, ale nie chciała
się wybudzić. Zauważyłem, że jest strasznie blada i schudła od
ostatniego czasu, gdy po raz ostatni ją widziałem.
-
Co tu się dzieje? - pani Benson, gdy tylko zeszła na dół w
zielonym szlafroku, od razu wiedziała co się stało.
-
Boże Lisa, skarbie. - przykucnęła obok nas biorąc rękę jej
córki w swoje chude dłonie. Popatrzyła na mnie.
-
Zemdlała. - oznajmiłem.
-
Szybko, połóż ją na kanapie, a ja przyniosę wody. - oznajmiła
mi i uciekła do kuchni. Wziąłem Lisę na ręce i zaniosłem ją w
stronę kanapy. Przytuliła się do mnie mocno, a ja objąłem ją
jeszcze mocniej i przytuliłem do swojej klatki piersiowej.
Uśmiechnąłem się pod nosem, gdy wyszeptała.
-
Nie zostawiaj mnie.
To
jedno zdanie napawało mnie taką nadzieję, że może być lepiej.
Że będzie lepiej między nami.
-
Proszę. - mama Lisy wręczyła mi szklankę z wodą i przysiadła
obok nóg Lisy. Wzięła jedną jej dłoń w swoje obie i lekko
ucisnęła. Po chwili dziewczyna otworzyła oczy.
Była
lekko zdezorientowana, popatrzyła najpierw na swoją mamę, na
twarzy której widniała troska i zdenerwowanie, po chwili je oczy
ujrzały mnie. Nie powiem, aby była zadowolona widząc mnie w jej
domu, ale nic nie powiedziała. Patrzyła tylko na mnie z jakimś
dziwnym nieznanym mi uczuciem wymalowanym na twarzy. Zdziwienie?
Zaskoczenie? Złość? Nie miałem pojęcia po prostu była taka
dziwna, nic nie mówiła. Zastanawiałem się nawet czy by już nie
pójść stamtąd, ale wtedy przemówiła. Jej głos był taki
schrypnięty, w ogóle nie podobny do jej słodkiego głosiku, którym
zawsze mówiła.
-
Co się stało? - zapytała biorąc ode mnie szklankę z wodą i
upijając mały łyk.
-
Zemdlałaś skarbie. - jej mama ubiegła mnie odpowiadając na jej
pytanie. Dziewczyna posłała matce wymuszony uśmiech, w ogóle nie
patrząc w moją stronę.
-
Ja chyba już pojadę. - oznajmiłem wstając na równe nogi.
-
Może zostaniesz na śniadanie? - zapytała mama Lisy, gdy ruszyłem
w stronę korytarza, gdzie zostawiłem swoje buty.
-
To nie jest najlepszy pomysł. - odpowiedziałem posyłając kobiecie
uśmiech. Nie chciałem, aby myślała że się na nią gniewam. Po
prostu widziałem po minie i spojrzeniu Lisy, że nie była za bardzo
zadowolona widząc mnie w swoim domu o tak wczesnej porze. A cała
moja pewność siebie z dnia wczorajszego gdzieś uleciała.
-
Zostań proszę. Tyle dla nas zrobiłeś, że teraz tak głupio abyś
od razu pojechał. - poprosiła jeszcze raz stając naprzeciwko mnie.
Widziałem coś w jej oczach, jakby iskierkę nadziei że jednak jej
córka zgodzi się ze mną porozmawiać i da sobie coś wytłumaczyć.
Niestety ja byłem innego zdania. Jestem przegrany u Lisy po ostatnie
dni mojego życia.
-
Zostań. - zakomunikowała Lisa wychodząc na korytarz. - Zostań
proszę. - powtórzyła patrząc mi przy tym prosto w oczy.
Skanowałem jej ciało od góry do dołu podziwiając zgrabne nogi i
jej piękne oczy. Nie wiedziałem czym sobie zasłużyłem na uwagę
tej pięknej istoty, ale wiedziałem że gdy się zgodzę mogę się
tego dowiedzieć.
W
czasie śniadania Lisa wyglądała i zachowywała się inaczej. Nie
tylko wobec mnie, ale ogólnie. Nie odzywała się w ogóle,
skończyła posiłek i dziękując cicho zniknęła na górze.
-
Zrozum ją, nie jest jej łatwo. - odezwała się jej mama, gdy
zostaliśmy sami.
-
Co ma pani przez to na myśli? - zapytałem marszcząc czoło.
Popatrzyłem na kobietę nie rozumiejąc jej słów skierowanych do
mnie w tamtym momencie.
-
Jest w c…
-
Idziemy? - zapytała Lisa wchodząc do kuchni i przerywając swojej
mamie w połowie zdania.
Popatrzyłem
na nią uśmiechając się lekko, gdy ta miała wzrok utkwiony w
ścianie za mną.
Kiwnąłem
tylko głową, po czym wstając wyszedłem z kuchni za dziewczyną i
skierowaliśmy się w stronę drzwi.
Szliśmy
obok siebie milcząc. Nie wiedziałem gdzie ona mnie prowadzi.
Okolica była wyjątkowo cicha, gdzieniegdzie ktoś wychodził z domu
po gazetę, inny żegnał się z żoną pocałunkiem, wsiadał do
samochodu. Też chciałbym tak kiedyś mieć. Wychodzić z domu do
pracy, być czyimś mężem, opiekować się własną żoną.
Kiedyś,
jeszcze kilka lat wcześniej nie myślałem, że będę potrafił tak
myśleć. Ba! Nie myślałem, że będę potrafił kogoś kochać.
Wiem, że to może wydawać się komuś nieprawdopodobne, ale
zmieniłem się. Największe zmiany w sobie widzę ja sam. Jestem
zadowolony, że moje życie potoczyło się w tym kierunku. Zawsze
starałem się być dla innych dobry, wiem że nie zawsze mi to
wychodziło, ale przynajmniej próbowałem.
Lisa
skręciła w lewo, gdzie przed nami pojawił się mały park z placem
zabaw dla dzieci, drewnianymi ławkami oraz mnóstwem drzew, pod
którymi można się schować i odpocząć. Lisa zaprowadziła nas na
plac zabaw. Zauważyłem jak ściąga swoje buty, wchodzi na piasek i
siada na jednej z huśtawek. Nie mogłem wyjść z podziwu, że ta
dziewczyna zachowuje się tak swobodnie, że jest taka normalna, ale
zarazem inna. Inna niż wszystkie dziewczyny, z którymi byłem do
tej pory, inna od wszystkich dziewczyn na całym świecie.
-
Po co tutaj przyjechałeś? - zapytała mnie, gdy zająłem miejsce
na huśtawce obok niej. Nie patrzyła na mnie, wzrok utkwiła w
miejscu przed sobą.
-
Musiałem dowiedzieć się co się z tobą dzieje. Starałem się jak
mogłem, aby cię znaleźć i w końcu, z pomocą niektórych ludzi
mi się to udało. - posłałem jej uśmiech, gdy odwróciła głowę
w moją stronę. Na jej twarzy widniał grymas niezadowolenia. Bez
makijażu wyglądała o wiele lepiej niż w nim.
-
Niepotrzebnie. - oznajmiła mi znów patrząc w coś przed sobą.
-
Jak to niepotrzebnie? - zapytałem marszcząc brwi. Nie rozumiałem
jej zachowania w tym momencie. Starałem się jak mogłem, aby ją
znaleźć a teraz ona ma mnie gdzieś?
-
Ja i tak nie chcę na ciebie patrzeć Liam, więc jedynym idealnym
rozwiązaniem w tej sytuacji będzie jak sobie już pójdziesz.
Niepotrzebnie tracisz na mnie swój jakże cenny czas. - wyrzuciła
ręce w górę starając się nadać jej wypowiedzi trochę
dramatyzmu.
-
Mój, jak to nazwałaś cenny czas pragnę spędzić z tobą, bo cie
kocham.
W
końcu jej to powiedziałem. Dziewczyna zachłysnęła się
powietrzem i odwróciła twarz w moją stronę. Patrzyła na mnie z
niedowierzaniem i szeroko otwartymi oczami.
-
Przepraszam, ale co?! Kochasz mnie? - dopytywała kręcąc głową.
Kiwnąłem głową dając znak, że to prawda.
-
Nie wiem, jak to się stało, ale nie mogę przestać o tobie myśleć.
Jesteś dla mnie idealna Lisa. Nie ma drugiej takiej, po prostu cię
kocham. Wiem, że wydaje ci się to trochę tandetne i żałosne, ale
proszę cię uwierz mi. - kleknąłem przed nią, złapałem jej
zimne dłonie w swoje i patrzyłam na jej twarz spuszczoną w dół.
Palcem wskazującym podniosłem jej podbródek w górę i zauważyłem,
że ona płacze. Nie wiedziałem tylko dlaczego. Czy moje wyznanie,
było aż tak beznadzieje, że ona przez to się popłakała? Czy
może… może…. Może ona czuje do mnie to samo?
-
Dlaczego akurat ja Liam? Dlaczego nie inna dziewczyna? - pytała
przez łzy spływające jej po policzkach.
-
Bo jesteś idealna, mądra, zaradna, pracowita. Kocham cię po
prostu. - zaśmiałem się cicho. Przecież to był oczywista
oczywistość, a ona się jeszcze pytała dlaczego akurat ona.
-
Nie jestem odpowiednią kobietą dla ciebie Liam. - wypowiedziała to
zdanie na wydechu poważnym, stanowczym tonem patrząc mi dodatkowo
przy tym w oczy. - Znajdź sobie inną. - dodała odpychając moje
dłonie i wstając z huśtawki. Zaczęła iść w stronę wyjścia z
parku.
-
Lisa, ale ja nie chcę innej! - krzyknąłem za nią. Stałem w
miejscu, a ona była już praktycznie przy samej bramie. Zatrzymała
się słysząc moje słowa i spuściła głowę w dół. Zauważyłem
jak młoda kobieta siada właśnie na jednej z ławek stojących
nieopodal mnie. Ciemny wózek stał obok niej, zapewne miała w nim
dziecko. Przypatrywała się nam ze zdziwieniem. Zapewne nie
spodziewała się nikogo o tej porze w parku.
-
Chcę ciebie i tylko ciebie. Dla mnie jesteś idealna, kocham cię! -
krzyczałem za nią. Miałem gdzieś jak w tym momencie wyglądam,
miałem gdzieś że ktoś może na mnie patrzeć, liczyła się dla
mnie tylko Lisa.
-
Ale ja nie jestem idealna. - szepnęła, gdy podszedłem bliżej
niej. Stanąłem naprzeciwko i uniosłem jej podbródek w górę.
Nasze oczy się spotkały, a ja posłałem jej delikatny uśmiech.
-
Dla mnie jesteś, Zawsze byłaś, tylko ja nigdy tego nie potrafiłem
przyznać. Pamiętasz w szkole, gdy naśmiewałem się z ciebie? -
zapytałem, a Lisa cała się wzdrygnęła, po czym przytaknęła.
Oczywiście, że pamiętała. Takich traumatycznych przeżyć się
nie zapomina.
-
Już wtedy coś do siebie czułem, ale bałem się przyznać przed
kolegami. No wiesz, wyśmialiby mnie, a nie chciałem stracić
szacunku w mojej paczce, więc aby zaprzeczyć jakimkolwiek uczuciom
do ciebie naśmiewaliśmy się z ciebie. Wiem, głupota, ale ja byłem
gówniarzem który kochał się w najpiękniejszej dziewczynie w
całej szkole i zamiast podejść do niej i jej o tym powiedzieć to
ją katował. Przepraszam Lisa, wybaczysz mi?
Przez
całą moją przemowę patrzyliśmy sobie prosto w oczy. Chciałem,
aby ona mi uwierzyła, a wtedy wszystko byłoby znacznie łatwiejsze.
Lisa
się nie odzywała przez długi czas, patrzyła tylko tępo w jakiś
punkt za mną.
-
Kochasz mnie prawda? Wiem to, to znaczy czuję to. - powiedziałem
zwracając jej uwagę na siebie. Zamknęła na chwilę oczy, po czym
odezwała się.
-
Kocham cię nie od dziś Liam. Zrozumiałam to, gdy zostałam sama
miesiąc temu. Wiem, że do mnie dzwoniłeś. Wiem że chciałeś się
ze mną skontaktować, ale ja nie mogłam się do ciebie odezwać.
Wiem, że jakbym to zrobiła tama którą budowałam w sobie przez te
kilka lat pękłaby, a ja stałabym się nic nie wartą kukiełką.
Przepraszam, że tak się zachowywałam, ale musiałam przemyśleć
kilka spraw, ważnych dla mnie i dla ciebie.
-
I do jakiego doszłaś wniosku? - zapytałem niepewnie, bojąc się
co za chwile usłyszę.
Lisa
wzięła tylko głęboki wdech i odpowiedziała.
-
Nie możemy być razem.
-
Jak to nie moż7emy być razem? Wiesz co ja czuję, gdy nie ma ciebie
obok mnie? Czuję się jakby jakaś zimna dłoń zaciskała pięści
na moim sercu i sprawiała, że tracę oddech. Proszę nie daj mi się
udusić, to ty jesteś moim jedynym zbawieniem, to ty sprawiasz że
mam ochotę tańczyć, nawet bez muzyki. To ty dajesz mi nadzieję na
lepsze życie, to ty pokazałaś mi, że życie może być kolorowe,
a nie czarno białe. To ty jesteś dla mnie inspiracją do tego, abym
był lepszym człowiekiem. To ciebie kocham i nie pozwolę ci uciec,
nie tym razem Lisa. - ze łzami w oczach mówiłem jej te słowa. Nie
obchodziło mnie już co sobie naprawdę o mnie myśli, byłem
przekonany że ona czuje to samo. Ba, przecież mi o tym powiedziała.
Lisa
zaczęła płakać, schowała twarz w dłoniach i zaczęła łkać.
Przytuliłem ją do swojego torsu. Górowałem nad nią swoim
wzrostem, więc łatwo mi było ją do siebie przytulić. Położyłem
brodę na czubku jej głowy i objąłem ją swoimi ramionami. Nie
protestowała, a wręcz przeciwnie, wtuliła się we mnie obejmując
swoimi chudymi rękoma. Moczyła moją koszulę słonymi łzami,
wypłakując cały ból, żal i smutek.
-
Kocham cię. - szepnąłem do jej ucha. Nie liczyłem ile razy
wypowiedziałem dziś to słowo. To nie było ważne, liczyło się
tylko to, aby Lisa w końcu uwierzyła mi i w słowa, które przed
chwilą jej mówiłem. Ale była uparta, za bardzo zamknięta w sobie
aby w siebie uwierzyć. Wiem, że w jakimś tam większym stopniu to
była moja wina, ponieważ ja w czasie okresu szkolnego ją gnębiłem
i sprawiałem że zamykała się w sobie jeszcze bardziej. Teraz
jestem na tym etapie życia, że rozumiem iż to był błąd i
głupota z mojej strony i na pewno więcej takich rzeczy nie
popełnię.
-
Boję się. - w końcu przemówiła.
-
Czego? - zapytałem, gdy odsunęła się ode mnie. Łzy jeszcze
wypływały z jej oczu, a reszta została wsiąknięta w moją czarną
koszule.
-
Że zrobisz coś, co spowoduje że to wszystko się między nami
zepsuje. A ja naprawdę nie chcę się tak czuć. - jej ciałem
wstrząsnął szloch. - Zasługuję na kogoś z kim będę mogła być
szczęśliwa, z kim będę mogła założyć rodzinę i mieć dzieci,
z kimś kto będzie o mnie dbał, chronił mnie i kochał do końca
swoich dni. A nie z kimś kto jest dla mnie wredny, z kimś kto
powoduje że mam doła, z kimś kto tak naprawdę chce dla mnie jak
najgorzej. Rozumiesz mnie? Teraz rozumiesz dlaczego nie możemy być
razem? - zapytała unosząc swoją śliczną, napuchniętą od płaczu
twarz w górę i patrząc na mnie wielkimi oczami.
Kiwnąłem
tylko głową zgadzając się i rozumiejąc ją w dwustu procentach.
-
Nie zrobię nic takiego. Będę cię kochał do końca swych dni,
będę dbał o ciebie, o twoje bezpieczeństwo, sprawiał że
będziesz szczęśliwa. Zrobię wszystko Lisa, tylko proszę cię
wybacz i zaufaj mi. - prosiłem ją chwytając jej twarz w swoje
dłonie. Jej ręce zostały na moich biodrach. Patrzyłem w jej oczy
chcąc coś w nich znaleźć. Doszukałem się tylko uczucia, jakie
mi ofiarowała – miłość.
-
Daj mi trochę czasu. - poprosiła poważnym tonem.
-
Dobrze. - zgodziłem się. Nie miałem innego wyjścia, musiałem
czekać. Wiedziałem, że czekanie na nią jest tego warte.
-
Lisa, mam jeszcze jedną prośbę. - zwróciłem się do niej, gdy
staliśmy pod domem jej mamy.
-
Tak?
-
Pójdziesz ze mną na ślub?
Perspektywa
Lisy
Białe
ściany, na których widniały rysunki małych dzieci przyklejone
taśmą klejącą. Pomiędzy nimi ja siedząca na jednym z jasnych
foteli w poczekalni. Ręce pociły mi się ze zdenerwowania do tego
stopnia, że co chwila musiałam chodzić do łazienki, aby je
przemywać. Kobieta siedząca obok mnie, z dużym brzuchem ciążowym
przypatrywała mi się z uśmiechem na ustach. Udawała, że czyta
jakieś czasopismo dla młodych mam, ale tak naprawdę widziałam jak
mnie obserwowała. Starałam się z całych sił, aby na nią nie
spoglądać, ale było to silniejsze ode mnie. Jej brzuch naprawdę
wydawał się ogromny. Trochę było to niestosowne, aby zapytać ją
w którym jest miesiącu, ale sama mi to wyjawiła.
-
Końcówka ósmego.
-
Proszę? - zapytałam wytrącona z równowagi.
-
Ciągle patrzysz na mój brzuch, więc uznałam że pewnie
zastanawiasz się który to miesiąc. Końcówka ósmego. Termin mam
za trzy tygodnie. - wyjaśniła uśmiechając się do mnie. Widziałam
jaka była szczęśliwa. Obrączka widniejąca na jej palcu
wskazywała, że nie została z maleństwem sama.
-
Ty pewnie dopiero początek, zgadza się? - zapytała wskazując na
mój jeszcze płaski brzuch.
Kiwnęłam
głową. Skąd ta nagła nieśmiałość Liso?
-
Właśnie idę na badanie. - wyjaśniłam wskazując białe drzwi
obok nas. Przywieszona na nich zawieszka oznajmiała, że doktor
Smith miała przyjmować za dziesięć minut.
-
Widać, że pierwsza ciąża. Strasznie się stresujesz, ciągle
biegasz do toalety. Ale to normalne, na początku ciąży to aż
wskazane, aby ciągle wymiotować. - zapewniła mnie śmiejąc się
cicho. Posłałam jej wymuszony uśmiech nie rozumiejąc jej żarciku.
-
A ty też pierwszy raz? - zapytałam zachrypniętym głosem.
-
Druga. - odpowiedziała masując się po brzuchu. - Mam już synka,
teraz czas na córkę. Mąż nie może się już doczekać, kupuje
tylko ciągle jakieś zabawki, ubranka do pokoju dziecinnego. Jest
tak tym przejęty, że nawet postanowił ze mną urodzić. Nie był
przy narodzinach syna, więc postanowił być przy mnie teraz. -
posłała mi uśmiech. Widziałam jaka była szczęśliwa mówiąc o
mężu, dzieciach i nawet tych głupich ubrankach czy zabawkach.
Zastanawiałam się tylko czy Liam będzie tak samo szczęśliwy jak
jej mąż, gdy mu o tym powiem. Czy będzie kupował ze mną pierwsze
ubranka dla naszego dziecka, czy będzie chodził z nami na spacery,
czy może tez będzie śpiewał naszemu dziecku kołysanki na
dobranoc. Ale wtedy właśnie przez moimi oczami ukazał mi się
obraz Liama odrzucającego mnie z wielkim brzuchem. Mówiącego, że
już mnie nie chce i oddalającego się ode mnie z obrzydzeniem na
twarzy.
Wczoraj
powiedział, że mnie kocha. Zapewniał, że będzie chciał zapewnić
mi bezpieczeństwo, bym czuła się dobrze i i nic mi nie groziło.
Ale ja wiedziałam i znałam Liama na tyle, że gdy tylko wyczuwał
niebezpieczeństwo uciekał. Tak samo było, gdy chciałam popełnić
samobójstwo kilkanaście lat wcześniej. Też zwiał do innego
miasta i nie było po nim ani śladu. Dopiero niedawno, jakieś
cztery miesiące temu znalazłam go. Śledziłam na każdym kroku. Z
pomocą Alvina udało mi się dotrzeć do jego paczki. Wiedziałam o
nim wszystko, miałam teczkę z jego danymi, z danymi jego rodziny
oraz znajomych. Obserwowałam każdy jego ruch. Ale gdy doszło
między nami do czegoś więcej, niż tylko głupie przepychanki, czy
rozmowa, wiedziałam że coś między nami pękło. Jakiś dziwny mur
ustąpił i zamiast niego pojawiło się prawdziwe uczucie, któremu
nie dałby się oprzeć żaden normalny i zdrowy na umyśle człowiek.
Wiedziałam, że wpadłam jak mucha w pajęczynę. Wiedziałam, że
nie ma już odwrotu, a Liam na pewno nie odpuści. Gdy cztery
tygodnie temu przespaliśmy się ze sobą nie spodziewałabym się,
że zajdę w ciąże. Niby się zabezpieczyliśmy, ale najwidoczniej
nie udało się zapobiec niechcianej ciąży.
-
Pani Benson. - starsza pielęgniarka w białym stroju wyszła z
gabinetu doktor Smith.
Od
razu wstałam słysząc swoje nazwisko i ruszyłam w tamtą stronę.
-
Powodzenia. - szepnęła w moją stronę młoda kobieta z ciążowym
brzuszkiem. Uśmiechnęłam się do niej, gdy ta pokazała mi swoje
trzymane kciuki.
Nieco
bardziej zestresowana weszłam do środka. Pani doktor siedziała za
białym biurkiem i pisała coś na kartce. Jej brązowe włosy były
spięte w szykownego koczka, a duże okulary na nosie przysłaniały
połowę twarzy. Ze zdjęcia w internecie wywnioskowałam, że ta
kobieta mogła mieć co najmniej trzydzieści lat, ale teraz widząc
ją na żywo śmiało mogę stwierdzić, że zbliża się do
czterdziestki.
-
Śmiało, proszę siadać i się nic nie bać. - oznajmiła nie
odrywając wzroku od papierów. Jej głos był taki miły, a zarazem
twardy. Usiadłam posłusznie naprzeciwko niej na krześle. Dłonie
nadal mi się pociły, więc kilkakrotnie, zanim lekarka się do mnie
odezwała wytarłam je o spodnie.
-
Więc co cie do mnie sprowadza kochana? - zapytała unosząc głowę
w górę i ściągając z nosa grube okulary.
-
Yyy chyba jestem w ciąży. - oznajmiłam przerażonym głosem
patrząc jej prosto w oczy.
-
Chyba? Robiłaś testy? - zapytała rzeczowo marszcząc brwi.
Przypomniałam sobie moje trzy nieudolne próby zrobienia testu,
które ciągle wpadały mi do muszli klozetowej. Na szczęście za
czwartym i piątym razem mi się udało i oba były pozytywne.
-
Tak, dwa. - odpowiedziałam już pewniejsza siebie. Czułam, że
lekarka chce dla mnie jak najlepiej i nie ma co przed nią ukrywać
ani czego się wstydzić. Ona jest kobietą, więc wie co czuję.
-
Dobrze. - mruknęła. - Kiedy był ostatni stosunek? - zapytała
przewracając jakieś dziwne kartki.
-
Eee – szybko obliczyłam w głowie datę kiedy z Liamem mieliśmy
małą przelotną przygodę. - Około pięć tygodni temu. -
odpowiedziałam patrząc jeszcze na kalendarz wiszący na ścianie
obok, aby nie okłamać pani doktor.
-
Pięć tygodni temu? I od tamtej pory nie było już żadnego
stosunku?
-
Nie. - pokręciłam głową.
-
Prawdopodobnie jesteś w ciąży, ale żeby upewnić się na sto
procent zrobimy badanie. Nora, proszę pomóż się pani przygotować.
- lekarka zwróciła się do pielęgniarki, która nagle wystawiła
głowę zza białego parawanu. Gdzie ona wcześniej była?
Przyglądała się nam?
-
Oczywiście. Zapraszam panią. - zwróciła się do mnie Nora.
Wstałam po czym podeszłam do niej niepewnie. - Proszę się
rozebrać od pasa w dół, usiąść na tym krześle i przykryć się
tym kocem. - wskazała na specjalistyczne krzesło, takie jakie
zazwyczaj można spotkać w gabinecie ginekologicznym, po czym na
koc. Wykonałam wszystkie jej polecenia zgodnie z zaleceniami i już
kilka minut później siedziałam z nogami wyciągniętymi przed sobą
w górę oczekując na panią doktor. Czułam się obnażona, ale
wiedziałam że nie mam innego wyjścia, jak poddać się temu
badaniu aby wykluczyć bądź potwierdzić stan, w którym
prawdopodobnie byłam.
-
No to co, badamy? - doktor Smith podeszła do mnie, zasiadła na
obrotowym stołku przede mną i zakładając okulary na nos założyła
gumowe rękawiczki. Byłam tak zestresowana, że gdy pani doktor
prosiła bym się rozluźniła nie potrafiłam tego zrobić, czym
utrudniałam jej badanie.
-
Rozluźnij się Liso, to naprawdę nie będzie bolec. Możesz poczuć
się lekko niekomfortowo, ale to minie gdy się do tego
przyzwyczaisz. - oznajmiła mi po raz trzeci dzisiejszego dnia. Nie
potrafiłam się rozluźnić, cały czas miałam wrażenie, że zaraz
poczuję ogromny ból w dolnych partiach mego ciała.
-
Musisz się rozluźnić, inaczej nie wykonamy tego badania. - dodała
już zmęczonym głosem.
-
Próbuję. - wyszeptałam zamykając oczy.
-
Pomyśl o czymś miłym, to zazwyczaj pomaga pacjentkom -
pielęgniarka Nora zwróciła się do mnie. Popatrzyłam na nią, a
ta pokiwała głową z lekkim uśmiechem na ustach.
Próbowałam
myśleć o czymś miłym, tyle że ciągle przed moimi oczami
ukazywał się Liam. Jego piękne brązowe oczy wpatrywały się we
mnie, jego słodki nieśmiały uśmiech widniał w mojej głowie od
wczoraj. Jego usta pieszczące moje imię: Lisa, Lisa, Lisa.
-
Lisa, halo możesz się już ubrać skończyłyśmy. - oznajmiła
Nora szturchając mnie w ramię, dzięki czemu wyrwała mnie z mojego
idealnego snu.
-
Naprawdę? - zapytałam oszołomiona spuszczając nogi w dół i
ubierając na siebie bieliznę podaną mi przez pielęgniarkę.
-
Dałaś rade dziewczyno. - pochwaliła mnie doktor Smith,gdy
podeszłam do jej biurka w pełni ubrana. Uśmiechnęłam się do
niej, po czym usiadłam na krześle naprzeciwko niej.
-
Mam wiadomości dobrą i złą. Dobra i zła jest taka, że jesteś w
ciąży. - wyjaśniła patrząc mi prosto w oczy. Nie wiedziałam co
mam zrobić w tamtym momencie, śmiać się czy może płakać, a
może i jedno i drugie? Bo przecież każde z nich nadawało się w
tym momencie idealnie. Choć i tak byłam przygotowana na taką
odpowiedź, ale wstrząsnęło to mną do takiego stopnia, że miałam
dreszcze na całym ciele.
Starałam
się być jeszcze choć przez chwilę przytomna na tyle, aby słuchać
zaleceń i przeciwwskazań lekarki. Gdy już mogłam wyjść wstałam
i po prostu poszłam. Kobiety, z którą jeszcze rozmawiałam przed
wejściem do gabinetu już nie było, zapewne weszła do innej
doktorki.
Gdy
wyszłam z budynku zrobiło mi się niedobrze, dodatkowo mój telefon
dzwonił w torebce dając znać że ktoś chce koniecznie ze mną
porozmawiać. Siadając na schodach zaczęłam grzebać w torbie, ale
nie mogłam w ogóle go znaleźć. W końcu, gdy przestał brzęczeć
wyjęłam go.
-
Oczywiście. - bąknęłam pod nosem do siebie. Imię Liama widniało
na wyświetlaczu, jedno nieodebrane połączenie, gdy chciałam
usunąć historię połączeń mój telefon zaczął wiercić się w
mojej dłoni sygnalizując mi, że chłopak znów się do mnie
dobija. Westchnęłam, po czym przejechałam kciukiem po ekranie.
-
Słucham? - odezwałam się zmęczonym głosem ściskając nasadę
nosa palcem wskazującym i kciukiem.
-
Wiem, że może nie chcesz ze mną rozmawiać, ale czy moglibyśmy
się spotkać? - głos Liama rozbrzmiał w małej słuchawce mojego
telefonu. Nie powiem, ale cieszyłam się słysząc jego głos, po
prostu byłam zmęczona ostatnimi trudnymi dla mnie dniami, dlatego
nie okazywałam jakiegoś entuzjazmu wobec niego.
-
Tak. - odpowiedziałam ziewając.
-
Super, gdzie jesteś to wpadnę po ciebie. - oznajmił, a ja
spanikowana spojrzałam za siebie, gdzie na dużym budynku widniał
napis: Klinika ginekologiczna. Na pewno nie mogłam podać mu
tego adresu, od razu zorientowałby się co tam robiłam.
-
Centrum miasta, będę czekać na ławce przy fontannie. - oznajmiłam
wstając na równe nogi i ruszając w stronę rynku, skąd miał
zabrać mnie Liam. Spanikowana odwróciłam się za siebie i w
myślach powiedziałam sobie, że za niedługo znów tutaj przyjdę.
Za jakieś dwa miesiące.
Piętnaście
minut później czekałam na Liama w centrum miasta. Siedziałam na
drewnianej ławce naprzeciwko ratusza i obserwowałam ludzi
przechadzających się obok mnie. Niektórzy spanikowani, spóźnieni
na jakieś ważne biznesowe spotkanie, inni uśmiechnięci kroczący
przed siebie w wysoko uniesioną głową, a jeszcze inni zamyśleni,
próbujący znaleźć odpowiednie rozwiązanie swoich problemów. A
między nimi wszystkimi ja – młoda przyszła mama, która
skomplikowała sobie życie, najgorzej jak się tylko da.
Wiem,
że muszę powiedzieć o ciąży Liamowi, ale nie mam pojęcia jak to
zrobić. Gdyby był normalny może i by się ucieszył, ale jest jaki
jest, ma trochę zwichrowaną psychikę, dlatego boję się że jak
się dowie o tym, to wpadnie w szał. Może powinnam powiedzieć mu o
tym w publicznym miejscu? Może nie zrobiłby mi sceny na przykład
na środku sklepu spożywczego, choć szczerze w to wątpię.
-
Cześć śliczna. - przywitał się ze mną dosiadając się do mnie
na ławce. Czułam jego perfumy już z daleka, ale obawiałam się
popatrzeć w tamtą stronę.
-
Hej. - odpowiedziałam zaskoczona jego nagłym pocałunkiem w
policzek. Zauważyłam,że Liam zawsze ubierał się na czarno, nigdy
jakoś nie widziałam go w innych kolorach. Nawet wtedy miał na
sobie ciemne spodnie i czarną koszulkę. Wyglądał jak zawsze,
czyli bosko.
-
Pomyślałem, że moglibyśmy zjeść razem jakiś obiad. -
zakomunikował. Jego ręka, która jeszcze przed chwilą spoczywała
na oparciu ławki, tuż za moimi plecami teraz zakładała pasmo
włosów za moje ucho. Czując jego place na mojej skórze zamknęłam
na chwile oczy. Jego dotyk był taki czuły, wręcz mnie parzył, ale
za nic nie oddałabym tego uczucia, które wtedy czułam.
Po
chwili jego usta dotknęły moich warg, językiem próbował wedrzeć
się do środka. Nie opierałam się, poddałam mu się cała,
marzyłam wręcz o tym aby poczuć go na sobie. Wplotłam palce w
jego włosy i ciągnąc za nie lekko wydałam z siebie
niekontrolowany jęk. Liam zaśmiał się wprost w moje usta słysząc
moją reakcję na niego i chwycił moją twarz w swoje dłonie, a
następnie przysunął swoje chude ciało bliżej mnie.
-
Co ty mi robisz dziewczyno? - wysyczał odsuwając się ode mnie na
tyle, by móc oprzeć swoje czoło o moje, a następnie spojrzeć mi
w oczy.
-
Nie wiem co to jest, ale proszę nie przestawaj. - poprosił znów
atakując moje wargi. Zrozumiałam w tamtym momencie, że ten
nienormalny brunet jest moim księciem z bajki i to jemu pragnę
oddać się w całości.
____________________________________
Nie mam pojęcia jak mam Was przepraszać za swoją nieobecność tutaj, ale musicie uwierzyć że przez pewne sytuacje w moim życiu zablokowałam się z pisaniem. Nie potrafiłam nawet napisać jednego zdania, a co dopiero całego rozdziału.
Jeszcze raz przepraszam. Komentujcie i dajcie mi znać co sądzicie o tym rozdziale, bo to naprawdę motywuje.